czwartek, 26 marca 2015

Dwa





Dopiero późną nocą,

przy szczelnie zasłoniętych oknach

gryziemy z bólu ręce, umieramy z miłości.”

J.R.
Jeśli ma się cel, należy śmiało stawiać kroki ku jego stronie. Jeśli ma się nadzieję, bezwarunkowo trzeba w nią wierzyć. Jeśli się kocha, walczmy! Cóż… W moim przypadku słowo „miłość” było już zdecydowanie przesadą, ale przecież nic nie przychodzi nagle, czyż nie? Najpierw trzeba zapracować na miłość. Należy utkać cienką nić, która połączy dwa serca, by dać jej potem swobodnie się rozwijać. Każdy człowiek pragnie w końcu tego poczucia, iż jest ważny. Nie byłam wyjątkiem. Jeżeli czułam, że mam szansę na szczęście i brak bólu na co dzień, mogłabym dążyć do celu nawet po trupach, byleby zwyciężyć. To jedna z najstarszych potrzeb człowieka. Świadomość, że jest człowiek, który będzie się zastanawiał, gdzie jesteśmy, kiedy nie wrócimy na noc do domu. Nie chciałam już dłużej usychać z tego pragnienia. Nie oczekiwałam też od nikogo litości. Miłość… To jedynie jej chciałam zaznać choć na chwilę, gdyż czułam jak już powoli zamieniam się w głaz. Zimny jak uczucie braku miłości. Wszystko bez niej ulatywało z mego życia jak ptak. Świat bezpowrotnie się zmieniał, a ja nie miałam na niego żadnego wpływu. Nawet zapragnęłam bólu i cierpienia, nie mówiąc o szczęściu i radości, które powoduje właśnie miłość. Już miałam dosyć stania w bezruchu, opętana tylko jedynym imieniem od tak wielu lat. Dosyć nadziei skruszenia. Dosyć… W końcu chciałam mieć KOGOŚ, kto były dla mnie i tylko dla mnie…
-On tu idzie!- piszczałam podekscytowana, dostrzegając z dala zbliżającego się w moją stronę sylwetkę jasnowłosego mężczyzny.-Idzie w moją stronę! Matko! Co ja mam robić?! Michi, dobrze wyglądam?! Nie rozmazałam się?!
-Grunt, że masz soczewki- przewrócił zażenowany oczyma, prychając pod nosem.-Bez nich byłabyś ślepa jak kret i nie dostrzegłabyś „jego brązowych oczu, które nie umiały kłamać, ale serce smutnym wyrazem złamać”- wypowiedział z niechęcią, cytując dokładnie moje wcześniejsze słowa.
-Soczewki?!- zapiszczałam, chwytając się głowy.- Michi, ja nie mam soczewek! Jak mogłeś mi nie przypomnieć o soczewkach?! Ty chcesz mi zrujnować życie?!- krzyczałam rozdrażniona i lekko spanikowana, a gdy dostrzegłam szelmowski uśmiech na jego twarzy poczułam, jak czerwienie się ze złości. Jak można było jeszcze bezczelnie śmiać mi się w twarz, podczas kiedy ważyły się losy mojej przyszłości?!
-Ty nie nosisz soczewek- przypomniał, wybuchając opanowanym śmiechem. Zacisnęłam dłonie w pięści, mierząc złowrogim wzrokiem blondyna.-Sprawdzałem cię. Nie nadajesz się do normalnego funkcjonowania dnia dzisiejszego, jak widzę.
-Okropny jesteś…- bąknęłam, odwracając się do niego tyłem, a uśmiechem witając zbliżającego się w naszą stronę Dietharta. Ukradkiem zerkałam na Michaela i przyznam… nie wyglądał normalnie. Gołym okiem było widać, że albo krztusi się ze śmiechu, albo już do reszty stracił do mnie szacunek.
-Cześć, Michi- przywitał się z moim przyjacielem, lecz pierwszego wrażenia nie zrobił najlepszego. Dobra, niby wiedziałam, że każdy zdrabnia w ten sposób imię Michaela, lecz w mojej obecności, tylko ja miałam na to monopol! I tak miało pozostać. Ale nie… mamo moja… Spojrzał na mnie tymi swoimi tęczówkami. Z bliska są jeszcze piękniejsze, niż nawet myślałam. Zaśmiałam się nerwowo, na co Michi zareagował jedynie cichym prychnięciem, które ostatecznie sprawiło, że wróciłam na Ziemię.
-My się jeszcze nie znamy, ale…- zaczęłam, podając mu dłoń. I ścisnął ją. Bynajmniej nie za mocno ani nie za lekko. Idealnie. I znowu… Kolejny raz moje serce bije jak oszalałe, a ja w duszy wrzeszczę na nie, żeby przestało. Na nic. Ono nigdy mnie nie słucha. A niby należy do mnie…- jestem Jessica. I już się znamy, bo wiem, że ty jesteś Thomas. Nazwisko zresztą też znam. Bo kto by go nie znał? Diethart jest nazwiskiem, które po prostu się zna. Właściciela także. W końcu nikt z takim przebojem nie wygrywa TCS, co ty- o nie… I znowu nawijałam jak katarynka. Od zawsze  tak było. Nie wiedziałam, co mówię ani do kogo. Po prostu mówiłam i mówiłam, i mówiłam. Ot, taki słowotok, kiedy na horyzoncie pojawiali się przystojniacy… Że też muszę mieć takie geny…
-Zostawię was- ten, który uratował mnie od niezręcznej ciszy, był właśnie Michael. Odetchnęłam z ulgą. Przeważnie po napływie słów z mojej stronie następowała krępująca cisza, podczas której robiłam wyrzuty każdej komórce mojej ciała, że zachowała się właśnie tak, a nie inaczej. A nie lubiłam tego. W końcu kiedy karałam cząstki siebie, wymierzałam karę równocześnie samej sobie.-Macie tutaj dobry widok, żeby obserwować trening, a ty Didl nie będziesz nam się plątał pod nogami jak zawsze, kiedy robisz te swoje inspekcje- przewrócił oczyma. Uśmiechnęłam się. Mimowolnie, nawet sama nie wiedząc czemu…- Lecz szybko tę kontuzję, bo stajesz się naprawdę nie do wytrzymania.
-Ja się plątam pod nogami?- wypuścił z płuc powietrze, patrząc ze sztucznym zawodem w oczy Michiego. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Od zawsze lubiłam, kiedy inni nalegali, prosili, używając przeróżnych argumentów, aby go przekonać, a on jedynie patrzył na nich swym oschłym wzrokiem, nie przejmując się niczym zanadto. Cały Michi… Mój Michi. Najlepszy przyjaciel…
-Tak- potwierdził.- Wszędzie cię pełno. Pomagaj, ale stąd, dobra?- jego opanowanie, a zarazem łagodność, czasem mnie po prostu przerażała.- Po treningu jak zawsze piwo, nie?- mrugnął porozumiewawczo w stronę Thomasa. Zaśmiałam się podle w duchu. No to tak łatwo już się mnie nie pozbędą!
-Nie przejmuj się. Mnie też tak zawsze mówią, że tylko przeszkadzam i nic więcej nie robię- odezwałam się jako pierwsza, próbując nieco uspokoić swe myśli. Zostałam z nim sam na sam. Musiałam wykorzystać tę szansę do cna.
-Skądś cię pamiętam- czyżby ze snów? Nie, poważnie mówiąc: omal nie wyrwało mi się to z ust.- Jesteś byłą dziewczyną  naszego Michiego, tak?- hola, hola… Wstrzymaj konie, Diethart! „Waszego Michiego”?! Wyśmiałabym cię, gdybyś nie był tak cudowny. To mój Michi!
-Tak…- przyznałam nieco zmieszana. Jak miały się sprawy? Jak to możliwe, że ja już praktycznie o tym zapomniałam, a i tak cały glob o tym pamiętał? Przecież to chore. Czemu ludzie nieustannie pytają tylko o to? Byłam kiedyś partnerką Michaela i co? Z tego powodu już na zawsze mam nią pozostać?!

Marzę o cofnięciu czasu.
Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu,
jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach
i pójść w innym kierunku.”

M.H.
Miałem tylko jedną osobę bez której czas się dłużył, a z którą mogłem spędzić go milej. Cóż… Bywały momenty, kiedy kłóciliśmy się jak stare małżeństwo, ale jednocześnie rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele, którzy całe życie spędzili przy swoim boku. Były nawet chwile, kiedy miałem wrażenie, że filtrowaliśmy jak na pierwszej randce, mimo że chroniliśmy się wzajemnie jak rodzeństwo. Nie byliśmy idealni. Mieliśmy wady i zalety, lecz według mnie każdy człowiek powinien mieć na uwadze, że każdy napotkany człowiek  czegoś się boi, coś kocha oraz coś w swoim życiu stracił. My straciliśmy wiele. Jednak wspólnie nauczyliśmy się, że ten, kto patrzy ciągle wstecz, nigdy nie będzie gotów sprostać temu, co dopiero przed nim. We dwójkę jakoś zawsze dawaliśmy sobie radę. Gdy miłość zostawiała po sobie jedynie łzy, nasza przyjaźń miała moc, by zostawiać uśmiech tam, gdzie wcześniej miłość pozostawiła słoną ciecz, pod zranionymi powiekami. Przyjaźń z Jess była najwspanialszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać. Ona trwała. Po prostu istniała i zajmowała bardzo ważne miejsce w moim sercu, nie zważając na nic ani nikogo. Niczego się nie spodziewaliśmy. Nigdy niczego nie żądaliśmy czy też nie zadawaliśmy pytań. Nigdy niczego nie zakładaliśmy. Mogło się dziać, co tylko chciało. Jeśli nasza przyjaźń nadal tak mocno nas wiązała, nie mieliśmy się prawa bać niczego…
-Żartujesz sobie?!- wykrztusiłem zaskoczony, patrząc okrągłymi oczyma prosto w błękit oczu szatynki. Uśmiechała się niewinnie w moją stronę, a z jej tęczówek dało się wyczytać widoczną radość z życia. Z tego, co ją spotkało. Nadzieja, brak bólu… Beztroska. Tak, dokładnie tym była przepełniona.-Przecież ty masz lęk wysokości! Jak ty chcesz sobie latać helikopterem?!
-Normalnie- wzruszyła ramionami, mocząc usta w tej obrzydliwej kawie, która towarzyszyła nam podczas każdego spotkania.- Przełamię się! W imię miłości- uśmiechnęła się pod nosem, kolejny raz upijając łyk swojej kawy. Od zawsze jej uśmiech, był również mój. Ale… nie teraz. Nie w czasie, kiedy coś tak strasznego dokonywało się przed moimi oczyma.
-I Diethart tak niby bezinteresownie zaprosił cię na taką randkę, tak? Niczego niby nie oczekuje w zamian?- dopytywałem, za wszelką cenę chcąc odwieść ją od tego beznadziejnego pomysłu. Znam ją. Gdy tylko jej stopy oderwą się od podłoża, boi się. Cierpi… Boli ją coś, mimo że fizycznie nic sobie nie zrobiła. A nie mogło jej boleć… Nie, bo wówczas cierpiałbym również ja.
-Trochę mu przygadywałam…- przyznała niechętnie, przewracając oczyma. Palcem stukała w białą filiżankę, wystukując pewien rytm. Skądś go znałem, ale właśnie… Skąd dokładniej?- Chlapnęłam coś, że interesuję się samolotami i takie tam… To nieważne! Najważniejsze jest to, że poskutkowało i umówił się ze mną!- mimowolnie kąciki moich ust drgnęły w celu uniesienia się ku górze, mimo że w środku roznosił mnie czysty gniew i zawiść.
-Okłamałaś go!- chwytałem się każdej deski ratunku. Absolutnie wszystkiego, byleby tylko powstrzymać ją od tego głupstwa. Cóż, w jej oczach to może tylko niewinne spotkanie z facetem, który naprawdę jej się podobał, ale w moich- kompletna głupota, od której zamierzałem ją przestrzec.
-Przecież on nie jest głupi- nadal wystukiwała ten cholerny rytm. Skąd ja go znam?! Teraz jeszcze jedna rzecz skutecznie mnie rozdrażniła.- Na miejscu od razu zorientuje się, że nie mam bladego pojęcia o tych tam… No wiesz… Tylko, że wtedy sobie uzmysłowi, że to tylko czysty flirt, a potem…
-Potem?!- pisnąłem, co było dla mnie całkowicie nienaturalną reakcją. Po co jej właściwe te randki? Ma mnie. Najlepszego przyjaciela, na którym zawsze może polegać. To powinno jej w zupełności wystarczać… A nie… Randki jakieś sobie wymyśliła…- Zaciągnie cię do łóżka, wykorzysta, a na drugi dzień nie będzie pamiętał o twoim istnieniu!
-Po pierwsze, nie żyję w celibacie- wysyczała rozmarzona, nawijając na swój palec jeden kosmyk włosów. Patrzyła rozmarzonym wzrokiem przed siebie, goszcząc na ustach ciepły uśmiech. Była piękna i nawet jako jej przyjaciel, nie mogę temu przeczyć.- Po drugie, sama mu się pcham w ramiona. Po trzecie, jestem dużą dziewczynką i wiem, co robię. Po czwarte i najważniejsze, naprawdę czuję, że coś może z tego wyjść…
-Ale wy nie pasujecie do siebie- drążyłem, czując, że powoli opadam już z sił. Bo ileż można? Zdanie przyjaciela jest chyba najważniejsze, czyż nie? No dobra… Z tym, to może przesadziłem, ale powinna chociaż uwierzyć w to, że te całe randki nie są dla niej. Nie teraz.
-Przeciwieństwa się przyciągają- grała w zaparte, nie chowając uśmiechu do kieszeni. Zaprzeczyłbym, gdybym nie znał najlepszego tego przykładu. Ona- wiecznie uśmiechnięta, beztroska, z głową w chmurach. On- pewnie stąpający po Ziemi, pesymista, bywa, że choleryk. Właśnie… Coś mi to przypominało. Pewną parę z przeszłości… Nie jestem kłamcą, więc nie zaprzeczę…
-Ja chcę tylko twojego dobra- powiedziałem, gładząc delikatnie jej długie włosy. Tym razem to ja stałem się adresatem jej promiennego uśmiechu, którym mnie zaraziła. Tylko Jessica posiadała takie umiejętności.- Jesteś młoda… Sądzę, że powinnaś smakować wolności i ogólnie… On nie jest facetem dla ciebie, Jessi.
-Michi…- westchnęła, kładąc swą drobną dłoń na moim ciepłym policzku. Była zimna, drżała, a niebieskie oczy grzebały już  w mojej duszy. Uśmiech nieco stracił na swej sile, natomiast łagodność oraz spokój, pomieszany z rozmarzeniem, został na jej twarzy.-Człowiek, który odrzuca miłość pod pretekstem, że potrzebuje wolności jest głupcem. A przecież wolność i tak stanie się kiedyś największym wrogiem…
-Nie chcę, żebyś przez niego płakała- nie chcę, żeby ją dotykał, całował, miał na co dzień, słyszał jej ciepły głos, czuł oddech na karku, rozmawiał z nią dłużej niż ja oraz… by on mógł ją kochać… Nie, chcieć, to ja sobie mogę… To niczego nie załatwia, tym bardziej nic nie znaczy.
-Jeśli będę płakała, to i tak mam ramię, w które mogę się wypłakać- gładziła opuszkiem swego kciuka skórę na moim policzku, uśmiechając się subtelnie. Uśmiech był jej największą bronią oraz najpiękniejszą ozdobą…- Tylko… Masz pewien problem, Michi- spojrzała na mnie znaczącym wzrokiem.
-Znowu mam iść z tobą na zakupy, bo jak zwykle nie masz się w co ubrać, zgadłem?- podparłem głowę łokciem, przewracając oczyma. Cóż, fakt, że Jessi nie miała żadnej przyjaciółki, to moja sprawka. Miała przyjaciela, czyli mnie. Toteż musiałem spełniać dosłownie każdą funkcję. Co i tak nie oznacza, że robiłem wszystko z uśmiechem…
Bezradność za każdym razem rodzi złość.  Jaka konkretnie złość buzowała teraz we mnie? Złość na samego siebie. Co gorsza, nie pojawiała się ona po raz pierwszy. Była obecna wtedy, gdy ktoś inny pojawia się w jej życiu. Czego najbardziej się boję? Bezradności. Stanę się wówczas automatycznie mniej ważny. Wierzę Jessi. Wiem, że nie zapomni nigdy o naszej przyjaźni, ale ona straci na swej wartości, gdy pojawi się ktoś, kogo będzie kochać bardziej, niżeli tę przyjaźń. Brak równowagi- skutek złości, która skierowana jest w naszą własną stronę. Spragniony miłości człowiek, zazwyczaj czułość przekształca właśnie w złość. Wojna serca, z którą próbuje się uporać z samym sobą. Śmieszne, prawda?  Co najlepsze, tak czy siak, ono i tak polegnie w owej walce. I co wtedy? Skąd wypływać będzie radość,  szczęście, nadzieja? Zabijałem siebie samego. Uśmiercałem raz po raz jakąś część mojej duszy, która mnie napełniała. Wściekałem się właściwie bez powodu. Przecież to, że Jessica chce odnaleźć w końcu miłość nie jest niczym złym, prawda? Jako przyjaciel powinienem jedynie wspierać ją w poszukiwaniach, pomagać. A ja? Najzwyczajniej byłem zazdrosny. Ten, kto zapytałby o co dokładniej, nie uzyskałby żadnej odpowiedzi, bo ja zwyczajnie nie wiedziałem o co ani dlaczego…
-Już wróciłeś?- usłyszałem głos szatynki z kuchni, a wokół unosił się zapach mojej ulubionej potrawy. No tak… Zaczęło się. Właśnie rozpoczął się etap, w którym robi wszystko, byleby mnie uszczęśliwić, jednocześnie chcą przekonać mnie, że jednak znajomość z Jessi jest wielką pomyłką. Nie tak szybko…
-Najwyraźniej- bąknąłem, ściągając kurtkę w przedpokoju. Mijając uśmiechniętą Sarah, udałem się w stronę sypialni. Sen mógł być jedynym słusznym lekarstwem na wszystko, co teraz wokół mnie wirowało. Pragnąłem zapomnieć. Nie myśleć o Jessice i Didlu, którzy swą miłością będą jednie kłuli mnie w oczy… Tego akurat bym nie przetrwał i dobrze o tym wiem…
-Poczekaj- chwyciła mnie za rękę. Złe posunięcie… Złe…- Nie zjesz obiadu? Zrobiłam twoją ulubioną zapiekankę. Pobędziemy trochę razem, porozmawiamy…- zbliżyła się do mnie, muskając delikatnie moje usta.-Może i nawet…
-Nie jestem głodny, nie chce mi się gadać, idę spać!- ryknąłem, odsuwając się od dziewczyny. Nienawidziłem tych chwil… Podczas nich stawałem się agresorem. Zdawałem sobie sprawę, że to wręcz paskudne, ale nic nie potrafiłem z tym zrobić. Agresja, która we mnie tkwiła była po prostu najpotężniejsza…
-Znowu okazała się być lepsza, tak?- zaśmiała się ironicznie, patrząc na mnie urażonym wzrokiem. Tak bardzo się starała… Chciała zawrzeć swoisty pokój między nami… Naprawić relację, którą szczerze zaniedbywałem, lecz… przyjaźń mimo wszystko zawsze była, jest i będzie dla mnie priorytetem.
-O czym ty, do cholery,  mówisz?- spytałem nieco spokojniej, stojąc tyłem do dziewczyny. Nie ruszyłem się nawet o milimetr. Czekałem na jej odpowiedź, szczerze mając nadzieję, że Sarah nie doprowadzi do tego… Nie dopuści do mojego wybuchu…
-O Jessice!- podniosła swój głos, wypowiadając imię mojej przyjaciółki z wyraźną niechęcią i nienawiścią. Zrobiła to w taki sposób, jak nikomu nigdy nie było wolno wypowiadać tego imienia. Nie tej właścicielki. Nie tej dziewczyny, która swym uśmiechem rozświetlała każdy dzień. Nie tej, której przenikliwe spojrzenie potrafiło zajrzeć w najdalsze zakamarki mojej duszy…
-Nie waż się wypowiadać nawet jej imienia w taki sposób!- krzyknąłem najgłośniej jak tylko potrafiłem, odwracając się na pięcie.- Nie masz prawa mówić o niej cokolwiek, jeśli jej nie znasz! Odchrzań się w końcu od niej i zajmij się myśleniem na temat tego, co zrobić, żeby między nami było lepiej, bo jak widać wszystkie twoje obiadki i fałszywe uśmieszki nie pomagają!- dodałem, nieprzerwanie krzycząc, jednocześnie zrzucając jednym ruchem ręki wszystkie przedmioty, które znajdowały się na niewielkiej komodzie obok. I wtedy ulżyło. Mimo że ręka bolała, emocje znacznie opadły. Jednakże, wzrok Sarah mówił wszystko…
-Sarah…- zdążyłem wyszeptać, lecz ona wybiegła natychmiastowo, a po jej policzkach spływały łzy…
Po prostu złość. Złość… Złość zabijała mnie od środka. Złość… Wyniszczała. Tylko zazdrość. I smutek…
~*~
Witam ponownie, Skarby moje! ;* 
Zjawiam się z drugą odsłoną życia bohaterów. 
Pod ostatnim rozdziałem zauważyłam, że można było się doszukać niejasności w związku z czasem, kiedy to wszystko się rozgrywa w zestawieniu z prologiem. I jak teraz? Udało się Wam rozwikłać te zawiłości? ;))
Cieszy mnie również, że wspieracie mnie swym słowem. To naprawdę wiele dla mnie znaczy, a motywacja? Och, dzięki Wam mi jej nie brakuje! ;*

22 komentarze:

  1. Zniewalasz, moja droga. Jess jest strasznie zdeterminowana jeśli chodzi o miłość. Ale wydaje mi się, że raczej związek z Didlem nie będzie spełnieniem jej marzeń. Jest to bardzo silne uczucie, prawda, aczkolwiek ja bym go nie nazwała miłością. To wygląda raczej tak, że Jessi potrzebowała się "zakochać" i akurat napatoczył się taki Didl, więc według mnie jest to bardziej mieszanka zauroczenia i obsesji.
    Michi może i jest zazdrosny, ale w taki sposób, że nie sposób tego nie lubić. Bo to jest taka trochę dobra zazdrość, a nawet troska. Zależy mu na Jessi jak cholera, może ona nie do końca to widzi.
    Czyli przeszłość? Ale Michi chyba nie rozstał się z nią ze względu na chorobę? To by było strasznie niesprawiedliwe z jego strony.
    Rozdział jest fantastyczny. Wszystko tak genialnie wymyślone, że aż brakuje słów.
    Czekam więc na randkę z Didlem.
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze świetnie. Szczerze mówiąc to jakoś nie potrafię sobie wyobrazić związku Jess z Didlem, dlatego czekam na rozwinięcie tej historii.
    Buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Kochana! ;*
    Uwielbiam Cię za to jak piszesz, za to co tworzysz :)
    Ale jakoś nie wyobrażam sobie Jess z Didlem.. Może przez chwilę miałoby to sens, ale na dłuższą metę raczej nie ma szans bytu :c Dla mnie Michi to idealna "partia" dla Jess :*
    Co do czasu trwania to ciągle się waham xd Bo nie do końca wiem, czy Michi rzucił Jess przez chorobę (co byłoby baaardzo okrutne) i zostali przyjaciółmi, czy byli razem, teraz są przyjaciółmi a potem znowu będą razem? :D Trochę zakręcone ale mam nadzieję, że rozumiesz :)
    Pozdrawiam i buziaki Kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry! Jestem i się melduję. No, to teraz czas na ocenkę rozdziału w moim odczuciu :).
    Pierwszy etap: spotkanie Jess i Didla - lepszego nie mogło być, haha. "Wstrzymaj konie, Diethart" - you made my day hahahah <3

    Cóż, widać, że nasz kochany Mich. Staph, pardon! Michael, ekhem. Przecież tylko Jess może tak na na niego mówić. Widać, że jest zazdrosny. Bardzo przejął się "randką" swojej przyjaciółki i widać że jest dla niego bardzo ważna! To bardzo dobrze :)

    Sarah? Współczuję trochę Sarah..Niby Michael ją "kocha" i w ogóle, a ich relacje ograniczają się do "hej, co tam." Michael musi zadecydować: czy kocha nadal Jess czy chce trwać w sztucznej relacji z Sarą.

    Kochan, trzymaj tak dalej bo rozdział cudowny jak zawsze^^
    Zapraszam do mnie:
    http://loveyoumore-opowiadanie.blogspot.com/
    http://zuuzannes-world.blogspot.com/

    Buziaki i dużo weny życze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietne :-)
    Michi zazdrosny, Michi zly. :)
    Szkoda mi Sarah, sie tak stara aby bylo miedzy nimi dobrze, a Michael hmm.. jej unika? On powinien zdecydowac czy kocha Jess jako przyjaciolke, lub kogos wiecej.
    Nie moge sie doczekac nastepnych rozdzialow ^^
    Zycze weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi się poprostu wydaje, nie ja to wiem! Przecież on ją dalej kocha! I niech zrobi coś z tym zanim zniszczy Sarah do końca. Przecież ro nawet nie jest związek, to klas patologiczna wieź której prawie że nie ma. A ona zafascynowana Thomasem. Ze czy naprawdę? Może to tylko próby wywołania zazdrości w Michim? Cudoo :) Kochana twoje opowiadania, szczególnie teraz kiedy sezon się skończył są czymś w rodzaju terapi. :) Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział ale Jess i Diethart jakoś do siebie nie pasują :( życzę weny i przesyłam buziaczki :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej :*
    Nic tak nie umila czasu jak czytanie kolejnych Twoich rozdziałów... ;)
    Prawdę mówiąc to sama nie wiem co mogę napisać...
    Wszystko tutaj tak szybko się dzieje... Aż brak mi słów...
    Powiem jedynie, że jest to kolejny świetny rozdział i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny :*

    Buziaczki
    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie, nie, nie! Thomas, trzy razy nie! Jess jest przeznaczona Michiemu i tylko z nim może być. Chociaż też ma prawo być w związku, skoro Michael ma dziewczynę. Ona potrzebuje miłości i może akurat Didl ją pokocha. Sarah się stara, ale prawda jest taka, że nigdy nie wygra z Jess, ona zawsze będzie najważniejsza dla Michaela. Zazdrosny Michi..
    Szkoda, że odreagował to wszystko na swojej dziewczynie.
    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Biedny ten Michi :(
    On ją tak bardzo kocha.
    A Ona jego.
    No i po co Jej ten Diethart? Ja wszystko zrozumiem. Tęsknota za miłością jest straszna, przyjaciel, którego się kocha, a z którym się nie jest tym bardziej boli ale Thomas?
    Tak właściwie to czemu Ona nie jest z Michim? Wszystkim byłoby łatwiej :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem i ja no wiesz twoje opowiadanie. Muszę go czytać. Kocham twój styl pisania i twoje opowiadania.
    Przepraszam, że nie komentowałam i, że tu będzie tak krótko.
    Rozdział jak zawsze super. Michi i Jess najlepsi. Wydaje mi się, że to jeszcze przed chorobą był ten rozdział. No świetnie i nie wiem, co jeszcze napisać.
    Przepraszam, że już kończę, ale mam mało czasu.

    Pozdrawiam
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
  12. Dotarłam i z góry przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego :) Przeczytałam, ale jakoś zapomniałam skomentować.
    Nie ukrywam, że ja też się pogubiłam z tym czasem rozgrywania akcji... jednak czekam cierpliwie, że wkrótce się to wyjaśni :)
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie powiem - trochę zagmatwane to opowiadanie, ale nie narzekam! Nawet mi się to podoba na swój sposób :")
    Michi jest taki słodko jak jest zazdrosny, ale...powinien walczyć o Jessicę a nie bezradnie patrzeć na rozwój wydarzeń u boku Sarah. Ok, trochę przesadził swoim wybuchem złości, ale to jest jedynie spowodowane różnicami pomiędzy nimi. Jedyna, słuszna droga to bycie z Jess i tego się trzymajmy ;")
    A Didl? Jest kochany, ale cóż...sądzę, że nie jest pisana mu Jessica i mam nadzieję, że ona też zrozumie swój błąd i zakończy te relacje.
    Kochana, dodawaj jak najszybciej rozdział, bo na prawdę mnie ciekawi ciąg dalszy!
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. Z jednej strony to fajnie, że Jess ma kogoś takiego jak Michi, bo może z nim pogadać, wyżalić się itd.. Ale z drugiej to szkoda mi go, bo blondas ją kocha i zazdrosny jest :c
    Didl jest uroczy, ale czy to aby na pewno ten, na którego czeka Jessi? Coś mi się nie wydaje..
    Rozdział - super!
    Czekam na kolejny i dużo, duuuużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej, hej ^^ :)
    Rozdział jest fantastyczny ;))
    Wiesz to może wydać się dziwne, ale tu jest opisana moja aktualna sytuacja życiowa....
    Thomas niech spada od Jess oni do siebie w ogóle nie pasują, Mich ma rację! Sarah.. trochę jej współczuję ona się stara dwoi i troi, a jej chłopak jeszcze się na niej wyzywa.. No, ale można zrozumieć Michaela on w końcu (tak mi się bynajmniej wydaje) kocha Jess i nie chce jej oddać Dithartowi..niech się lepiej zdecyduje na jedną z nich, bo w końcu straci je obydwie..
    Czekam z ogromną niecierpliwością na następny rozdział ^^
    Pozdrawiam i życzę weny :))
    Buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Zjawiasz się z nową odsłoną... i to z jaką odsłoną.. :o
    Przyznam szczerze, że nie miałam zielonego pojęcia, że Michi potrafi być taki... agresywny! :o
    Ale może po kolei. :)
    Bardzo podobał mi się fragment, w którym porównujesz miłość do cieniutkiej niteczki. Piękne i bardzo trafne porównanie. ♥ Zapamiętam na zawsze. :)
    Postać Jess jest dla mnie bardzo promienną i energiczną. Jest pozytywnie zakręcona, co nadaje jej jeszcze więcej uroku. Didl.. niezły wybór. :) Rozbawiał mnie jej słowotok. :D
    Jednakże martwi mnie Michael. :( On jest cholernie zazdrosny. Tłumaczy sobie, że nie wie, czym spowodowana jest ta zazdrość, ale wydaje mi się, że on po prostu chce wyprzeć się tej prawdy. Kocha ją. Kocha Jessicę inaczej niż siostrę czy przyjaciółkę. Kocha ją czystą miłością dwojga kochanków. Kłuje go w oczy, gdy widzi, że kobieta, która wywołuje w nim tyle emocji, która potrafi rozjaśnić najpochmurniejszy dzień i osuszyć łzy smutku zaczyna zatracać się w innej osobie. Boi się, że kiedy nasza bohaterka się zakocha, zapomni o nim. Nie dziwi mnie to, ponieważ jeśli kocha się drugą osobę, serce za każdym razem boli, gdy widzi się ją w objęciach kogoś innego, a kiedy zamknie się oczy, idzie dostrzec tylko i wyłącznie jej twarz. Zastanawia mnie fakt, dlaczego ze sobą zerwali? Przecież oboje są dla siebie nawzajem bardzo ważni. Każdy z nich jest cząstką, która ich tworzy. Nie rozumiem, jak dwie przeciwności, które tak perfekcyjnie się dopełniają, zakończyły swój związek. Tym bardziej, ze rozumieją się lepiej niż niejedno stare małżeństwo. :(
    Agresywny Michael... zdziwiłaś mnie tym. Myślałam, że to właśnie on w tej historii będzie spokojnym, opanowanym i niczym niewzruszonym. Już po pierwszym rozdziale miałam, co do tego pewne wątpliwości, ale po tym rozdziale jestem po prostu oszołomiona. o.o Sarah... jest naprawdę biedna i mała wobec tego, co dzieje się w życiu jej partner. :( Ale wiem jedno... Musi go bardzo kochać, skoro stara się naprawić ich relacje. Nie dziwię się, ze jest zazdrosna o przyjaciółkę Michiego. Każda kobieta na jej miejscu by była. Taka już jest natura kobiet a ta, która nie jest zazdrosna nawet w najmniejszy, mikroskopijny sposób, nie kocha swojego mężczyzny.
    Cóż... co zostało mi do powiedzenia... GENIALNY! ♥ Nawet to słowo nie opisze z jakim zaciekawieniem czytałam Ten rozdział. :)
    Czekam na następny rozdział. ♥
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  17. W końcu udało mi się przeczytać Twojego bloga.
    Jest cudowny (z resztą jak poprzednie). Ciekawe kiedy Michi odkryje, że tak naprawdę nie kocha Sarah, tylko Jessice. Jest zazdrosny o Dietharta, o boi się, że nie będzie już dla Jess najważniejszym facetem. Pewnie ona też kiedyś to odkryje, ale żeby tylko nie było za późno.
    Czekam na kolejny rozdział :)

    Dużo weny i buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  18. PRZEPRASZAM KOCHANA ZA TO, ŻE NIE BYŁO MNIE POD JEDYNKĄ :CCCC
    Rozdział cudoowny ❤
    Ja mam wrażenie, że Michi nadal kocha Jessi, mimo wszystko ;)
    Przepiękny naprawdę ❤
    Z niecierpliwością czekam na kolejny
    Buziaki :*****

    OdpowiedzUsuń
  19. Znowu nawalam z komentowaniem, przepraszam za opóźnienie :(

    Jessi i Diethart? Coś mi tu nie pasuje,ale nie wiem jeszcze co :)
    Michi, ty zazdrośniku!Chociaż w sumie zazdrosny Michael to słodki Michael. No może nie dla wszystkich, bo naprawdę żal mi się zrobiło Sarah po tym jak ją potraktował. Powód tego jest tylko jeden: on kocha Jessi.
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, bo bardzo ciekawi mnie dalszy rozwój wydarzeń :)
    Dużo weny życzę :)
    Buziaki, Nikki ;*

    OdpowiedzUsuń
  20. Zostałaś nominowana do Liebster Award ;* więcej info tutaj: http://foreverstaywithme.blogspot.com/p/leibster.html
    NOT PRINCESS <333

    OdpowiedzUsuń
  21. Pięknie powiedziane o tym powrocie do domu, że jeśli nie wrócimy i nie ma osoby, która się o nas martwi, to tak naprawdę nie mamy niczego i nikogo. Przykre jak wielu jest takich ludzi i przykre, że wielu ludzi chce być tak bardzo niezależnym by być nie tylko samymi, ale też samotnymi.
    Soczewki xD
    No to jak na chwilę obecną, to mamy faceta co "bardziej jest" za swoją byłą niż za swoją obecną. Ja też na miejscu Sarah byłabym wkurzona i też pewnie mówiłabym o byłej mojego faceta same złe rzeczy, zwłaszcza, że ona wyraźnie kradnie mu czas i to nie swoją obecnością w miejscach gdzie też on bywa, ale przede wszystkim tym, że bywa w jego myślach. Ja wiem, że winę za to ponosi on sam, ale no niestety w takich przypadkach zawsze obrywa się "tej drugiej".

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  22. A ja trochę nie mogę ogarnąć bohaterów, ich wzajemnych relacji i przywiązania. Może przez to, że nie do końca rozumiem jak można się przyjaźnić z byłą/byłym. Mówić część, wzajemnie szanować, mieć wspólnych przyjaciół i umieć w swoim gronie, wraz z tymi przyjaciółmi spędzać czas - jak najbardziej tak, ale reszta to dla mnie istny galimatias i takie jakby na siłę chcieli wpasować się w jakąś wydumaną i wyimaginowaną poprawność.
    A już to bronienie przez M tej J, powiewa mi jakimiś wyrzutami sumienia i poczuciem winy. Jednak jest z S i to jej powinien poświęcać czas i to jej powinien dawać siebie, a nie stawiać byłą miłość ponad obecną.

    Pozdrawiam:
    otchlan-szarosci.blogspot.com
    po-prostu-sprobuj.blogspot.com
    skradzione-dziecko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń