„Niestety
tak już jest, ja Cię kocham, Ty mnie nie.
Odchodzisz
gdzieś daleko, nie pytam Cię o drogę.
Może
Ci się przypomnę, o ile nie będzie za późno,
bo kiedyś moje serce może być zamknięte
furtką…”
M.H.
Nikt nie
widział, prawda? Na pewno nikt nie wie? Przecież jak każdy człowiek, jestem
sekretem, który nigdy nie może wyjść na jaw. Zatem to, co działo się w moim
wnętrzu, również nie mogło ujrzeć światła dziennego. Teraz muszę trzymać się daleko od innych. Nie pozwolić im
wywęszyć, że wewnątrz mnie są jedynie same ruiny. Z daleka od wszystkich…
Nieważne czy to w świetle dziennym, czy późną nocą… Ja tak czy siak będę się
spalał… Niszczył samego siebie, bo pewna część mojego życia zniknęła już na
zawsze. Człowiek, przy którym mogłem się odkryć, był daleko stąd. Wraz ze zniknięciem jej, zniknął także mój
azyl. Świat teraz będzie rozdawał ciężkie brzemiona, a ja najzwyczajniej nie
będę potrafił ich ścierpieć. Dlaczego? Brak źródła życiodajnego… Już nigdy nie będę czuł się jak w raju. Nigdy
nie dosięgnę końca nieba. A tak wiele szans mieliśmy… Mogliśmy stworzyć nawet
Wszechświat, jeślibyśmy tylko tego zapragnęli. Moglibyśmy przyczynić się do
zniknięcia świata. Moglibyśmy zupełnie niczym się nie przejmować. Moglibyśmy… A
nie możemy. Wiecie, co było najlepsze?
Czas, kiedy tak naprawdę doceniłem to, co straciłem. Ten sam, kiedy doszło do
mnie, że już zupełnie nie mam na kogo liczyć… Wtedy, kiedy rano obudziłem się w
całkiem obcym miejscu, gdy wziąłem do ręki swój telefon i chciałem wybrać numer
właśnie do niej, a w połowie tejże czynności zaprzestałem, gdyż zdałem sobie
sprawę, że już nigdy nie odbierze…
Ale…
Czasem naprawdę bolało już same patrzenie na nią. Jednak bolało też, kiedy jej nie
widziałem. Bolało, kiedy o niej myślałem, ale bolało również wtedy, gdy starałem
się zapomnieć. Zatem, co było trudniejsze? Życie z nią czy bez niej?
-Gdzie ty
się podziewałeś całą noc?!- powinienem się już przyzwyczaić do tego rodzaju
powitań. Ale no tak… Sarah. Moja żona. Wstyd się przyznać, ale zapomniałem…
Nie, nie o tym, że się ożeniłem. O tym, że jak wrócę do domu, ktoś de facto
będzie tam na mnie czekał…
-Sarah,
nie tak głośno, proszę…- syknąłem, trzymając się za głowę. Alkohol robi swoje i
to trzeba mu przyznać. Jednakże, wczoraj naprawdę solidnie przesadziłem…- Ja ci
to wszystko wyjaśnię, obiecuję…
-Czyli
jednak nie chcesz, żebym dała ci spokój?!- ze słów wypowiedzianych w gniewie,
bardzo ciężko się wyplątać… Oj, bardzo, bardzo ciężko. I takie właśnie zadanie
stało przede mną otworem. Niemal niemożliwe i już na starcie skazane na
porażkę.
-Kochanie…-
zbliżyłem się do niej, ujmując jej twarz w dłonie. Patrzyłem głęboko w ciemne
tęczówki dziewczyny, dokładnie lustrując każdy, nawet najmniejszy, cal. Już
dawno nie byłem tak blisko niej. Przynajmniej w sytuacjach, kiedy to ja
inicjowałem jakiekolwiek zbliżenie, jak było właśnie teraz.- Wszystko ci
wyjaśnię, mogę przyrzec na co tylko chcesz… Wyjaśnię, słyszysz?- chwyciłem ją w
talii.- Tylko porozmawiajmy spokojnie…
-Ciekawe
w jaki sposób chcesz mi to wyjaśnić- wycedziła zła, lecz już w znacznie
mniejszym stopniu, niżeli przed chwilą. Zatem była szansa. Teraz należało ją
jedynie w należyty sposób wykorzystać…- Słowo się rzekło. Nie chcesz mieć ze
mną nic do czynienia, co udowodniłeś wczorajszym zachowaniem.
-Skarbie…-
pociągnąłem szatynkę w stronę kanapy, by naprawdę mogła wyczuć, że chcę
porozmawiać na neutralnym gruncie. A i również były to dodatkowe sekundy, które
mogłem poświęcić na wymyślenie wymówki. Teraz każdy ułamek sekundy był
cenniejszy niż złoto.- To wszystko dlatego, że Stefan ma poważne kłopoty…- nikt
nie powiedział, że miało być to prawdziwe wytłumaczenie.
-Jakie
kłopoty? Co się dzieje z Kraftim?- roześmiałem się w duchu. Uwierzyła. Teraz
kolejne pytanie: w jaki sposób odpowiedzieć na jej pytania? Jedno kłamstwo
rodzi setki innych kłamstw, dlatego nie właśnie należy kłamać… Wdepnąłem w to
bagno. Teraz ciężko będzie mi się uwolnić, ale cóż… Muszę wybrnąć. Muszę
walczyć o własne szczęście. Szczęście? Naprawdę to pomyślałem?
-Nie
mogę ci na razie powiedzieć…- dukałem ledwo, spuszczając wzrok w dół. W głowie
pusto, a kolejne bajki trzeba było wymyślić…- Kiedy to wszystko powiążemy jakoś
z Kraftem, wszystko ci opowiem… Wybacz, ale jeszcze nie mogę- wyszeptałem,
składając na jej czole czuły całus.
-I na
pewno to nie ma nic wspólnego z wyjazdem Jessici?- zapytała, wtulając się w mój
tors. Jedno słowo. Właściwie, to jedno imię, które sprawiło, że wszystkie moje
mięśnie napięły się jak struna. Serce zaczęło bić szybciej, a dusza kolejny raz
rozpadła się na jeszcze mniejsze kawałeczki. Czemu z takim uporem maniaka każdy
musiał mi przypominać o jej zniknięciu?
-Na
pewno, Kochanie. Zaufaj mi…- powiedziałem półszeptem, głaskając jej włosy. Zaufanie… Czy ja w ogóle na coś takiego
zasługiwałem? Przecież gdyby dowiedziała się, jaka jest czysta prawda, zaufanie
Sarah co do mojej osoby spadłoby tak nisko, że nie uwierzyłaby mi nawet która
jest godzina, gdyby o to zapytała...
„Są
godziny, które liczą się podwójnie i
lata niewarte jednego dnia.”
J.R.
-Już
jesteśmy!- wyrwał mnie z rozmyślań głos Marco, który po chwili stał już obok
mnie trzymając moją osobę w objęciach, jednocześnie darując mi jeden z uroczych
całusów w nos. Uśmiech z jego twarzy natychmiast zszedł, kiedy zobaczył stan w
jakim się obecnie znajdowałam. Wyczuł. Znał mnie niestety na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy próbuję
na siłę wmówić wszystkim, że jest dobrze, pomimo że coś niszczyło i zjadało od
środka. A niszczył mnie Michi. A
właściwie jego brak… Nieobecność przy mnie nawet duchem… Rozpadałam się od
środka. To nienormalne…- Co się stało?- wyszeptał, patrząc głęboko w moje
niebieskie tęczówki.
-Usiądźmy-
nie odpowiedziałam, bo niby co miałam mu powiedzieć? „Minął jeden dzień, a ja
już usycham z tęsknoty do Michaela”? Beznadzieja… Oderwałam się od chłopaka, po
raz ostatni posyłając mu smutny wzrok, a później przyszedł czas, kiedy
przywdziałam na swą twarz maskę szczęścia, która i tak wyglądała dosyć
sztucznie, nienaturalnie, lecz była na pewno lepsza od tej prawdziwej. Smutnej.
Przygnębionej. Przestraszonej. Bezsilnej. Zmęczonej życiem…
-Mam się
obawiać, że czegoś tutaj dosypałaś? Wczoraj chyba coś nie przypadłem ci do
gustu- zadrwił Erik, patrząc cały czas na moją osobę. Cóż… To jak go wczoraj
traktowałam po powrocie od moich rodziców, było tylko moją sprawą. Nie miałam jeszcze sił udawać miłej, po tak
trudnej rozmowie z rodzicami… Ale ja i
tak nie pozostałam obojętna na grę spojrzeń. Zgłębiałam się w treść jego tęczówek. Mimowolnie. Wbrew sobie. Jakby
rzucił na mnie jakiś czar czy urok. Zainteresowanie… Tym były przepełnione jego
oczy. Tym, czego pragnie każda kobieta.
Nie liczą się bowiem czekoladki, czy kwiaty. To zainteresowane spojrzenie
mężczyzny i poczucie siły męskiego ramienia jest najważniejsze… Trzeba jednak
uważać. Nawet przed tym. Należy chwytać każde spojrzenie, chwilę, sekundę,
minutę za nogi i na siłę zapisać je w swej pamięci. Żaden dzień w końcu się nie
powtórzy. Nie ma dwóch podobnych nocy. Dwóch identycznych pocałunków też nie.
Dwóch jednakich spojrzeń tym bardziej…
-Bardzo
śmieszne- bąknęłam złośliwie, zapełniając swą buzię porcją spaghetti.
Złośliwość także potrafi przybierać najróżniejsze formy. Jedna ma na celu
skrzywdzenie, upokorzenie drugiego, a inna ma nadać danej sytuacji zabawny
charakter… Ale czy to nie jest tak, jakby było się dobrze złym? Czy można być w
ogóle dobrze złym?
-Erik
dziś będzie u ciebie spał. Znaczy się, ja też będę u ciebie dziś nocował, ale
to już wiadomo- powiadomił Reus, wciągając kolejną porcję makaronu. Zaczęłam
krztusić się, na usłyszenie wiadomości, która była zupełnie przeciwieństwem tego,
czego tak naprawdę pragnęłam. Zmierzyłam wzrokiem raz, zajmującego się nadal
jedzeniem Marco, a drugi- Erika, który łobuzersko się do mnie uśmiechał. Po raz
pierwszy zobaczyłam jego uśmiech. Uśmiech, który mówił, że wierzy w szczęście,
w siłę ludzką nieznającą granic. W proszę, przepraszam, kocham- płynące z
wnętrza, prawdziwe. Że wierzy w uśmiech z radości życia. Cudowny uśmiech,
wprawiający mnie w dziwny stan, jednocześnie
zmuszający do przyznania, że naprawdę do
twarzy mu w uśmiechu. Działam wbrew sobie. Myśli same wbiegały do mojej głowy, zostawiając za sobą pobojowisko,
podobne do takiego, które zostawia po sobie tornado. Zostałam podzielona na
pół. Jedna połówka serce mówiła to, a druga szeptała coś całkowicie
sprzecznego. Walka trwała pomiędzy dwoma połówkami serca, nie potrafiąc
przeciągnąć duszy na jedną stronę. Kto poniesie klęskę w tej wojnie? To
bratobójcza walka…
-Jak to?
A własnego mieszkania to już nie masz?- zaadresowałam słowa w stronę Marco,
który popatrzył na mnie beztroskim wzrokiem. Uśmiechnął się subtelnie, zupełnie
tak, jakby coś sugerował. Czasem naprawdę nie potrafiłam zrozumieć tego
człowieka…
-Marco
ma remont, a ja tymczasem pomieszkuję u Marco- wyjaśnił szybko Durm, kolejny
raz zwracając na swoją osobę moją uwagę. Czy on naprawdę musiał tak bardzo
mącić mi w głowie, tym swoim aksamitnym barytonem? Przytaknęłam jedynie,
zajmując się w końcu swoim posiłkiem…
∞
Noc… Po
raz kolejny stała się najlepszą porą na wszystkie przemyślenia. Na
zastanawianie się nad sensem życia. Dalszymi planami na życie. Powrót do
wspomnień. Zarówno do tych dobrych, jak i złych. Żałujemy tego co zrobiliśmy
bądź tego czego nie zrobiliśmy. Obiecujemy sobie, że jutro zrobimy to, co sobie
obiecywaliśmy. Analizujemy to, co było i tak zanalizowane setki razy. Wymyślamy
dialogi, na które i tak się nigdy nie odważymy. Noc powinna regenerować
organizm. Tak jest, jednakże przybija duszę, która zostaje sam na sam ze
wszystkimi sprawkami, z którymi musi walczyć.
Miałam
dosyć. Miałam dosyć snucia scenariuszy na przyszłość, które pisał strach,
jednocześnie będąc głównym aktorem owego przyjaciela, którego nazwać można moim
życiem. Wstałam, wcześniej nadziewając na siebie jedynie koszulkę. Boso
stąpałam po zimnej posadzce, rozkoszując się melodią graną na zewnątrz przez
deszcz. Mym celem od razu stała się kuchnia, gdzie siedząc na blacie, popijałam
schłodzoną wodę, patrząc za okno i myśląc, że tylko spadające na ziemię krople
deszczu mogły wiedzieć jak się czuję. A czułam się strasznie. Właśnie jak ta
kropla wody, która właśnie teraz, uderzając o parapet, roztrysnęła się i już
nic więcej dla nikogo nie znaczyła. Ze mną było podobnie. Michi zrzucił mnie z
takiej wysokości, że rozbiłam się na milion części. Nie potrafiłam być już
sobą. Nie wiem czy kiedykolwiek opanuję tę sztukę. To on mnie wszystkiego
uczył. To on pokazywał mi jaka jestem. Pozwalał poznać samą siebie. Jego teraz
nie, a ja straciłam umiejętności, które powinny zostać ze mną. Jestem dziwna, o
tak…
-Nie
śpisz, Księżniczko?- usłyszałam szept, zrywając się gwałtownie na równe nogi.
-Jak
widać nie- odpowiedziałam z sercem w piersi, które przybrało szaleńcze tempo.-
A ty dlaczego nie śpisz? - dopowiedziałam, wlepiając swój wzrok w stojącego
przede mną Niemca, ubranego jedynie w bokserki.
-Tak
jakoś…- powiedział, a jego oczy wśród ciemności intrygująco rozbłysły.- Nie jestem
zmęczony- dodał, wlewając do szklanki przeźroczystą ciecz, którą i jego miała
orzeźwić. Wcześniej… Teraz miała na celu uspokojenie uczucia w jego wnętrzu,
którego w żaden sposób nie potrafił opanować. Byłam wówczas w jego oczach tak
krucha, delikatna. Z jednej strony jak
dziecko, które chwyta każdy promień słońca w swą dłoń, lecz z drugiej-
przepełniona kobiecością, wulkanem uczuć oraz obiektem jego pożądania i
prawdopodobnie nie tylko… Ubrana w białą koszulkę, skąpana w świetle księżyca,
jednocześnie zasłuchana w melodię, którą wystukiwał deszcz.- Po raz pierwszy
odezwałaś się do mnie w przyjazny sposób. Jestem pod wrażeniem, Księżniczko-
powiedział w końcu, odkładając pustą szklankę na blat.
-A
widzisz…- odpowiedziałam zamyślona, nadal patrząc za okno, nie chcąc narażać
się na nieziemskie tęczówki Erika. Nie zaszczycając Niemca ani jednym spojrzeniem,
po chwili ruszyłam z powrotem w stronę sypialni. Starałam się poruszać z gracją, która
przyprawiała każdą komórkę jego ciała o szaleństwo. Oparł się o blat, wbijając
w niego swe palce. Zatopił na chwilę swą twarz w dłoniach, wsłuchując się w
szum wody. Ale ja w rzeczywistości nie odeszłam… Ciągle wpatrywałam się w jego
postać. Zupełnie tak, jakby był obiektem, od którego nie mogłam oderwać wzroku.
Nagle każda cząstka mojego ciała zaczęła domagać się Niemca. Oparłam się o
chłodną ścianę, ściskając mocno swe powieki. Chcąc objąć zjawisko w swoim ciele
rozumem ludzkim. Pozbyć się tego. Zapomnieć jak o zeszłorocznym śniegu. Bo nie
rozumiałam. Nie umiałam pojąć tego, co teraz właśnie się we mnie dokonywało.
-Jeszcze
nie poszłaś?- wysapał, widząc mnie na korytarzu, co też sprawiło, że jego głos
wyrwał mnie z transu, w którym trwałam. Zobaczyłam go niebezpiecznie blisko
siebie. Opierał się rękami o ścianę, zamykając moją osobę w swojej pułapce,
robiąc to nawet nieświadomie. Wpatrywał się we mnie w tak intensywny sposób,
jakby miał mnie zaraz stracić. Z każdą sekundą
nasze usta dzieliły coraz mniejsze milimetry. W końcu wykonałam
decydujący krok wtapiając się w usta Erika. Tak, ja pierwsza. To właśnie ja
dostałam tak gwałtowny zastrzyk odwagi, by odważyć się na taki ruch. Nie mogę w
to uwierzyć… Chwyciłam w swe dłonie jego szorstką twarz. Dłonie chłopaka
błądziły w okolicach mych bioder. Magia- tylko tak potrafię to określić. Gorący
rytm z delikatnym powiewem namiętności, rozkołysał nasze zmysły. Przeniknął na
wskroś, wypełniając ciała miłosnym żarem. Na tę krótką chwilę, odliczaną
sekundami, przenieśliśmy się poza przestrzeń i w miejsce, gdzie czas nie
istnieje. Nie ma przeszłości ani przyszłości. Istnieje tylko obecna chwila, gdzie
cały świat zamykał się w naszym wzajemnym uścisku. Z trudem odrywając się od
ust chłopaka, znów oparłam się o ścianę. Patrzyłam na jego nagi tors, z którego
biło ciepło o niesamowitej sile. Położyłam dłoń na jego piersi. Czułam jak
serce bije mu w rytmicznym tempie, jakby przyzwyczajone było do odczuwania tylu
emocji. Chciałam coś powiedzieć, lecz nie wiedziałam jaką formę mogą przybrać me
uczucia, jednak zdawałam sobie również sprawę, że milczenie jest najlepszym
antidotum na tę sytuację. Wtapiając swe dłonie we włosy chłopaka, spojrzałam mu
głęboko w oczy, po czym składając na jego policzku subtelny pocałunek, odeszłam…
∞
Przede
wszystkim każdy musi mieć odwagę być sobą. Być nie tym, którym ktoś każe. Kochać to, co robisz. Szanować swoje
pasje. Nie patrzyć na to, co mówią inni
o nich. Nie zwracać uwagi na to, że ludzie warczą, pytając: „Co będziesz po tym
mieć?”. Warto iść naprzeciw krytyce innych. Zaakceptować swoją inność, a
zarazem wyjątkowość. Podążać swoją drogą i mieć nadzieję, że jest ona tą
właściwą. Przestać starać się o względy ludzi, którzy zamiast lubić naszą
osobę taką jaką jest, lubią tylko i
wyłącznie wyobrażenie o niej.
Owszem,
czasem daleko mi do samej siebie. Czasami bywałam przykra dla ludzi, których
kocham. Czasem robiłam coś wbrew, nie wiedząc dlaczego. Bywałam nieufna, by za
moment przerodzić się naiwną istotę. Czasem szeptałam, mimo że wszystko inne we
mnie krzyczało. Czasem potrafiłam być ironiczna, a i ranienie słowem nie jest
mi obce. Mówiłam „Tak”, chociaż chciałam powiedzieć „Nie”. Często boję się, że
nie będę szczęśliwa. Raz niezwykle bliska, by potem stać się daleka. Bywa, że
nawet zazdrosna, tak po prostu, mimowolnie.
Nie
byłam ideałem, to fakt. Ale czy za to
miałam być tępiona do samego końca? I
ja, i on moglibyśmy ułożyć sobie życie. Byłoby to nawet mile widziane, lecz ja
nie chciałam zaczynać czegokolwiek od Michiego. Uzależniłam się od niego w
swoim życiu. Musiałam go mieć przy sobie po to, żeby normalnie funkcjonować.
Dlatego też, postanowiłam schować dumę do kieszeni. Na tym przecież opierała
się przyjaźń, prawda? Na tym, by wybaczać sobie wzajemnie…
-Michi?-
szepnęłam do słuchawki telefonu, czując jak moja dłoń drży, omal nie
opuszczając owego aparatu. Mimo wszystko, bałam się. Obawiałam się tego, że nie
zrozumie… Że nie zechce mi wybaczyć… Że Sarah może go nakryć na rozmowie ze
mną…
-Jessi?-
wyszeptał zaskoczony. Szeptał, tak… Czyli obok niego znajdowała się Sarah.
Jednak nie jest taki głupi. Ale… Może to też wina późnej pory i najzwyczajniej
nie chciał jej zbudzić? Nieważne. Fakty są faktami. Teraz czeka na mnie jedynie
najtrudniejsza rozmowa w moim życiu. No, może przesadziłam. Jedna z
trudniejszych.- Ty wiesz, która jest właśnie godzina?
-Wyobraź
sobie, że w Niemczech też są zegarki- burknęłam, lecz jedynie przez to byłam w
stanie opanować narastającą ekscytację. Usłyszałam jego głos… Dostałam tak
wiele… Już w tym momencie jakaś tajemnicza siła dodała poderwała moje skrzydła…
-Coś się
stało?- zapytał wyraźnie zmartwiony, najwidoczniej oddalając się od swej żony,
gdyż słyszałam kolejne kroki, które stawiał przed siebie.
-Nie
chcę, żeby nasze kontakty tak wyglądały. Nie chcę żyć z tobą w zatargu,
rozumiesz?- mówiłam, ledwo powstrzymując się od donośnego szlochu. Tak
strasznie się bałam… Tak, dokładnie. Bałam się tego, iż on nie chce tego samego,
co ja… Że faktycznie dla niego nasza przyjaźń nic nie znaczyła…- Wybacz mi,
Michi, proszę… To nie tak, że ja cię chcę wyrzucić ze swojego życia. Jestem dla
mnie cholernie ważny, bo jesteś moim przyjacielem, słyszysz? Kocham cię jak
drugiego brata i naprawdę nie wyobrażam sobie, jakby to ciebie miałoby nie być
w mojej codzienności…
-Wrócisz
do Austrii?- pytał, jakby to właśnie od tego zależało jego życie. Ale po co? On
przecież podświadomie i tak wie, że nie ma szans na mój powrót. Nie teraz…
-Nie,
Michi- odpowiedziałam łagodnie.- Szczerze powiedziawszy, kogoś tutaj poznałam…
Chciałabym spróbować czegoś nowego…- mówiłam jak sparaliżowana, lekko mijając
się z prawdą. Cóż, poznałam Erika, prawda? Tak i tego nie dało się ukryć. Ale
to chyba tylko tyle, co do wiarygodności mojej argumentacji, którą
przedstawiałam Michaelowi.- To trochę zapomniana znajomość, ale mam nadzieję,
że mnie rozumiesz… Ja widzę w tym szansę, a jak nie, to przynajmniej cień
posiadania przy swoim boku kogoś, kto chciałby się ze mną zestarzeć- brnęłam w
kłamstwa dalej. Tak strasznie mi wstyd…
-Czyli
kolejne podboje miłosne są ważniejsze od naszej przyjaźni?- warknął drażliwie,
a przed swoimi oczami wyobrażałam sobie już widok jego oczu. Tych surowych,
pewnych swego, zimnych, lecz nie na tyle oziębłuch, by móc przeziębić serce
drugiego człowieka…
-Podboje
miłosne…- prychnęłam, lecz dosyć smutno.- Ja chcę w końcu być szczęśliwa… Chcę
mieć gromadkę dzieci, męża, który kochałby mnie na zawsze oraz spokojną
starość… A muszę próbować… Tak, aby w końcu znaleźć tego właściwego… Kobieta
długo może czekać na tego właściwego, co nie oznacza, że nie może tego czasu
spędzić z tymi niewłaściwymi…
-Chyba
nasz kłopot wywodzi się z tego, że baliśmy się zniszczyć to, czego jeszcze nie
zdążyliśmy wybudować…- mój mądry Michi. Przyznam że łza w moim oku zakręciła
się. Wzruszenie… Jego słowa… One były tak piękne i zarazem prawdziwe.
-Dokładnie-
przytaknęłam, mimo że miałam pewność, iż mojej mimiki nie widzi Michi.- Ale
miejmy na względzie to, że jedyną porażką, której nie można sobie wybaczyć, to
właśnie brak starania o to, żeby się udało. Musimy doskonalić swą przyjaźń, aby
mogło powstać cokolwiek…
~*~
Witam!
;*
A więc... no nie mogłam Wam tego zrobić ani sobie, ani też bohaterom. ^^
Pewnie skończy się na tym, że po raz enty zmienię koncepcję, ale co tam! Pogodzili się na razie, ale... jak myślicie? Jak to będzie? Czy przyjaźń na odległość będzie dla nich wystarczająca? Czy ma to w ogóle rację bytu? A Erik? Co mam z nim zrobić? Macie może jakieś propozycje? ;**
Dziękuję za Waszą obecność! ;* ♥
Kocham Was! ♥
Całuję! ;**
A więc... no nie mogłam Wam tego zrobić ani sobie, ani też bohaterom. ^^
Pewnie skończy się na tym, że po raz enty zmienię koncepcję, ale co tam! Pogodzili się na razie, ale... jak myślicie? Jak to będzie? Czy przyjaźń na odległość będzie dla nich wystarczająca? Czy ma to w ogóle rację bytu? A Erik? Co mam z nim zrobić? Macie może jakieś propozycje? ;**
Dziękuję za Waszą obecność! ;* ♥
Kocham Was! ♥
Całuję! ;**