piątek, 22 maja 2015

Dziewięć



 

Potem serca cerujemy jak kieszenie
i wmawiamy sobie,
że miłości nie ma…”
J.R.
Tak dłużej nie mogło być… Mijały tygodnie. Ba, nawet lata. Jednego dnia było lepiej, innego znacznie gorzej. Jakoś to się plotło. Nie jakoś oszałamiająco wspaniale i beztrosko, ale jakoś szło ślamazarnie na przód. Pamięć… To ona stała się najgorszym wrogiem. Niczego nie dało się zapomnieć, mimo że tak bardzo bym tego pragnęłam. Po prostu się nie dało i co tu więcej mówić? O czym mówiłam? O swoim dotychczasowym życiu. Tym samym, które od dziś miałam zamiar zmienić. I była to najrozsądniejsza decyzja, którą niestety zawdzięczałam Evie oraz Sarah. Nie było mi przyjemnie patrzeć, jak ktoś stopniowo zajmował moje miejsce. To uczucie nie do opisania. To ono odbierało mi resztki pewności siebie oraz poczucia, że mogę znaczyć coś więcej. Całe życie jednak nie można się nad sobą użalać. W końcu wraz z podmuchem odnawiającego wiatru wstałam i powiedziałam sobie, że stać mnie na lepsze życie, które spędzę nie w uwięzi serca i uczuć. Chciałam się uśmiechać. Tak zwyczajnie się uśmiechać, nawet sama do siebie. Tak mimo wszystko, spróbować żyć na nowo. Przestać żyć w klatce zbudowanej z mieszanki wspomnień i niespełnionych marzeń. Dać z siebie wszystko. Nie tylko dla siebie, lecz dla ludzi, który byli warci tego uśmiechu. Ci, którzy ze mną byli wtedy, gdy potrzebowałam ich najbardziej i teraz pomimo zapomnienia, nadal są…
Usiadłam na miękkiej kanapie w salonie mojego nowego, aczkolwiek starego,  mieszkania. Wokoło widziałam jedynie kurz oraz pudła, w których znajdowały się moje rzeczy. A więc nowy początek pełną gębą... Skuliłam się w kłębek, patrząc tępo przed siebie. Ile razy tak naprawdę można kochać? Czy raz zraniona tak dosadnie, będę potrafiła jeszcze kiedykolwiek się odbudować? Dostałam nową szansę. Biała kartka leżała przede mną, a ja jako jedyna trzymałam w swej dłoni flamaster, którym będę zapisywać kolejne wydarzenia z mojego życia, które w pełni ukształtują mnie jako człowieka. Ale czemu było tak cholernie trudno? Zwyczajnie ciężko bez jego głosu, który zawsze podpowiadał mądrze. Bez tego nieśmiałego uśmiechu. Bez ciepła… Jego ciepła… Przymknęłam na chwilę powieki, głęboko wzdychając. Cóż, omal nie zakrztusiłam się zaległym kurzem, ale to już szczegół. Dawno tutaj mnie nie było… Bardzo dawno… Zaniedbałam własną rodzinę.  Miałam tak wiele… Miałam zawsze wyjście awaryjne, lecz nie… Ja mimo to wolałam tkwić w martwym punkcie… Ale… przynajmniej w tym martwym punkcie był on…
-W co ty się bawisz?!- dostawałam omamów. Dałabym sobie głowę uciąć, że słyszę właśnie głos Michaela. Ale nie… To niemożliwe. Jest przecież teraz na podróży poślubnej, wraz z kobietą, która okazała się zostać wredną szantażystką. O, tak… Jest moc. – A teraz co?! Udajesz, że mnie nie słyszysz?! Co ty, do cholery, odwalasz?!- czemu ten Michi w mojej głowie jest aż tak nerwowy?
-Zaczynam nowe życie- powiedziałam, będąc przekonana, iż kompletnie tracę zmysły. No tak… Gadam sama do siebie. To na pewno nie mogło być zdrowe. Ale przecież tutaj odpowiadałam tylko przed sobą. Nikim innym.- Bez ciebie…- dopowiedziałam szeptem, czując że łzy wiszą na koniuszkach mych rzęs.
-Beze mnie, powiadasz?- zabrzmiał zgorzkniale do tego stopnia, że w końcu otworzyłam oczy i… pierwsza myśl, to ta, która potwierdzała, że jestem idiotką, która już spaliła na panewce. Michi był żywy. Wcale nie był wytworem mojej wyobraźni.  I patrzył na mnie tymi swoimi oczami… A w nich? Zawód. Zdenerwowanie. Rozdrażnienie. Dziwny pierwiastek strachu…  To teraz będzie się działo…
-Ty nie powinieneś być teraz z Sarah na jakiejś plaży czy coś?- poderwałam się niemal natychmiastowo, kierując swe kroki w stronę nierozpakowanych pudeł, którymi miałam się zająć, byleby tylko nie spojrzeć prosto w jego oczy…
-Ty także powinnaś być teraz gdzie indziej, niż jesteś teraz- wypomniał tym swoim gorzkim głosem, którego odsłony po prostu nienawidziłam. Za każdym razem przypominał mi on bowiem o tym, że to ja jestem czemuś winna. Że to ja zawodzę. Że sieję wokół żal i rozczarowanie… Ale czy tak właśnie wyglądała rzeczywistość? Może to po prostu manipulacja z jego strony? Nie… Co ja w ogóle wygaduję?! O czym ja myślę?! Tracę zmysły… Nie daję rady… Dłużej tak nie pociągnę.
-Michael…- zawsze był to „Michi”. Czemu odstąpiłam od tej złotej zasady?- Nie możesz mieć mi za złe tego, że chcę być w końcu szczęśliwa albo chociaż odrobinę szczęśliwsza, niżeli jestem teraz- mówiłam półszeptem i… dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, iż naprawdę nie jestem szczęśliwym człowiekiem. Wprost przeciwnie… Byłam cały ten czas nieszczęśliwa. Akurat w takiej chwili sobie to uświadomiłam. Teraz. Po tylu latach życia w niełasce szczęścia…
-A nie możesz być sobie szczęśliwsza w Austrii?!- drgnęłam, co było reakcją na jego krzyk. Nigdy wcześniej nie podniósł w moim towarzystwie głosu. Nie w ten sposób…
-Nie…- wyszeptałam ledwosłyszalnie, opierając się o ogromny stół w jadalni. Dlaczego mój Michi przybierał teraz tak egoistyczną postawę? Jeśli on mnie nie rozumiał, to kto nikt nie będzie w stanie tego zrobić…
-Niby czego ci brak w Austrii?!- bywały właśnie chwile… może dokładniej mówiąc, ułamki sekund, kiedy modliłam się, aby przestał krzyczeć. Mógł teraz zrobić, powiedzieć absolutnie wszystko, lecz nie krzyczeć…
-Teraz będziesz mi prawił kazania, tak?!- wszystkie możliwe bariery pękły. Tama wezbrana już nie wytrzymała. Bałam się samej siebie. Nie wiedziałam, co powiem bądź zrobię. Gnałam przed siebie, zostawiając za sobą jedynie kurz. Oczywiście w sensie metaforycznym, mimo że kurzu tutaj akurat nie brakowało…- Masz żonę, stałe zajęcie, wszystko, czego nie mam ja! Nie jesteś sam w przeciwieństwie do mnie! Niedługo pewnie pojawi się ktoś trzeci w waszym życiu…- zapiałam nienaturalnie, ściszając swój głos.- W Austrii mam jedynie ciebie, a tutaj? Tu mam rodzinę, brata, starych znajomych… Byli przy mnie od zawsze, nieważne co działoby się w moim życiu, będą i teraz- oszalałam? Chyba tak… Właśnie od tego zaczęło się to, czego się obawiałam. Wymierzyłam strzał prosto w jego serce. Ugodziłam, nie potrafiąc się powstrzymać… Przecież nie mogłam mu mieć za złe, prawda? Przeszłość była przeszłością. Nieważne, że mnie bolała. Nieważne, że potwierdzała, iż nic nie znaczę, kiedy przestaje być kolorowo. Ważne było to, że ja nie mogę mieć tego za złe. Nie mogę obwiniać innych za swoją chorobę. Nie mogę się nią dzielić. Nie mam prawa do siania bólu…
-Czyli  chcesz się mnie całkowicie pozbyć, tak?- po co pytał, skoro znał odpowiedź? To bez sensu… Zrobiłabym wszystko, co tylko w mojej mocy dla jego dobra. Myślałam, że wiedział, iż jest dla mnie nieopisanie ważny. Czemu nie potrafił jedynie zauważyć, że teraz nadszedł czas na mnie? Że też potrzebuję normalnego, ułożonego życia…
-Tego nie powiedziałam- bąknęłam zirytowana. Na tę chwilę miałam jedynie wrażenie, że chce wszystkim, w tym mnie, udowodnić, że to on ma rację. Że nie powinnam wyjeżdżać z Austrii. Że nadal powinnam tak marnie egzystować, jak dotychczas. Że znowu każdy kolejny dzień miał się wiązać z walką o przetrwanie…
-Jak ty sobie to wyobrażasz?! Jak chcesz, żeby nasza przyjaźń przetrwała taką odległość?!- krzyczał dalej, lecz już nie sam ton budził we mnie przerażenie. Słowa, które wypowiadał… One brzmiały jak pożegnanie…
-I to jest właśnie twój problem!- kolejny raz podniosłam głos o dwa tony.- Ciągle skazujesz wszystko i wszystkich na niepowodzenie! Nie wierzysz, że coś od tak może się po prostu udać!- i tutaj miałam na myśli jeden, konkretny przykład. Bynajmniej nie rozchodziło się o moje nowe życie w Niemczech. Nie powiedziałam i nie powiem nigdy tego głośno, lecz najczęściej wydaje mi się, że on nadal nie potrafi uwierzyć w to, że żyję… -Jest XXI wiek. Istnieje coś takiego jak na przykład internet bądź telefon. Nie rób problemu tam, gdzie go nie ma!
-Nasza przyjaźń tego nie przetrwa, czy ty tego zwyczajnie nie umiesz zrozumieć?- nieco się uspokoił, lecz nadal słyszałam gorycz w jego głosie. Nikt nie jest w stanie pojąć jak bardzo mnie to raniło, lecz zarazem denerwowało…
-To może nie powinniśmy się przyjaźnić?- naprawdę to powiedziałam? Ta, która niegdyś z takim uporem walczyła o tę przyjaźń… Ot, ironia losu. Los kolejny raz się ze mnie śmieje… Chichocze, a ja słyszę go w swojej głowie…- Najwidoczniej i ja, i ty mamy nieco inne mniemanie na temat przyjaźni, więc czemu tkwimy jeszcze w tym beznadziejnym układzie? Przestańmy się znać i tyle. Sprawa załatwiona, każdy z nas będzie zadowolony, jak nigdy dotąd.
-Skoro tego właśnie chcesz…- powiedział twardo, nadal parząc w moje oczy. Co odebrało mi całkowitą nadzieję? Fakt, że nic w nich nie zauważyłam. Nawet żalu, którego byłabym powodem. Niczego… Tylko to utwierdziło mnie w przekonaniu, że wszystko, co wcześniej myślałam, że między nami jest, w rzeczywistości nie istniało… Nigdy… - Powodzenia w tym twoim „nowym życiu”- wycedził z wyraźną niechęcią, po czym zostawił po sobie jedynie dźwięk trzaśnięcia drzwi, który odbijał się od gołych ścian. Już nie mogłam dłużej wstrzymywać płaczu. Zsunęłam się bezsilnie po ścianie, zataczając się własnymi łzami. I co teraz? Pustka. Ciemność. Brak Michiego. Brak czegokolwiek, co mogłoby napędzać jakoś moje życie. Stara to prawda, że kiedy człowiek posiada dużo, to nie potrafi tego docenić. Miałam praktycznie wszystko. Miałam Michaela przy swoim boku, a to było najważniejsze… Właśnie w takiej chwili, jak ta, zrobiłabym wszystko, by usłyszeć jedno ciepłe słowo, które by do mnie skierował. Jedno słowo… Wystarczyłoby w zupełności… Ale czy nie jest prawdą, że aby zrobić krok w stronę szczęścia, najpierw trzeba wyrzucić ze swojego życia ludzi, którzy przeszkadzają w osiągnięciu tego stanu? To niezaprzeczalna prawda, która sprawdza się w każdym przypadku. Pytanie: czemu tym kimś musiał być akurat Michi? Strach… Teraz to jego bezkształtną postać potrafiłam dostrzec wśród ciemności. Bo najbardziej boję się właśnie wolnego czasu, kiedy obudzą się we mnie wspomnienia, a zarazem odżyją obawy o inną przyszłość…
-Michael?- poderwałam się, słysząc, że drzwi wejściowe otwierają się, a do środka ktoś wchodzi. Nadal miałam nadzieję. Tak głupią, naiwną, kruchą, ale wierzyłam… Resztkami swoich sił jeszcze ufałam losowi, że nic nie jest bez znaczenia. Najwidoczniej, myliłam się…
-Nie, to tylko ja- usłyszałam znajomy mi głos, a jego właściciel usiadł po chwili obok mnie. Zmierzyłam jego sylwetkę zamglonym wzrokiem, niezdarnie wycierając ściekające po moich policzkach łzy.- Co jest? Dlaczego płaczesz?- objął mnie, głaszcząc delikatnie moje ramię. Spojrzałam na niego z jeszcze większym niezrozumieniem.
-To ja powinnam cię pytać, co ty najlepszego wyprawiasz?!- krzyknęłam, nagle stając na równych nogach. Cała drżałam, a moje ciało jakby na chwilę było jak z galarety. Cóż, jeszcze nie zdążyłam ochłonąć po wcześniejszych wydarzeniach, lecz to nie oznaczało, że nie mogłam wyjaśnić innych spraw, które nie dawały mi spokoju…
-O co chodzi?- naprawdę nie wiedział, czy udawał? A może inaczej… Nie miał pojęcia, że ja wiem i to dostatecznie dobrze musiało go wystraszyć…
-A czy to moje nagranie mają dwie niezrównoważone wariatki, kiedy jestem w zakładzie bukmacherskim i obstawiam wynik?!- wykrzyczałam prosto w jego twarz, na której po chwili pojawił się grymas zaskoczenia, połączony z czynnikiem przerażenia.- Nic mi teraz nie powiesz?!- drążyłam dalej w odpowiedzi na milczenie z jego strony.
-A co mam ci powiedzieć?- burknął pod nosem, chowając twarz w dłoniach. Nadal drżałam, jednocześnie obserwując jak ciało blondyna wyrywa się spod jego kontroli. Jak to jest, że ludzie sami sobie wilkiem? Dlaczego los zawsze w ten sposób najbardziej upokarza człowieka?
-Marco, jesteś piłkarzem światowej klasy! Nie reprezentujesz byle kogo! Skąd u ciebie ta lekkomyślność?!- chyba już od Michaela udzielił mi się ten bezradny krzyk, którym nie mogłam i tak nic ugrać, ale w skuteczny sposób rozładowywał emocje.- Ty zdajesz sobie sprawę, co ci może za to grozić?! Zawieszenie, to żadna kara przy tym, co naprawdę może cię dotknąć! Wywołasz skandal! Burzę medialną! To by cię złamało, rozumiesz?!
-Nie krzycz- warknął drażliwie, krążąc wokoło salonu.- Skąd wiesz? Ktoś jeszcze o tym wie?- dopytywał, a jego głos wyraźnie się łamał. I co? Gdzie podział się teraz mój rozważny, stanowczy braciszek? Nie ma go. Nie teraz i to z powodu własnej głupoty.
-Nie wiem skąd one to mają…- przymknęłam na krótką chwilę powieki, próbując złapać stabilny i nieprzyśpieszony oddech. Nawet do tego było mi nie po drodze…
-Kto?!- tym razem to on krzyczał, lecz na niego nie mogłam być w żadnych razie zła. Rozumiałam. Znalazł się na ostrym zakręcie życiowym, z którego niełatwo będzie nie wypaść.- Jakie one?! Jessica, o czym ty, do cholery, mówisz?! Kto jeszcze mnie tam widział?!
-Jak powiedziałam wcześniej, dwie niezrównoważone wariatki…- prychnęłam, na samo wspomnienie sytuacji, która miała miejsce na przyjęciu weselnym Michiego.- Ale spokojnie… Jak na razie sytuacja jest opanowana…
-Co masz na myśli?- zapytał, a w jego tęczówkach dostrzegłam połyskującą nadzieję. Jedynie to pozwoliło mi do końca nie żałować decyzji, którą podjęłam. Która de facto była słuszna, lecz która kończyła pewien rozdział w moim życiu…
-W rolę szantażystek wcieliła się między innymi żona Michaela. Jeśli będę trzymać się od niego z daleka, nagranie jest bezpieczne, ty również, Marco- wyjaśniłam, nie chcąc już nigdy więcej plątać się w pajęczynę kłamstw. Marco od zawsze był osobą, której mówiłam o wszystkim. Nie bałam się jego decyzji, słów, nieważne jak byłyby raniące. Był moim bratem. Ufałam i wierzyłam, pokładając nadzieje we wszystkim, co dotyczyło właśnie jego osoby.
-Teraz już rozumiem…- rzekł półszeptem, siadając na zimnej posadzce.- Dlatego się tutaj z powrotem sprowadziłaś…- dodał jakby sam do siebie, tępo patrząc przed siebie. O czym myślał? Długo nie zajęło mi zastanawianie się nad tym. Przede wszystkim w głowie miał moje poświęcenie. Cóż… Ono ma wyjść mi na dobre, więc w moich oczach to żadna ofiara. Nic nie mówiąc, usiadłam u jego boku. Spojrzał na mnie niedowierzająco oraz z wyraźną wdzięcznością, malującą się na jego przybladłej twarzy. Uśmiechnęłam się niemrawo. Jedynie na tyle było mnie stać…- Sam nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłaś w Niemczech… Nawet na święta nie przyjeżdżasz…
-Wiem, że trochę was zaniedbałam…- teraz wstydziłam się spojrzeć własnym rodzicom w oczy. Co to za córka, która o nich zupełnie nie pamięta? Która pojawia się jedynie wtedy, kiedy ma kłopoty, a jak wszystko wiedzie się kolorowo, nawet nie wykona jednego telefonu?  Nie mam słów, by to określić. Było mi jedynie strasznie wstyd…
-Trochę?- przerwał mi wpół zdania.- Rodzice nawet przestali już do ciebie dzwonić, bo stracili nadzieję, że kiedykolwiek odbierzesz. Zapomnieli jak wygląda ich własna córka…- wytykał ciągle, powodując u mnie jeszcze większe mdłości.  Znowu milczałam. Kolejny raz przyłapałam się na takim akcie bezradności i bezsilności z mojej strony…- Czułem się niczym wybraniec, kiedy od czasu do czasu rozmawiałaś ze mną… Ale i tak oczywiście ciągle musiałaś wspominać o nim…
-Marco, proszę… To skończony temat…- syknęłam z bólem, przymykając swe powieki. Czułam jak łzy stopniowo pojawiają się pod moimi powiekami. To za wcześnie… Zbyt wcześnie, by wspominać mi o nim…
-On cię zranił… Zostawił cię wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałaś, teraz znowu widzę, że coś ci zrobił- mówił niewzruszony, lecz czy on miał świadomość, że wypowiada się o kimś, kto jest dla mnie powietrzem?
-Nie wracajmy do czasów choroby…- jakby tego wszystkiego, co wokół się działo, było za mało… Niepotrzebne były mi dodatkowe bolesne ciosy, które wymierzałaby przeszłość prosto w mój brzuch. Nie chciałam do tego wracać, skoro miałam to już dawno za sobą. Tyle ile miałam się nacierpieć, już zdecydowanie wykorzystałam ten limit.  
-Nie robisz badań. Zarzucasz lekkomyślność mnie, ale sama jesteś tak samo lekkomyślna, jak jeszcze nie bardziej- mówił dalej zgorzkniale. Czemu każdemu musiałam zawinić?
-Pomóż mi uporać się z tymi pudłami- otrząsnęłam się, pragnąc jak najszybciej odbiec od tak kłopotliwego tematu, który sam przywoływał łzy w moich oczach. Nie wiedziałam jak to wyjaśnić… W ogóle, niczego nie wiedziałam… Nawet o samej sobie…
-O, nie- zareagował szybko, zabierając z moich rąk jedno z niewielkich pudeł.- Teraz masz iść do rodziców, zrozumiano?- spojrzał na mnie stanowczym wzrokiem, lecz jego głos brzmiał nad wyrost łagodnie. On od zawsze miał takie umiejętności…
-A kto się tym wszystkim zajmie?- rozejrzałam się wokoło.- Sam nie dasz sobie rady…- miałam w sobie aż tyle sił, żeby stanąć teraz oko w oko z rodzicami i przyznać się do błędu, jednocześnie przepraszając? Czy to nie za wcześnie? Dopiero co straciłam przecież sens swojego życia…
-Zwołałem już ekipę. Wszystko mam skrupulatnie zaplanowane- mrugnął do mnie, wywołując cichy chichot z mojej strony. Już zapomniałam jaki on jest naprawdę. Owszem, w dzieciństwie żyliśmy na co dzień jak pies z kotem, to trzeba przyznać, lecz właśnie tym cechuje się rodzeństwo… Uśmiechnęłam się nieco weselej, wpadając w uścisk brata. Jak dobrze, że miałam przy sobie kogoś takiego…
-Aż zanadto- usłyszałam za plecami nieznajomy głos, który sprawił, że niemal natychmiastowo wyswobodziłam się z objęć Marco. Jaka ja głupia… Nadal miałam nadzieję, że wróci…
-Poznajcie się- Marco chwycił mnie za rękę, ciągnąc w stronę wysokiego mężczyzny, który zerkał na mnie przyjaznym wzrokiem.
-Erik- nieznajomy jako pierwszy wyciągnął dłoń w moją stronę, którą po chwili lekko uścisnęłam. Lustrując go badawczym i uważnym wzrokiem, najprawdopodobniej nie wyglądałam na człowieka, którego można poznać z radością…
-Jessica- rzuciłam oschle, gdyż nawet nie zdawałam sobie sprawę z jaką intensywnością wlepiam w niego swój wzrok. Nie czułam tego kompletnie. Wydawał mi się być jakoś dziwnie znajomy…
-Dasz rady, Malutka?- moje obserwacje przerwał dopiero głos brata, który uśmiechał się łobuzerko, zabawnie ruszając brwiami. Jak ja nienawidziłam tego głupka w takich chwilach…
-Dam rady!- wykrzyknęłam z determinacją w głosie.- Inaczej nie nazywam się Jessica Reus- nadziewając na siebie płaszcz, ruszyłam wolnym krokiem w stronę drzwi.- W rekompensatę, obiecuję wam jakąś dobrą kolację!

„Przeżywamy, bo boli tak,
że się nie da oddychać.”

M.H.
Najgorsze dni dopiero przede mną… Dni, w których prym wieść będzie jedynie pustka oraz pretensje do samego siebie. Niby byłem cholernym realistą i byłem pewien, że większość w życiu zależy jedynie ode mnie i nikogo więcej. Teoretycznie może tak właśnie jest. Tylko czasem nie mamy wpływu na to, co z nami będzie, gdy wszystkie nasze uczucia leżą w dłoniach innego człowieka. I… nadszedł czas pożegnania. Nawet gorycz i rozpacz nie była w stanie wypełnić dziury. Strata podobno boli tak samo, jak mocna była więź… Nie wierzę w to. Strata boli za każdym razem o stokroć bardziej…  Straciłem ją. Tym razem na zawsze. Straciłem tlen, który potrzebny jest mi do normalnego funkcjonowania… Straciłem… Straciłem… Przez to, że nie mogłem przełknąć faktu, iż nie będzie na wyłączność- straciłem… Ale… Ja naprawdę nie wyobrażałem sobie życia w Austrii bez niej. Przywykłem. Polubiłem jej obecność… Teraz… Teraz nawet nie będę mógł słyszeć jej głosu przez telefon. Przez własną porywczość… Zgubne emocje, które zaprowadziły mnie za daleko…
-Czy możesz mi, do cholery, wytłumaczyć co się tutaj dzieje?!- czy ja już zawsze będę tak witany we własnym domu? Krzykiem Sarah, która ma w oczach jedynie ogień… Złą drogę sobie obrała… Złą… Zważywszy głównie na to w jakim stanie znajdowałem się akurat ja…- Najpierw ni stąd, ni zowąd obwieszczasz mi, że wracamy wcześniej z podróży, potem wyjeżdżasz Bóg wie gdzie, a na koniec jeszcze niczego nie chcesz wyjaśnić!
-Bo nie mam ochoty z tobą gadać, jasne?!- ryknąłem i mógłbym przyrzec,  że dokładnie w tym samym ułamku sekundy w jej oczach pojawiły się łzy. Kiedyś normalnie by mnie to złamało. Uspokoiło i skupiłbym się, by otrzeć owe łzy, nim zdołają się uwolnić, jednak teraz okoliczności były znacznie inne…
-Czy właśnie na tym polega małżeństwo?- wychlipała, patrząc na mnie załzawionymi oczyma. Tymi samymi, które kiedyś były dla mnie odnalezionym sensem życia. Kiedyś… Dobre słowo… Kiedyś…- Na ciągłych wrzaskach, kłótniach i tajemnicach?! No odpowiedz! Gdzie byłeś?! Michael, co się z tobą ostatnio dzieje?! Przecież dobrze wiesz, że ja będę z tobą, choćbyś miał niewiadomo jakie kłopoty! Nawet nie pomyślałabym o tym, żeby cię zostawić!- stało się… Ugodziła w mój najczulszy punkt…
-Daj mi spokój!- warknąłem agresywniej, ruszając w stronę drzwi.- Mam to wszystko gdzieś. Dajcie mi wszyscy w końcu święty spokój!- trzasnąłem drzwiami na pożegnanie, ruszając szybko przed siebie. Tak, aby w końcu zapomnieć… Chociaż na chwilę, ale zapomnieć… Nieważne jakie byłyby tego skutki… Liczyło się jedynie chwilowe zapomnienie…
~*~
Witajcie, moje Skarby! ;**
Jest piąteczek, jestem też ja, a ze mną 9. rozdział. ;))
Co myślicie? Jak oceniacie postępowanie bohaterów? Może macie jakieś prognostyki na przyszłość? Śmiało! Nie bójcie się, tylko dzielcie się ze mną swoim słowem! ;D 
Jestem niesamowicie ciekawa Waszych cennych opinii! ;*
Miłego weekendu! ♥



18 komentarzy:

  1. Lallalalala.... smutno mi.
    Tak bardzo, cholernie smutno. To przede wszystkim.
    Uwielbiam Jessicę, chociaż jak dla mnie to ona jest nieco niezrównoważona i nie bardzo chyba wie, czego chce. Ciągle płacze, smęci i lamentuje i to jest... podziwiam bardzo cierpliwość Michiego do niej, naprawdę. Mimo wszystko ją lubię bo jest taka zagubiona. Bo sobie nie radzi i nie odnajduje się bez problemu w każdej sytuacji. Cierpi jak każdy normalny i zwykły człowiek.
    Mam zastrzeżenia co do zachowania jej brata. Gdyby miał jaja i był prawdziwym mężczyzną, zrobiłby co trzeba. Nawalił z tym zakładem i nie powinien chować głowy w piasek. Kariera karierą, ale za błędy trzeba płacić. Postronna osoba nie powinna ponosić kosztów naszych błędów, nigdy.
    Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumie.
    Zachowanie Michiego również jest dla mnie niejasne. Po jaką cholerę on w ogóle brał ten ślub? Przecież to idiotyczne. Ona ma prawo mieć do niego pretensje (w sensie ona=żona), bo tak się nie robi. Nie na tym małżeństwo polega. Ale i tak jej nie lubię i orzekam rozwód z jej winy.
    Pojawienie się Erika sprawiło, że w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Ja mam szczerą nadzieję, że między nią a Jess do niczego nie dojdzie. Ona jest teraz tak załamana i wyniszczona psychicznie, że pierwszy lepszy facet mógłby to z łatwością wykorzystać. A jego nie przedstawiłaś w opowiadaniu przypadkiem, prawda? :)
    Bardzo mi się podoba. Szczególnie przypadł mi do gustu wstęp. Rewelacja!
    Ogromne buziaki, pozdrawiam,
    Lilka :)
    http://niedorosla-milosc.blogspot.com
    p.s. Jest też Michi: http://www.bez-oddechu.blogspot.com
    Buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego? Dlaczego ich przyjaźń się zakończyła?
    Rozumiem Jessice. Chce chronić brata,ale mogłaby pomyśleć też o sobie. O swoich uczuciach. Nie dać się zaszantażować dwóm głupim dziewczynom. Przez to tylko cierpi.
    Michael zachował się egoiztycznie. Myślał tylko o sobie.O swoich potrzebach. Mam nadzieję,że zrozumie,że Jest jest dla niego ważniejsza niż ta jego "żona".
    Rozdział ogólnie jest cudowny,genialny, fenomenalny i mega! ❤
    Z niecierpliwością czekam na kolejny!
    Pozdrawiam. ;*

    Ps. Przepraszam za niespójny,bezsensowny komentarz. ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się ♥
    Świetny rozdział, tylko dzisiaj jakoś tak... na smutno. O jejku, nawet nie wiesz, ile myśli przebiegło mi przez głowę podczas lektury. Zaczynam się zastanawiać, co dzieje się z Michaelem. Czyżby jednak żałował tego ślubu? Ale teraz to już chyba na to za późno. Zachowuje się cholernie egoistycznie i coś czuję, że to niedługo obróci się przeciwko niemu. Myśli tylko o sobie, nie liczy się z uczuciami innych. Po raz pierwszy zgadzam się z Sarah, jej reakcja jest uzasadniona, ale to tylko pokazuje, że Michi jednak nadal coś czuje do Jess. Mam nadzieję, że ich wspólne ścieżki kiedyś się jeszcze połączą.
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Co tu się podziało? :(
    Nie chce mi się wierzyć, że to koniec przyjaźni Jess i Michiego. Czytałam ich słowa i nie wierzyłam własnym oczom. Dlaczego ludzie na własne życzenie tak się krzywdzą? Mam ogromną nadzieję, że jeszcze wymyślisz coś, żeby ich losy znowu się splotły :)
    Zastanawia mnie, czy Erik odegra tutaj jakąś znaczącą rolę... szczerze mówiąc, mam nadzieję, że jego i Jess nie połączy jakieś uczucie... nie wiem, czy zniosłaby teraz kolejny zawód... najpierw Michael, później Thomas...
    Mam nadzieję, że Sarah przez to zachowanie Michiego nie posunie się do ujawnienia tego nagrania. Ehh... tak źle i tak niedobrze ;/
    Ale oczywiście wszystko napisane genialnie jak zawsze <3
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :)
    Życzę dużo weny, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, hej :*
    Kurcze, z rozdziału na rozdział coraz więcej się dzieje... ;)
    Ten jest wprost genialny. Mimo tego, że dosyć długi, to czytało mi się go z taką lekkością, że spokojnie mogłabym takich jeszcze z 10 teraz przeczytać :)
    A jeżeli chodzi o to postępowanie bohaterów, to nie powiem, że jest dobre, albo złe... Myślę, że odpowiednim słowem byłoby tutaj po prostu "ciężkie", bo podejmując takie decyzje musieli wykazać się jakby nie było odwagą. Szczególnie Jessica, zdecydowała się wyjechać z Austrii, żeby ratować życie i karierę brata, więc jeżeli o to chodzi to... chyba dobrze zrobiła.
    Zaskoczyłaś mnie zachowaniem Michaela. Nie spodziewałam się, że będzie krzyczał, raczej myślałam, że będzie chciał spokojnie porozmawiać i to wyjaśnić, a tu jednak...
    Robi się naprawdę ciekawie...
    Tym bardziej, że pojawił się Erik, który wydaje mi się odegra dosyć ważną rolę w tym opowiadaniu ^^
    Aż się nie mogę doczekać kolejnego...

    Buziaki :* i wenyyy
    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  6. Nienienienienie przyjaźń Michiego i Jess nie może się tak skończyć :<
    Niech się Michi rozwiedzie,pojedzie do Niemiec i skopie Ericowi dupę i porwie Jess! O!:D

    -Agg

    OdpowiedzUsuń
  7. Marco i Erik ♥ ♥ ♥

    Moje poprzedniczki nie chcą końca przyjaźni pomiędzy Michim a Jess... Ja będę inna: dla mnie ta przyjaźń może się już skończyć. Chcę Jess i Erika ♥ ♥ ♥ A teraz możecie mnie zabić...

    Oho, oho, oho, Michael się wkurzył... No wcale się mu nie dziwię, skoro ma taką jędzowatą żonę...

    Czekam na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie, nie i jeszcze raz nie.
    Koniec przyjaźni między Jess, a Michim. To straszne.
    Nie wierzę jak Michael mógł do tego dopuścić, dla ich obojga ta przyjaźń była ważna, pewnie najważniejsza, a teraz zostają już sami, bo nie oszukujmy się MIchi chyba i tak nie pokocha Sarah tak mocno jak Jess. Ale w sumie postępowanie Jessici też nie jest dobre, dlaczego zgodziła się na taki układ, skoro walczyła o przyjaźń, teraz tak łatwo odpuszcza i poddaje się walkowerem.
    Mam nadzieję, że chociaż naprawi swoje relacje z rodziną bo tak na prawdę to tylko oni jej w tym momencie zostali.

    No cóż nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny :)

    Weny i buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam, że dopiero teraz, ale tak wyszło. Dlatego czym prędzej zabieram się do komentowania.
    W końcu pokazałaś, dlaczego stosowałaś inicjały! Aby nikt nie zobaczył kto jest bratem Jessici. Powiem krótko: ma dziewczyma szczęście. Chociaż nie utrzymuje bliskich stosunków z rodziną (dlaczego?) to może liczyć na Marco. Widać, że Reus chce jej pomóc choć nie może się pogodzić z tym, że jego siostrzyczka tak rzadko się odzywała.
    Rozmowa z Michim jak najbardziej na nie. Rozumiem, że aby chronić brata, musi unikać skoczków, ale nie musiała kończyć tej przyjaźni! Oni nie mogą bez siebie żyć jak sami podkreślają. Co to będzie teraz? Michi rozwiedzie się z Sarahą czy będzie udawał, że wszystko ok? Nie cierpię biernego Hayböcka.
    Ale największym plusem jest oczywiście Erik. Czekałam na niego i się doczekałam! Myślę, że spróbuje naprawić złamane serce Jess i wyjdzie to obojgu na dobre. Jeśli masz w planach zrobienie z nich pary to masz moje błogosławieństwo!
    Dużo weny i czasu, kochana ;**

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem, melduję się zaplakana i roztrzesiona.
    Trafiasz centralnie w moje serducho.
    Rozdzierasz je i wypuszczasz to co kryję.
    Nadal boli mnie to że Michi zostawił Jess gdy go potrzebowała. Gdy jego obecność była dla niej tak ważna, gdy niszczyla ją choroba...
    Podziwiam jej odwagę. Nie zawahala się, wyjechała i próbuje zapomnieć.
    Tak bardzo bym chciała być równie odważna jak ona...
    Wspaniały rozdział.
    Kobieto, co ty ze mną robisz? Jak udaje ci się doprowadzić mnie do łez?
    Czekam z niecierpliwością na więcej.
    Całuje Sonny ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej Kochana! Wybacz to opóźnienie, ale pewnie już do tego przywykłaś... :(
    Rozdział powalił mnie na łopatki.
    Dlaczego nasi bohaterowie już od 1 rozdziału tak znacząco komplikują sobie życie? Przecież oni siebie kochają. To oni są swoją opoką. To oni są swoim wzajemnym uzupełnieniem. Dlaczego tak trudno im przyznać się przez samym sobą do uczuć, które do siebie żywią?
    Rozbawił mnie moment, kiedy Michi pojawił się w domu Jessi, ale zaraz po tym, gdy dziewczyna się opamiętała, zaczęłam wierzyć, że to skończy się dobrze. Pomyliłam się. Doszło do kłótni. Myślałam, że Michael wróci. Też się pomyliłam. Pojawił się Reus. Jako rodzeństwo są do siebie bardzo podobni. Jessi zachowała się nieodpowiedzialnie nie odzywając się do rozdziców i bagatelizowanie swoich problemów zdrowotnych. :( Ale tak samo lekkomyślne zachowanie możemy zarzucić Reusowi. To poniekąd przez jego nieodpowiednie zachowanie jego siostra jest nieszczęśliwa... :( Jeden błąd, jedna pomyłka ciągnie się za człowiekiem przez lata, pociągając za sobą całą masę innych nieszczęść. Zastanawia mnie, co z tym wszystkim zrobi Michi. Czy wróci do Niemiec i zawalczy o naszą kochaną Jessi?
    Pojawił się Erik. Wydaje mi się, że Jessi zauroczyła się jego osobą. Jednakże nie potrafię sobie wyobrazić ich jako pary... W moje głowie jest tylko Dżess i Michi. ❤
    Michi... co do jego zachowania jestem oburzona. Dlaczego on tak bardzo się denerwuje? Wkurzył mnie tym, że uniósł głos na Jessi. Przecież to JEGO żona zmusiła ją do wyprowadzki. Okej, on nie ma o tym zielonego pojęcia, ale również przez tę jego niewiedzę nie powinien się tak unosić. -.- Sarah... wydaje mi się, że ten związek nie przetrwa. Ona jest zbyt zazdrosna. Pewnie, gdyby mój mąż chciał wrócić z podróży poślubnej wcześniej i niemal od razu po powrocie wyjechałby Bóg wie gdzie, też nie byłabym zadowolona, ale w ich związku przeważa agresja, krzyk i ciągłe wytykanie sobie błędów. Tak nie powinno wyglądać małżeństwo. Zdecydowanie nie.
    Ciekawi mnie, co uszykowałaś dla nas w kolejnym rozdziale. :)
    Czekam! :*
    Kocham! ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej! Na początku chciałam przeprosić za spóźnienie :/
    Rozdział bomba, "rozwalił" mnie totalnie. Pomimo, że jest smutny, jest genialny.
    Nie wiem co powiedzieć, jakoś nie chce mi się wierzyć, że taka rozmowa może zniszczyć tak piękną przyjaźń. Wydaje mi się, że to taki kryzys, myślę, że za jakiś czas wszystko wróci do normy i że będzie tak, jak dawniej. A jeśli nie... Jeśli miejsce Michiego zajmie Erik? W sumie taka opcja również mi się podoba, ponieważ Erika uwielbiam i chciałabym zobaczyć, jak przedstawiłabyś jego przyjaźń z Jessi. Jestem rozdarta między nimi dwoma i jestem ciekawa jak dalej potoczy się ta historia.
    Wracając do Michaela, zawiodłam się na nim. Nie powinien być tak egoistyczną świnią (przepraszam za szczerość), skoczek powinien spróbować zrozumieć Dżess. Albo chociaż z nią porozmawiać. Swoją drogą, ciekawi mnie czy Michi dowie się o szantażu Sarah i Evy. A jeśli tak to co wtedy zrobi? Zostawi Sarah i wróci do Jess? Czy pod wpływem gniewu wybaczy żonie i uda, że nic się nie stało? Ciekawe, ciekawe...
    Właśnie, chciałam jeszcze dodać, że w tej sytuacji nie dziwię się zachowaniu Sarah. Jej wściekłość na Haybocka jest uzasadniona, nie powinno się przerywać miesiąca miodowego i potem sobie gdzieś jechać. Mógł chociaż powiedzieć, że jedzie do Niemiec, mógł wymyślić jakąś historyjkę, żeby nie zdradzić, że pojechał do Jess. Chociaż... Ich małżeństwo to kompletna katastrofa. Ono nie ma przyszłości, może Sarah to zrozumie i wystąpi o rozwód? Ciekawe...
    Czekam na kolejny i życzę weny!
    Buziaki x ♥
    *przepraszam za niespójny komentarz, ale leżę cały dzień w łóżku chora i nie myślę zbyt logicznie :")*

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak nie może być, Wielka przyjaźń nie może się skończyć tak swobodnie i to przez dwie wstrętne osoby. Dlaczego Jess nie powiedziała dlaczego tak się to potoczyło. Marco jej bratem, zaskoczyłaś mnie, ale czuje, ze będzie fajnie xp
    Pozdrawiam i życzę dużoo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Emocje wzięły górę, a niektóre słowa padły zupełnie niepotrzebnie. Jestem przekonana, że żadne z nich nie chciało zerwać tej przyjaźni, przecież tyle dla siebie znaczą. Ciężko mi sobie wyobrazić jak będą wyglądały ich najbliższe dni. Oby tylko ta sytuacja nie trwała zbyt długo, bo szkoda by było stracić tak piękną relację. Ja jestem przekonana, że tu nie chodzi o zwykłą przyjaźń. Oni nie potrafią bez siebie żyć i ciekawa jestem kiedy się wreszcie zorientują, że łączy ich coś więcej...
    Mimo iż ogromnie nie lubię Sarah to jednak trochę mi jej żal. Ma prawo się denerwować i źle czuć w tej sytuacji. Michi non stop pokazuje jej, że ktoś inny jest ważniejszy. Młode małżeństwo powinno się sobą cieszyć, a oni? Ciągłe krzyki. Oj to małżeństwo długo nie wytrzyma...

    Ściskam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie nie nie tak być nie może ! Oni są tak bardzo do siebie podobni ze nawet dłuższej chwili bez siebie nie wytrzymają. A Marco? Hazard i dobra siostra ktoś poświęca siebie dla brata. Ciekawa jestem co na to Michi gdy dowie sie ze Erik zawiesił oko na Pani Reus. Ciekawe co miedzy nimi będzie. I kiedy w końcu on spostrzegnie co Sarah z nim robi. To chora miłość do tego jednostronna. Nie mam pojecia kiedy on zrobi z tym porządek. Rozdział piękny i bardzo ciekawy, buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie no smutno mi.. Nie tak powinno wyglądać ich rozstanie :( Właściwej to w ogóle nie powinno go być.
    Jessica Reus pasuje mi :D Chciałabym mieć takiego brata, i nie chodzi tylko o to że to Marco :D Ale jest taki opiekuńczy, i nawet znalazł jej kolegę(swoją drogą też bardzo fajnego xd) :) Czekam na spotkanie Jess z rodzicami!
    A jeśli chodzi o Michael i Sarah nadal umieram się przy tym że rozwody istnieją :P Tej parze to już nawet terapia może nie pomóc :D
    Czekam ba kolejne :) Dużo weny! :3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Komentarz będzie niestety krótki, bo mam dużo nauki..
    No prosze tak jak myślałam Marco jest bratem Jessici ;) Ciekawe co Erik wniesie w życie naszej bohaterki. ;) Sądzę że małżenstwo Michiego i Sarah długo nie potrwa, jedno szczęście ;)
    P.S. Przepraszam za krótki komentarz.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  18. "bym tego pragnęłam" - albo bez bym i samo "tego pragnęłam", albo "bym tego pragnęła"
    "Nadal parząc w moje oczy" - patrząc
    "żadnych razie zła" - żadnym
    'zamknęłam powieki" "łzy pod powiekami" - bardzo blisko siebie te powtórzenia "powiek".
    "uśmiechał się łobuzerko" - łobuzersko

    Marco jest dorosły, Jesi nie powinna rezygnować z siebie i swoich planów czy życia, dlatego, że on się znowu wpakował w kłopoty. Nie podoba mi się jej zachowanie względem przyjaciół i rodziny, że się do nich nie odzywała tyle czasu, i postawiła wszystko na jedną kartę, cały swój czas oddała niewartemu tego czasu M.
    To, że Michael jest egoistą, to już wiedziałam od dawna. On nie myśli ani o J. ani o S. Tylko o sobie. Jaja mu powinno się uciąć przy samej dupie, miałby nauczkę xD Zirytował mnie ten bohater i to cholernie, ale to dobrze, że twoja twórczość wzbudza emocję i że bohaterowie jakich stworzyłaś także je wzbudzają.
    Nie zgodzę się, że rodzeństwo cechuje to, że żyją w dzieciństwie jak pies z kotem, bo to zależy od charakteru, wychowania, różnicy wieku. Są rodzeństwa co od najmłodszych lat bardzo się kochają, szanują, pomagają sobie we wszystkim.
    Wiedziałam, że ślub gdy narzeczeństwo się często kłoci nie jest dobrym pomysłem, bo po ślubie wcale nie będzie inaczej.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń