„Potem
serca cerujemy jak kieszenie
i wmawiamy sobie,
i wmawiamy sobie,
że miłości nie ma…”
J.R.
Tak
dłużej nie mogło być… Mijały tygodnie. Ba, nawet lata. Jednego dnia było
lepiej, innego znacznie gorzej. Jakoś to się plotło. Nie jakoś oszałamiająco
wspaniale i beztrosko, ale jakoś szło ślamazarnie na przód. Pamięć… To ona
stała się najgorszym wrogiem. Niczego nie dało się zapomnieć, mimo że tak
bardzo bym tego pragnęłam. Po prostu się nie dało i co tu więcej mówić? O czym
mówiłam? O swoim dotychczasowym życiu. Tym samym, które od dziś miałam zamiar
zmienić. I była to najrozsądniejsza decyzja, którą niestety zawdzięczałam Evie
oraz Sarah. Nie było mi przyjemnie patrzeć, jak ktoś stopniowo zajmował moje
miejsce. To uczucie nie do opisania. To ono odbierało mi resztki pewności
siebie oraz poczucia, że mogę znaczyć coś więcej. Całe życie jednak nie można
się nad sobą użalać. W końcu wraz z podmuchem odnawiającego wiatru wstałam i
powiedziałam sobie, że stać mnie na lepsze życie, które spędzę nie w uwięzi
serca i uczuć. Chciałam się uśmiechać. Tak zwyczajnie się uśmiechać, nawet sama
do siebie. Tak mimo wszystko, spróbować żyć na nowo. Przestać żyć w klatce
zbudowanej z mieszanki wspomnień i niespełnionych marzeń. Dać z siebie
wszystko. Nie tylko dla siebie, lecz dla ludzi, który byli warci tego uśmiechu.
Ci, którzy ze mną byli wtedy, gdy potrzebowałam ich najbardziej i teraz pomimo
zapomnienia, nadal są…
Usiadłam
na miękkiej kanapie w salonie mojego nowego, aczkolwiek starego, mieszkania. Wokoło widziałam jedynie kurz oraz
pudła, w których znajdowały się moje rzeczy. A więc nowy początek pełną gębą...
Skuliłam się w kłębek, patrząc tępo przed siebie. Ile razy tak naprawdę można
kochać? Czy raz zraniona tak dosadnie, będę potrafiła jeszcze kiedykolwiek się
odbudować? Dostałam nową szansę. Biała kartka leżała przede mną, a ja jako
jedyna trzymałam w swej dłoni flamaster, którym będę zapisywać kolejne
wydarzenia z mojego życia, które w pełni ukształtują mnie jako człowieka. Ale
czemu było tak cholernie trudno? Zwyczajnie ciężko bez jego głosu, który zawsze
podpowiadał mądrze. Bez tego nieśmiałego uśmiechu. Bez ciepła… Jego ciepła…
Przymknęłam na chwilę powieki, głęboko wzdychając. Cóż, omal nie zakrztusiłam
się zaległym kurzem, ale to już szczegół. Dawno tutaj mnie nie było… Bardzo
dawno… Zaniedbałam własną rodzinę. Miałam
tak wiele… Miałam zawsze wyjście awaryjne, lecz nie… Ja mimo to wolałam tkwić w
martwym punkcie… Ale… przynajmniej w tym martwym punkcie był on…
-W co ty
się bawisz?!- dostawałam omamów. Dałabym sobie głowę uciąć, że słyszę właśnie
głos Michaela. Ale nie… To niemożliwe. Jest przecież teraz na podróży
poślubnej, wraz z kobietą, która okazała się zostać wredną szantażystką. O, tak…
Jest moc. – A teraz co?! Udajesz, że mnie nie słyszysz?! Co ty, do cholery,
odwalasz?!- czemu ten Michi w mojej głowie jest aż tak nerwowy?
-Zaczynam
nowe życie- powiedziałam, będąc przekonana, iż kompletnie tracę zmysły. No tak…
Gadam sama do siebie. To na pewno nie mogło być zdrowe. Ale przecież tutaj
odpowiadałam tylko przed sobą. Nikim innym.- Bez ciebie…- dopowiedziałam
szeptem, czując że łzy wiszą na koniuszkach mych rzęs.
-Beze
mnie, powiadasz?- zabrzmiał zgorzkniale do tego stopnia, że w końcu otworzyłam
oczy i… pierwsza myśl, to ta, która potwierdzała, że jestem idiotką, która już
spaliła na panewce. Michi był żywy. Wcale nie był wytworem mojej
wyobraźni. I patrzył na mnie tymi swoimi
oczami… A w nich? Zawód. Zdenerwowanie. Rozdrażnienie. Dziwny pierwiastek
strachu… To teraz będzie się działo…
-Ty nie
powinieneś być teraz z Sarah na jakiejś plaży czy coś?- poderwałam się niemal
natychmiastowo, kierując swe kroki w stronę nierozpakowanych pudeł, którymi
miałam się zająć, byleby tylko nie spojrzeć prosto w jego oczy…
-Ty
także powinnaś być teraz gdzie indziej, niż jesteś teraz- wypomniał tym swoim
gorzkim głosem, którego odsłony po prostu nienawidziłam. Za każdym razem
przypominał mi on bowiem o tym, że to ja jestem czemuś winna. Że to ja zawodzę.
Że sieję wokół żal i rozczarowanie… Ale czy tak właśnie wyglądała
rzeczywistość? Może to po prostu manipulacja z jego strony? Nie… Co ja w ogóle
wygaduję?! O czym ja myślę?! Tracę zmysły… Nie daję rady… Dłużej tak nie
pociągnę.
-Michael…-
zawsze był to „Michi”. Czemu odstąpiłam od tej złotej zasady?- Nie możesz mieć
mi za złe tego, że chcę być w końcu szczęśliwa albo chociaż odrobinę
szczęśliwsza, niżeli jestem teraz- mówiłam półszeptem i… dopiero teraz zdałam
sobie sprawę z tego, iż naprawdę nie jestem szczęśliwym człowiekiem. Wprost
przeciwnie… Byłam cały ten czas nieszczęśliwa. Akurat w takiej chwili sobie to
uświadomiłam. Teraz. Po tylu latach życia w niełasce szczęścia…
-A nie
możesz być sobie szczęśliwsza w Austrii?!- drgnęłam, co było reakcją na jego
krzyk. Nigdy wcześniej nie podniósł w moim towarzystwie głosu. Nie w ten
sposób…
-Nie…-
wyszeptałam ledwosłyszalnie, opierając się o ogromny stół w jadalni. Dlaczego
mój Michi przybierał teraz tak egoistyczną postawę? Jeśli on mnie nie rozumiał,
to kto nikt nie będzie w stanie tego zrobić…
-Niby
czego ci brak w Austrii?!- bywały właśnie chwile… może dokładniej mówiąc,
ułamki sekund, kiedy modliłam się, aby przestał krzyczeć. Mógł teraz zrobić,
powiedzieć absolutnie wszystko, lecz nie krzyczeć…
-Teraz
będziesz mi prawił kazania, tak?!- wszystkie możliwe bariery pękły. Tama
wezbrana już nie wytrzymała. Bałam się samej siebie. Nie wiedziałam, co powiem
bądź zrobię. Gnałam przed siebie, zostawiając za sobą jedynie kurz. Oczywiście
w sensie metaforycznym, mimo że kurzu tutaj akurat nie brakowało…- Masz żonę,
stałe zajęcie, wszystko, czego nie mam ja! Nie jesteś sam w przeciwieństwie do
mnie! Niedługo pewnie pojawi się ktoś trzeci w waszym życiu…- zapiałam
nienaturalnie, ściszając swój głos.- W Austrii mam jedynie ciebie, a tutaj? Tu
mam rodzinę, brata, starych znajomych… Byli przy mnie od zawsze, nieważne co
działoby się w moim życiu, będą i teraz- oszalałam? Chyba tak… Właśnie od tego
zaczęło się to, czego się obawiałam. Wymierzyłam strzał prosto w jego serce.
Ugodziłam, nie potrafiąc się powstrzymać… Przecież nie mogłam mu mieć za złe,
prawda? Przeszłość była przeszłością. Nieważne, że mnie bolała. Nieważne, że
potwierdzała, iż nic nie znaczę, kiedy przestaje być kolorowo. Ważne było to,
że ja nie mogę mieć tego za złe. Nie mogę obwiniać innych za swoją chorobę. Nie
mogę się nią dzielić. Nie mam prawa do siania bólu…
-Czyli chcesz się mnie całkowicie pozbyć, tak?- po
co pytał, skoro znał odpowiedź? To bez sensu… Zrobiłabym wszystko, co tylko w
mojej mocy dla jego dobra. Myślałam, że wiedział, iż jest dla mnie nieopisanie
ważny. Czemu nie potrafił jedynie zauważyć, że teraz nadszedł czas na mnie? Że
też potrzebuję normalnego, ułożonego życia…
-Tego
nie powiedziałam- bąknęłam zirytowana. Na tę chwilę miałam jedynie wrażenie, że
chce wszystkim, w tym mnie, udowodnić, że to on ma rację. Że nie powinnam
wyjeżdżać z Austrii. Że nadal powinnam tak marnie egzystować, jak dotychczas.
Że znowu każdy kolejny dzień miał się wiązać z walką o przetrwanie…
-Jak ty
sobie to wyobrażasz?! Jak chcesz, żeby nasza przyjaźń przetrwała taką
odległość?!- krzyczał dalej, lecz już nie sam ton budził we mnie przerażenie.
Słowa, które wypowiadał… One brzmiały jak pożegnanie…
-I to
jest właśnie twój problem!- kolejny raz podniosłam głos o dwa tony.- Ciągle
skazujesz wszystko i wszystkich na niepowodzenie! Nie wierzysz, że coś od tak
może się po prostu udać!- i tutaj miałam na myśli jeden, konkretny przykład.
Bynajmniej nie rozchodziło się o moje nowe życie w Niemczech. Nie powiedziałam
i nie powiem nigdy tego głośno, lecz najczęściej wydaje mi się, że on nadal nie
potrafi uwierzyć w to, że żyję… -Jest XXI wiek. Istnieje coś takiego jak na
przykład internet bądź telefon. Nie rób problemu tam, gdzie go nie ma!
-Nasza przyjaźń
tego nie przetrwa, czy ty tego zwyczajnie nie umiesz zrozumieć?- nieco się
uspokoił, lecz nadal słyszałam gorycz w jego głosie. Nikt nie jest w stanie
pojąć jak bardzo mnie to raniło, lecz zarazem denerwowało…
-To może
nie powinniśmy się przyjaźnić?- naprawdę to powiedziałam? Ta, która niegdyś z
takim uporem walczyła o tę przyjaźń… Ot, ironia losu. Los kolejny raz się ze
mnie śmieje… Chichocze, a ja słyszę go w swojej głowie…- Najwidoczniej i ja, i
ty mamy nieco inne mniemanie na temat przyjaźni, więc czemu tkwimy jeszcze w
tym beznadziejnym układzie? Przestańmy się znać i tyle. Sprawa załatwiona,
każdy z nas będzie zadowolony, jak nigdy dotąd.
-Skoro
tego właśnie chcesz…- powiedział twardo, nadal parząc w moje oczy. Co odebrało
mi całkowitą nadzieję? Fakt, że nic w nich nie zauważyłam. Nawet żalu, którego
byłabym powodem. Niczego… Tylko to utwierdziło mnie w przekonaniu, że wszystko,
co wcześniej myślałam, że między nami jest, w rzeczywistości nie istniało…
Nigdy… - Powodzenia w tym twoim „nowym życiu”- wycedził z wyraźną niechęcią, po
czym zostawił po sobie jedynie dźwięk trzaśnięcia drzwi, który odbijał się od
gołych ścian. Już nie mogłam dłużej wstrzymywać płaczu. Zsunęłam się bezsilnie
po ścianie, zataczając się własnymi łzami. I co teraz? Pustka. Ciemność. Brak
Michiego. Brak czegokolwiek, co mogłoby napędzać jakoś moje życie. Stara to
prawda, że kiedy człowiek posiada dużo, to nie potrafi tego docenić. Miałam
praktycznie wszystko. Miałam Michaela przy swoim boku, a to było najważniejsze…
Właśnie w takiej chwili, jak ta, zrobiłabym wszystko, by usłyszeć jedno ciepłe
słowo, które by do mnie skierował. Jedno słowo… Wystarczyłoby w zupełności… Ale
czy nie jest prawdą, że aby zrobić krok w stronę szczęścia, najpierw trzeba
wyrzucić ze swojego życia ludzi, którzy przeszkadzają w osiągnięciu tego stanu?
To niezaprzeczalna prawda, która sprawdza się w każdym przypadku. Pytanie:
czemu tym kimś musiał być akurat Michi? Strach… Teraz to jego bezkształtną
postać potrafiłam dostrzec wśród ciemności. Bo najbardziej boję się właśnie
wolnego czasu, kiedy obudzą się we mnie wspomnienia, a zarazem odżyją obawy o
inną przyszłość…
-Michael?-
poderwałam się, słysząc, że drzwi wejściowe otwierają się, a do środka ktoś
wchodzi. Nadal miałam nadzieję. Tak głupią, naiwną, kruchą, ale wierzyłam…
Resztkami swoich sił jeszcze ufałam losowi, że nic nie jest bez znaczenia.
Najwidoczniej, myliłam się…
-Nie, to
tylko ja- usłyszałam znajomy mi głos, a jego właściciel usiadł po chwili obok
mnie. Zmierzyłam jego sylwetkę zamglonym wzrokiem, niezdarnie wycierając
ściekające po moich policzkach łzy.- Co jest? Dlaczego płaczesz?- objął mnie,
głaszcząc delikatnie moje ramię. Spojrzałam na niego z jeszcze większym
niezrozumieniem.
-To ja
powinnam cię pytać, co ty najlepszego wyprawiasz?!- krzyknęłam, nagle stając na
równych nogach. Cała drżałam, a moje ciało jakby na chwilę było jak z galarety.
Cóż, jeszcze nie zdążyłam ochłonąć po wcześniejszych wydarzeniach, lecz to nie
oznaczało, że nie mogłam wyjaśnić innych spraw, które nie dawały mi spokoju…
-O co
chodzi?- naprawdę nie wiedział, czy udawał? A może inaczej… Nie miał pojęcia,
że ja wiem i to dostatecznie dobrze musiało go wystraszyć…
-A czy
to moje nagranie mają dwie niezrównoważone wariatki, kiedy jestem w zakładzie
bukmacherskim i obstawiam wynik?!- wykrzyczałam prosto w jego twarz, na której
po chwili pojawił się grymas zaskoczenia, połączony z czynnikiem przerażenia.-
Nic mi teraz nie powiesz?!- drążyłam dalej w odpowiedzi na milczenie z jego
strony.
-A co
mam ci powiedzieć?- burknął pod nosem, chowając twarz w dłoniach. Nadal
drżałam, jednocześnie obserwując jak ciało blondyna wyrywa się spod jego
kontroli. Jak to jest, że ludzie sami sobie wilkiem? Dlaczego los zawsze w ten
sposób najbardziej upokarza człowieka?
-Marco,
jesteś piłkarzem światowej klasy! Nie reprezentujesz byle kogo! Skąd u ciebie
ta lekkomyślność?!- chyba już od Michaela udzielił mi się ten bezradny krzyk,
którym nie mogłam i tak nic ugrać, ale w skuteczny sposób rozładowywał emocje.-
Ty zdajesz sobie sprawę, co ci może za to grozić?! Zawieszenie, to żadna kara
przy tym, co naprawdę może cię dotknąć! Wywołasz skandal! Burzę medialną! To by
cię złamało, rozumiesz?!
-Nie
krzycz- warknął drażliwie, krążąc wokoło salonu.- Skąd wiesz? Ktoś jeszcze o
tym wie?- dopytywał, a jego głos wyraźnie się łamał. I co? Gdzie podział się
teraz mój rozważny, stanowczy braciszek? Nie ma go. Nie teraz i to z powodu
własnej głupoty.
-Nie
wiem skąd one to mają…- przymknęłam na krótką chwilę powieki, próbując złapać stabilny
i nieprzyśpieszony oddech. Nawet do tego było mi nie po drodze…
-Kto?!-
tym razem to on krzyczał, lecz na niego nie mogłam być w żadnych razie zła.
Rozumiałam. Znalazł się na ostrym zakręcie życiowym, z którego niełatwo będzie
nie wypaść.- Jakie one?! Jessica, o czym ty, do cholery, mówisz?! Kto jeszcze
mnie tam widział?!
-Jak
powiedziałam wcześniej, dwie niezrównoważone wariatki…- prychnęłam, na samo
wspomnienie sytuacji, która miała miejsce na przyjęciu weselnym Michiego.- Ale
spokojnie… Jak na razie sytuacja jest opanowana…
-Co masz
na myśli?- zapytał, a w jego tęczówkach dostrzegłam połyskującą nadzieję.
Jedynie to pozwoliło mi do końca nie żałować decyzji, którą podjęłam. Która de
facto była słuszna, lecz która kończyła pewien rozdział w moim życiu…
-W rolę
szantażystek wcieliła się między innymi żona Michaela. Jeśli będę trzymać się
od niego z daleka, nagranie jest bezpieczne, ty również, Marco- wyjaśniłam, nie
chcąc już nigdy więcej plątać się w pajęczynę kłamstw. Marco od zawsze był
osobą, której mówiłam o wszystkim. Nie bałam się jego decyzji, słów, nieważne
jak byłyby raniące. Był moim bratem. Ufałam i wierzyłam, pokładając nadzieje we
wszystkim, co dotyczyło właśnie jego osoby.
-Teraz
już rozumiem…- rzekł półszeptem, siadając na zimnej posadzce.- Dlatego się
tutaj z powrotem sprowadziłaś…- dodał jakby sam do siebie, tępo patrząc przed siebie.
O czym myślał? Długo nie zajęło mi zastanawianie się nad tym. Przede wszystkim
w głowie miał moje poświęcenie. Cóż… Ono ma wyjść mi na dobre, więc w moich
oczach to żadna ofiara. Nic nie mówiąc, usiadłam u jego boku. Spojrzał na mnie
niedowierzająco oraz z wyraźną wdzięcznością, malującą się na jego przybladłej
twarzy. Uśmiechnęłam się niemrawo. Jedynie na tyle było mnie stać…- Sam nie
pamiętam, kiedy ostatni raz byłaś w Niemczech… Nawet na święta nie
przyjeżdżasz…
-Wiem,
że trochę was zaniedbałam…- teraz wstydziłam się spojrzeć własnym rodzicom w
oczy. Co to za córka, która o nich zupełnie nie pamięta? Która pojawia się
jedynie wtedy, kiedy ma kłopoty, a jak wszystko wiedzie się kolorowo, nawet nie
wykona jednego telefonu? Nie mam słów,
by to określić. Było mi jedynie strasznie wstyd…
-Trochę?-
przerwał mi wpół zdania.- Rodzice nawet przestali już do ciebie dzwonić, bo
stracili nadzieję, że kiedykolwiek odbierzesz. Zapomnieli jak wygląda ich
własna córka…- wytykał ciągle, powodując u mnie jeszcze większe mdłości. Znowu milczałam. Kolejny raz przyłapałam się
na takim akcie bezradności i bezsilności z mojej strony…- Czułem się niczym wybraniec,
kiedy od czasu do czasu rozmawiałaś ze mną… Ale i tak oczywiście ciągle
musiałaś wspominać o nim…
-Marco,
proszę… To skończony temat…- syknęłam z bólem, przymykając swe powieki. Czułam
jak łzy stopniowo pojawiają się pod moimi powiekami. To za wcześnie… Zbyt wcześnie,
by wspominać mi o nim…
-On cię
zranił… Zostawił cię wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałaś, teraz znowu
widzę, że coś ci zrobił- mówił niewzruszony, lecz czy on miał świadomość, że
wypowiada się o kimś, kto jest dla mnie powietrzem?
-Nie
wracajmy do czasów choroby…- jakby tego wszystkiego, co wokół się działo, było
za mało… Niepotrzebne były mi dodatkowe bolesne ciosy, które wymierzałaby
przeszłość prosto w mój brzuch. Nie chciałam do tego wracać, skoro miałam to
już dawno za sobą. Tyle ile miałam się nacierpieć, już zdecydowanie
wykorzystałam ten limit.
-Nie
robisz badań. Zarzucasz lekkomyślność mnie, ale sama jesteś tak samo
lekkomyślna, jak jeszcze nie bardziej- mówił dalej zgorzkniale. Czemu każdemu
musiałam zawinić?
-Pomóż
mi uporać się z tymi pudłami- otrząsnęłam się, pragnąc jak najszybciej odbiec
od tak kłopotliwego tematu, który sam przywoływał łzy w moich oczach. Nie
wiedziałam jak to wyjaśnić… W ogóle, niczego nie wiedziałam… Nawet o samej
sobie…
-O, nie-
zareagował szybko, zabierając z moich rąk jedno z niewielkich pudeł.- Teraz
masz iść do rodziców, zrozumiano?- spojrzał na mnie stanowczym wzrokiem, lecz jego
głos brzmiał nad wyrost łagodnie. On od zawsze miał takie umiejętności…
-A kto
się tym wszystkim zajmie?- rozejrzałam się wokoło.- Sam nie dasz sobie rady…-
miałam w sobie aż tyle sił, żeby stanąć teraz oko w oko z rodzicami i przyznać
się do błędu, jednocześnie przepraszając? Czy to nie za wcześnie? Dopiero co
straciłam przecież sens swojego życia…
-Zwołałem
już ekipę. Wszystko mam skrupulatnie zaplanowane- mrugnął do mnie, wywołując
cichy chichot z mojej strony. Już zapomniałam jaki on jest naprawdę. Owszem, w
dzieciństwie żyliśmy na co dzień jak pies z kotem, to trzeba przyznać, lecz
właśnie tym cechuje się rodzeństwo… Uśmiechnęłam się nieco weselej, wpadając w
uścisk brata. Jak dobrze, że miałam przy sobie kogoś takiego…
-Aż
zanadto- usłyszałam za plecami nieznajomy głos, który sprawił, że niemal
natychmiastowo wyswobodziłam się z objęć Marco. Jaka ja głupia… Nadal miałam
nadzieję, że wróci…
-Poznajcie
się- Marco chwycił mnie za rękę, ciągnąc w stronę wysokiego mężczyzny, który
zerkał na mnie przyjaznym wzrokiem.
-Erik-
nieznajomy jako pierwszy wyciągnął dłoń w moją stronę, którą po chwili lekko
uścisnęłam. Lustrując go badawczym i uważnym wzrokiem, najprawdopodobniej nie
wyglądałam na człowieka, którego można poznać z radością…
-Jessica-
rzuciłam oschle, gdyż nawet nie zdawałam sobie sprawę z jaką intensywnością
wlepiam w niego swój wzrok. Nie czułam tego kompletnie. Wydawał mi się być
jakoś dziwnie znajomy…
-Dasz
rady, Malutka?- moje obserwacje przerwał dopiero głos brata, który uśmiechał
się łobuzerko, zabawnie ruszając brwiami. Jak ja nienawidziłam tego głupka w
takich chwilach…
-Dam
rady!- wykrzyknęłam z determinacją w głosie.- Inaczej nie nazywam się Jessica
Reus- nadziewając na siebie płaszcz, ruszyłam wolnym krokiem w stronę drzwi.- W
rekompensatę, obiecuję wam jakąś dobrą kolację!
„Przeżywamy, bo boli tak,
że się nie da oddychać.”
M.H.
Najgorsze
dni dopiero przede mną… Dni, w których prym wieść będzie jedynie pustka oraz
pretensje do samego siebie. Niby byłem cholernym realistą i byłem pewien, że
większość w życiu zależy jedynie ode mnie i nikogo więcej. Teoretycznie może
tak właśnie jest. Tylko czasem nie mamy wpływu na to, co z nami będzie, gdy
wszystkie nasze uczucia leżą w dłoniach innego człowieka. I… nadszedł czas
pożegnania. Nawet gorycz i rozpacz nie była w stanie wypełnić dziury. Strata
podobno boli tak samo, jak mocna była więź… Nie wierzę w to. Strata boli za
każdym razem o stokroć bardziej…
Straciłem ją. Tym razem na zawsze. Straciłem tlen, który potrzebny jest
mi do normalnego funkcjonowania… Straciłem… Straciłem… Przez to, że nie mogłem
przełknąć faktu, iż nie będzie na wyłączność- straciłem… Ale… Ja naprawdę nie
wyobrażałem sobie życia w Austrii bez niej. Przywykłem. Polubiłem jej obecność…
Teraz… Teraz nawet nie będę mógł słyszeć jej głosu przez telefon. Przez własną
porywczość… Zgubne emocje, które zaprowadziły mnie za daleko…
-Czy
możesz mi, do cholery, wytłumaczyć co się tutaj dzieje?!- czy ja już zawsze
będę tak witany we własnym domu? Krzykiem Sarah, która ma w oczach jedynie
ogień… Złą drogę sobie obrała… Złą… Zważywszy głównie na to w jakim stanie znajdowałem
się akurat ja…- Najpierw ni stąd, ni zowąd obwieszczasz mi, że wracamy
wcześniej z podróży, potem wyjeżdżasz Bóg wie gdzie, a na koniec jeszcze
niczego nie chcesz wyjaśnić!
-Bo nie
mam ochoty z tobą gadać, jasne?!- ryknąłem i mógłbym przyrzec, że dokładnie w tym samym ułamku sekundy w jej
oczach pojawiły się łzy. Kiedyś normalnie by mnie to złamało. Uspokoiło i
skupiłbym się, by otrzeć owe łzy, nim zdołają się uwolnić, jednak teraz
okoliczności były znacznie inne…
-Czy
właśnie na tym polega małżeństwo?- wychlipała, patrząc na mnie załzawionymi
oczyma. Tymi samymi, które kiedyś były dla mnie odnalezionym sensem życia.
Kiedyś… Dobre słowo… Kiedyś…- Na ciągłych wrzaskach, kłótniach i tajemnicach?!
No odpowiedz! Gdzie byłeś?! Michael, co się z tobą ostatnio dzieje?! Przecież
dobrze wiesz, że ja będę z tobą, choćbyś miał niewiadomo jakie kłopoty! Nawet
nie pomyślałabym o tym, żeby cię zostawić!- stało się… Ugodziła w mój
najczulszy punkt…
-Daj mi
spokój!- warknąłem agresywniej, ruszając w stronę drzwi.- Mam to wszystko
gdzieś. Dajcie mi wszyscy w końcu święty spokój!- trzasnąłem drzwiami na
pożegnanie, ruszając szybko przed siebie. Tak, aby w końcu zapomnieć… Chociaż
na chwilę, ale zapomnieć… Nieważne jakie byłyby tego skutki… Liczyło się
jedynie chwilowe zapomnienie…
~*~
Witajcie,
moje Skarby! ;**
Jest piąteczek, jestem też ja, a ze mną 9. rozdział. ;))
Co myślicie? Jak oceniacie postępowanie bohaterów? Może macie jakieś prognostyki na przyszłość? Śmiało! Nie bójcie się, tylko dzielcie się ze mną swoim słowem! ;D
Jestem niesamowicie ciekawa Waszych cennych opinii! ;*
Miłego weekendu! ♥
Jest piąteczek, jestem też ja, a ze mną 9. rozdział. ;))
Co myślicie? Jak oceniacie postępowanie bohaterów? Może macie jakieś prognostyki na przyszłość? Śmiało! Nie bójcie się, tylko dzielcie się ze mną swoim słowem! ;D
Jestem niesamowicie ciekawa Waszych cennych opinii! ;*
Miłego weekendu! ♥
Lallalalala.... smutno mi.
OdpowiedzUsuńTak bardzo, cholernie smutno. To przede wszystkim.
Uwielbiam Jessicę, chociaż jak dla mnie to ona jest nieco niezrównoważona i nie bardzo chyba wie, czego chce. Ciągle płacze, smęci i lamentuje i to jest... podziwiam bardzo cierpliwość Michiego do niej, naprawdę. Mimo wszystko ją lubię bo jest taka zagubiona. Bo sobie nie radzi i nie odnajduje się bez problemu w każdej sytuacji. Cierpi jak każdy normalny i zwykły człowiek.
Mam zastrzeżenia co do zachowania jej brata. Gdyby miał jaja i był prawdziwym mężczyzną, zrobiłby co trzeba. Nawalił z tym zakładem i nie powinien chować głowy w piasek. Kariera karierą, ale za błędy trzeba płacić. Postronna osoba nie powinna ponosić kosztów naszych błędów, nigdy.
Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumie.
Zachowanie Michiego również jest dla mnie niejasne. Po jaką cholerę on w ogóle brał ten ślub? Przecież to idiotyczne. Ona ma prawo mieć do niego pretensje (w sensie ona=żona), bo tak się nie robi. Nie na tym małżeństwo polega. Ale i tak jej nie lubię i orzekam rozwód z jej winy.
Pojawienie się Erika sprawiło, że w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Ja mam szczerą nadzieję, że między nią a Jess do niczego nie dojdzie. Ona jest teraz tak załamana i wyniszczona psychicznie, że pierwszy lepszy facet mógłby to z łatwością wykorzystać. A jego nie przedstawiłaś w opowiadaniu przypadkiem, prawda? :)
Bardzo mi się podoba. Szczególnie przypadł mi do gustu wstęp. Rewelacja!
Ogromne buziaki, pozdrawiam,
Lilka :)
http://niedorosla-milosc.blogspot.com
p.s. Jest też Michi: http://www.bez-oddechu.blogspot.com
Buziak :*
Dlaczego? Dlaczego ich przyjaźń się zakończyła?
OdpowiedzUsuńRozumiem Jessice. Chce chronić brata,ale mogłaby pomyśleć też o sobie. O swoich uczuciach. Nie dać się zaszantażować dwóm głupim dziewczynom. Przez to tylko cierpi.
Michael zachował się egoiztycznie. Myślał tylko o sobie.O swoich potrzebach. Mam nadzieję,że zrozumie,że Jest jest dla niego ważniejsza niż ta jego "żona".
Rozdział ogólnie jest cudowny,genialny, fenomenalny i mega! ❤
Z niecierpliwością czekam na kolejny!
Pozdrawiam. ;*
Ps. Przepraszam za niespójny,bezsensowny komentarz. ;(
Melduję się ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, tylko dzisiaj jakoś tak... na smutno. O jejku, nawet nie wiesz, ile myśli przebiegło mi przez głowę podczas lektury. Zaczynam się zastanawiać, co dzieje się z Michaelem. Czyżby jednak żałował tego ślubu? Ale teraz to już chyba na to za późno. Zachowuje się cholernie egoistycznie i coś czuję, że to niedługo obróci się przeciwko niemu. Myśli tylko o sobie, nie liczy się z uczuciami innych. Po raz pierwszy zgadzam się z Sarah, jej reakcja jest uzasadniona, ale to tylko pokazuje, że Michi jednak nadal coś czuje do Jess. Mam nadzieję, że ich wspólne ścieżki kiedyś się jeszcze połączą.
Weny i buziaki :**
Co tu się podziało? :(
OdpowiedzUsuńNie chce mi się wierzyć, że to koniec przyjaźni Jess i Michiego. Czytałam ich słowa i nie wierzyłam własnym oczom. Dlaczego ludzie na własne życzenie tak się krzywdzą? Mam ogromną nadzieję, że jeszcze wymyślisz coś, żeby ich losy znowu się splotły :)
Zastanawia mnie, czy Erik odegra tutaj jakąś znaczącą rolę... szczerze mówiąc, mam nadzieję, że jego i Jess nie połączy jakieś uczucie... nie wiem, czy zniosłaby teraz kolejny zawód... najpierw Michael, później Thomas...
Mam nadzieję, że Sarah przez to zachowanie Michiego nie posunie się do ujawnienia tego nagrania. Ehh... tak źle i tak niedobrze ;/
Ale oczywiście wszystko napisane genialnie jak zawsze <3
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :)
Życzę dużo weny, buziaki :*
Hej, hej :*
OdpowiedzUsuńKurcze, z rozdziału na rozdział coraz więcej się dzieje... ;)
Ten jest wprost genialny. Mimo tego, że dosyć długi, to czytało mi się go z taką lekkością, że spokojnie mogłabym takich jeszcze z 10 teraz przeczytać :)
A jeżeli chodzi o to postępowanie bohaterów, to nie powiem, że jest dobre, albo złe... Myślę, że odpowiednim słowem byłoby tutaj po prostu "ciężkie", bo podejmując takie decyzje musieli wykazać się jakby nie było odwagą. Szczególnie Jessica, zdecydowała się wyjechać z Austrii, żeby ratować życie i karierę brata, więc jeżeli o to chodzi to... chyba dobrze zrobiła.
Zaskoczyłaś mnie zachowaniem Michaela. Nie spodziewałam się, że będzie krzyczał, raczej myślałam, że będzie chciał spokojnie porozmawiać i to wyjaśnić, a tu jednak...
Robi się naprawdę ciekawie...
Tym bardziej, że pojawił się Erik, który wydaje mi się odegra dosyć ważną rolę w tym opowiadaniu ^^
Aż się nie mogę doczekać kolejnego...
Buziaki :* i wenyyy
Ol-la
Nienienienienie przyjaźń Michiego i Jess nie może się tak skończyć :<
OdpowiedzUsuńNiech się Michi rozwiedzie,pojedzie do Niemiec i skopie Ericowi dupę i porwie Jess! O!:D
-Agg
Marco i Erik ♥ ♥ ♥
OdpowiedzUsuńMoje poprzedniczki nie chcą końca przyjaźni pomiędzy Michim a Jess... Ja będę inna: dla mnie ta przyjaźń może się już skończyć. Chcę Jess i Erika ♥ ♥ ♥ A teraz możecie mnie zabić...
Oho, oho, oho, Michael się wkurzył... No wcale się mu nie dziwię, skoro ma taką jędzowatą żonę...
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*
Nie, nie i jeszcze raz nie.
OdpowiedzUsuńKoniec przyjaźni między Jess, a Michim. To straszne.
Nie wierzę jak Michael mógł do tego dopuścić, dla ich obojga ta przyjaźń była ważna, pewnie najważniejsza, a teraz zostają już sami, bo nie oszukujmy się MIchi chyba i tak nie pokocha Sarah tak mocno jak Jess. Ale w sumie postępowanie Jessici też nie jest dobre, dlaczego zgodziła się na taki układ, skoro walczyła o przyjaźń, teraz tak łatwo odpuszcza i poddaje się walkowerem.
Mam nadzieję, że chociaż naprawi swoje relacje z rodziną bo tak na prawdę to tylko oni jej w tym momencie zostali.
No cóż nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny :)
Weny i buziole :*
Przepraszam, że dopiero teraz, ale tak wyszło. Dlatego czym prędzej zabieram się do komentowania.
OdpowiedzUsuńW końcu pokazałaś, dlaczego stosowałaś inicjały! Aby nikt nie zobaczył kto jest bratem Jessici. Powiem krótko: ma dziewczyma szczęście. Chociaż nie utrzymuje bliskich stosunków z rodziną (dlaczego?) to może liczyć na Marco. Widać, że Reus chce jej pomóc choć nie może się pogodzić z tym, że jego siostrzyczka tak rzadko się odzywała.
Rozmowa z Michim jak najbardziej na nie. Rozumiem, że aby chronić brata, musi unikać skoczków, ale nie musiała kończyć tej przyjaźni! Oni nie mogą bez siebie żyć jak sami podkreślają. Co to będzie teraz? Michi rozwiedzie się z Sarahą czy będzie udawał, że wszystko ok? Nie cierpię biernego Hayböcka.
Ale największym plusem jest oczywiście Erik. Czekałam na niego i się doczekałam! Myślę, że spróbuje naprawić złamane serce Jess i wyjdzie to obojgu na dobre. Jeśli masz w planach zrobienie z nich pary to masz moje błogosławieństwo!
Dużo weny i czasu, kochana ;**
Jestem, melduję się zaplakana i roztrzesiona.
OdpowiedzUsuńTrafiasz centralnie w moje serducho.
Rozdzierasz je i wypuszczasz to co kryję.
Nadal boli mnie to że Michi zostawił Jess gdy go potrzebowała. Gdy jego obecność była dla niej tak ważna, gdy niszczyla ją choroba...
Podziwiam jej odwagę. Nie zawahala się, wyjechała i próbuje zapomnieć.
Tak bardzo bym chciała być równie odważna jak ona...
Wspaniały rozdział.
Kobieto, co ty ze mną robisz? Jak udaje ci się doprowadzić mnie do łez?
Czekam z niecierpliwością na więcej.
Całuje Sonny ;*
Hej Kochana! Wybacz to opóźnienie, ale pewnie już do tego przywykłaś... :(
OdpowiedzUsuńRozdział powalił mnie na łopatki.
Dlaczego nasi bohaterowie już od 1 rozdziału tak znacząco komplikują sobie życie? Przecież oni siebie kochają. To oni są swoją opoką. To oni są swoim wzajemnym uzupełnieniem. Dlaczego tak trudno im przyznać się przez samym sobą do uczuć, które do siebie żywią?
Rozbawił mnie moment, kiedy Michi pojawił się w domu Jessi, ale zaraz po tym, gdy dziewczyna się opamiętała, zaczęłam wierzyć, że to skończy się dobrze. Pomyliłam się. Doszło do kłótni. Myślałam, że Michael wróci. Też się pomyliłam. Pojawił się Reus. Jako rodzeństwo są do siebie bardzo podobni. Jessi zachowała się nieodpowiedzialnie nie odzywając się do rozdziców i bagatelizowanie swoich problemów zdrowotnych. :( Ale tak samo lekkomyślne zachowanie możemy zarzucić Reusowi. To poniekąd przez jego nieodpowiednie zachowanie jego siostra jest nieszczęśliwa... :( Jeden błąd, jedna pomyłka ciągnie się za człowiekiem przez lata, pociągając za sobą całą masę innych nieszczęść. Zastanawia mnie, co z tym wszystkim zrobi Michi. Czy wróci do Niemiec i zawalczy o naszą kochaną Jessi?
Pojawił się Erik. Wydaje mi się, że Jessi zauroczyła się jego osobą. Jednakże nie potrafię sobie wyobrazić ich jako pary... W moje głowie jest tylko Dżess i Michi. ❤
Michi... co do jego zachowania jestem oburzona. Dlaczego on tak bardzo się denerwuje? Wkurzył mnie tym, że uniósł głos na Jessi. Przecież to JEGO żona zmusiła ją do wyprowadzki. Okej, on nie ma o tym zielonego pojęcia, ale również przez tę jego niewiedzę nie powinien się tak unosić. -.- Sarah... wydaje mi się, że ten związek nie przetrwa. Ona jest zbyt zazdrosna. Pewnie, gdyby mój mąż chciał wrócić z podróży poślubnej wcześniej i niemal od razu po powrocie wyjechałby Bóg wie gdzie, też nie byłabym zadowolona, ale w ich związku przeważa agresja, krzyk i ciągłe wytykanie sobie błędów. Tak nie powinno wyglądać małżeństwo. Zdecydowanie nie.
Ciekawi mnie, co uszykowałaś dla nas w kolejnym rozdziale. :)
Czekam! :*
Kocham! ❤❤❤
Hej! Na początku chciałam przeprosić za spóźnienie :/
OdpowiedzUsuńRozdział bomba, "rozwalił" mnie totalnie. Pomimo, że jest smutny, jest genialny.
Nie wiem co powiedzieć, jakoś nie chce mi się wierzyć, że taka rozmowa może zniszczyć tak piękną przyjaźń. Wydaje mi się, że to taki kryzys, myślę, że za jakiś czas wszystko wróci do normy i że będzie tak, jak dawniej. A jeśli nie... Jeśli miejsce Michiego zajmie Erik? W sumie taka opcja również mi się podoba, ponieważ Erika uwielbiam i chciałabym zobaczyć, jak przedstawiłabyś jego przyjaźń z Jessi. Jestem rozdarta między nimi dwoma i jestem ciekawa jak dalej potoczy się ta historia.
Wracając do Michaela, zawiodłam się na nim. Nie powinien być tak egoistyczną świnią (przepraszam za szczerość), skoczek powinien spróbować zrozumieć Dżess. Albo chociaż z nią porozmawiać. Swoją drogą, ciekawi mnie czy Michi dowie się o szantażu Sarah i Evy. A jeśli tak to co wtedy zrobi? Zostawi Sarah i wróci do Jess? Czy pod wpływem gniewu wybaczy żonie i uda, że nic się nie stało? Ciekawe, ciekawe...
Właśnie, chciałam jeszcze dodać, że w tej sytuacji nie dziwię się zachowaniu Sarah. Jej wściekłość na Haybocka jest uzasadniona, nie powinno się przerywać miesiąca miodowego i potem sobie gdzieś jechać. Mógł chociaż powiedzieć, że jedzie do Niemiec, mógł wymyślić jakąś historyjkę, żeby nie zdradzić, że pojechał do Jess. Chociaż... Ich małżeństwo to kompletna katastrofa. Ono nie ma przyszłości, może Sarah to zrozumie i wystąpi o rozwód? Ciekawe...
Czekam na kolejny i życzę weny!
Buziaki x ♥
*przepraszam za niespójny komentarz, ale leżę cały dzień w łóżku chora i nie myślę zbyt logicznie :")*
Tak nie może być, Wielka przyjaźń nie może się skończyć tak swobodnie i to przez dwie wstrętne osoby. Dlaczego Jess nie powiedziała dlaczego tak się to potoczyło. Marco jej bratem, zaskoczyłaś mnie, ale czuje, ze będzie fajnie xp
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużoo weny :*
Emocje wzięły górę, a niektóre słowa padły zupełnie niepotrzebnie. Jestem przekonana, że żadne z nich nie chciało zerwać tej przyjaźni, przecież tyle dla siebie znaczą. Ciężko mi sobie wyobrazić jak będą wyglądały ich najbliższe dni. Oby tylko ta sytuacja nie trwała zbyt długo, bo szkoda by było stracić tak piękną relację. Ja jestem przekonana, że tu nie chodzi o zwykłą przyjaźń. Oni nie potrafią bez siebie żyć i ciekawa jestem kiedy się wreszcie zorientują, że łączy ich coś więcej...
OdpowiedzUsuńMimo iż ogromnie nie lubię Sarah to jednak trochę mi jej żal. Ma prawo się denerwować i źle czuć w tej sytuacji. Michi non stop pokazuje jej, że ktoś inny jest ważniejszy. Młode małżeństwo powinno się sobą cieszyć, a oni? Ciągłe krzyki. Oj to małżeństwo długo nie wytrzyma...
Ściskam! ;*
Nie nie nie tak być nie może ! Oni są tak bardzo do siebie podobni ze nawet dłuższej chwili bez siebie nie wytrzymają. A Marco? Hazard i dobra siostra ktoś poświęca siebie dla brata. Ciekawa jestem co na to Michi gdy dowie sie ze Erik zawiesił oko na Pani Reus. Ciekawe co miedzy nimi będzie. I kiedy w końcu on spostrzegnie co Sarah z nim robi. To chora miłość do tego jednostronna. Nie mam pojecia kiedy on zrobi z tym porządek. Rozdział piękny i bardzo ciekawy, buziaki!
OdpowiedzUsuńNie no smutno mi.. Nie tak powinno wyglądać ich rozstanie :( Właściwej to w ogóle nie powinno go być.
OdpowiedzUsuńJessica Reus pasuje mi :D Chciałabym mieć takiego brata, i nie chodzi tylko o to że to Marco :D Ale jest taki opiekuńczy, i nawet znalazł jej kolegę(swoją drogą też bardzo fajnego xd) :) Czekam na spotkanie Jess z rodzicami!
A jeśli chodzi o Michael i Sarah nadal umieram się przy tym że rozwody istnieją :P Tej parze to już nawet terapia może nie pomóc :D
Czekam ba kolejne :) Dużo weny! :3
Buziaki :*
Komentarz będzie niestety krótki, bo mam dużo nauki..
OdpowiedzUsuńNo prosze tak jak myślałam Marco jest bratem Jessici ;) Ciekawe co Erik wniesie w życie naszej bohaterki. ;) Sądzę że małżenstwo Michiego i Sarah długo nie potrwa, jedno szczęście ;)
P.S. Przepraszam za krótki komentarz.
Pozdrawiam :*
"bym tego pragnęłam" - albo bez bym i samo "tego pragnęłam", albo "bym tego pragnęła"
OdpowiedzUsuń"Nadal parząc w moje oczy" - patrząc
"żadnych razie zła" - żadnym
'zamknęłam powieki" "łzy pod powiekami" - bardzo blisko siebie te powtórzenia "powiek".
"uśmiechał się łobuzerko" - łobuzersko
Marco jest dorosły, Jesi nie powinna rezygnować z siebie i swoich planów czy życia, dlatego, że on się znowu wpakował w kłopoty. Nie podoba mi się jej zachowanie względem przyjaciół i rodziny, że się do nich nie odzywała tyle czasu, i postawiła wszystko na jedną kartę, cały swój czas oddała niewartemu tego czasu M.
To, że Michael jest egoistą, to już wiedziałam od dawna. On nie myśli ani o J. ani o S. Tylko o sobie. Jaja mu powinno się uciąć przy samej dupie, miałby nauczkę xD Zirytował mnie ten bohater i to cholernie, ale to dobrze, że twoja twórczość wzbudza emocję i że bohaterowie jakich stworzyłaś także je wzbudzają.
Nie zgodzę się, że rodzeństwo cechuje to, że żyją w dzieciństwie jak pies z kotem, bo to zależy od charakteru, wychowania, różnicy wieku. Są rodzeństwa co od najmłodszych lat bardzo się kochają, szanują, pomagają sobie we wszystkim.
Wiedziałam, że ślub gdy narzeczeństwo się często kłoci nie jest dobrym pomysłem, bo po ślubie wcale nie będzie inaczej.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com