„Nie
rozcinaj tego,
co
możesz rozplątać…”
M.H.
Może i
faktycznie coś się kończy, by coś innego mogło od nowa zakiełkować. Przecież
gdyby człowiek nie skończył jednego rozdziału, nie mógłby zacząć nowego.
Nieustannie stałby w miejscu, tkwiąc w martwym punkcie. Życie człowieka bowiem
nie polega na ciągłym zastoju. Wręcz przeciwnie. Życie gna przed siebie. Śmiało
można rzec, że pędzi jak oszalałe. Problem jest tylko jeden. Dosyć znaczący…
Gdy coś się skończy, czasem odbija się to na nas zbyt mocno. Potrąca naszą
duszę, czyniąc z niej kalekę. Nie mamy wówczas nawet ochoty, by iść dalej i
otworzyć jakikolwiek nowy rozdział. Osobiście, moje życie dzielę na dwie
kategorie. Przed tym świństwem, które wywinąłem oraz zaraz po tym. Dwie ery, na
które dzieli się moje życie. Tak już jest, jednak ja akurat byłem najmniejszym
poszkodowanym. Owszem, nie miałem ochoty
iść do przodu. Ogólnie… absolutnie na nic nie miałem ochoty. Wszystko
było bezbarwne, bezwartościowe, obojętne dla mnie. Dopiero potem jak spod ziemi
wyłoniła się Jessi, która swą przyjaźnią potrafiła jakoś mnie zreperować. I
wówczas spotkałem także Sarah. Właściwie, to dzięki Jessi się poznaliśmy. Otóż,
ta Malutka wymyśliła, że potrzebne mi inne towarzystwo, dlatego wysłała mnie
przymusem na jedno ze spotkań singli, które organizowane było w naszym mieście.
Właśnie tam spotkałem Sarah. Sam nie wiem, kiedy zdążyła się do mnie
wprowadzić, tym bardziej kiedy dojrzałem do decyzji o ślubie… To po prostu się
działo. Życie leciało do przodu, nieumiejętnie mnie za sobą ciągnąc…
-Jakim
cudem ty chcesz wziąć ślub bez świadka?!- krzyczałem, nie czując panowania nad
swoim ciałem. Jak długo jej to zajmie, żeby zrozumieć, że ja nie zrezygnuję z
przyjaźni z Jessi? Ile razy można kłócić się o to samo, do cholery?!
-Ona nie
będzie świadkiem na moim ślubie, rozumiesz?!- również krzyczała, więc nie byłem
tym najgorszym. Jej oczy wręcz pokrywały się ogniem. Nie rozumiałem w jaki
sposób można było nienawidzić osoby, którą od zawsze była Jessi. Ciepłą,
uśmiechniętą, pomocną…
-Przecież
uzgadnialiśmy, że ja wybiorę jednego świadka, a ty drugiego- powtórzyłem
kolejny raz, znużony z lekka konwersacją z szatynką. A miałem już taką głęboką
nadzieję, że wreszcie zrozumiała i zaakceptowała niektóre fakty. Może ona
lubiła się tak kłócić?
-Nie było
mowy o Jessice. Nie będzie jej na moim
ślubie, słyszysz?- powiedziała nieco spokojniej, wciągając ze świstem powietrze
w swe płuca. A myślałem, że wcześniej jedynie żartuje. Przecież to nielogiczne…
Jak mogłem nie zaprosić na swój własny ślub najlepszej przyjaciółki? To nie
jest głupie wyjście do warzywniaka. Będę się żenił! Czy naprawdę nie umiała
tego po prostu zrozumieć? A jak już nie tego, to przynajmniej mnie…
-Ale
będzie na moim!- ryknąłem donośnie.-Jeśli nie będzie Jessi na moim ślubie,
ślubu także nie będzie!- czy ja w ogóle wiedziałem, co mówię? Chyba nie za
bardzo… Pod skórą jedynie chowałem lęk, a i tak całemu światu próbowałem
wmówić, że taki ze mnie twardziel… Chyba już sam przestałem w to wierzyć…
-Nie
życzę sobie jej na moim ślubie! To ma być wyjątkowy dzień, ale bez niej! Nie chce
jej!- w jaki sposób miałem być spokojny?
Nie dało się przejść obok tej nienawiści, którą Sarah żywiła do Jessi.
Właściwie za co? Za to, że nawet dobrze jej nie znała? Za to, że tylko dzięki niej
jeszcze trwałem w związku z Sarah? No za co należała się Jessi ta nienawiść?
-Idziemy
w końcu czy nie?! Zawsze musisz robić problemy?!- znajdowałem się już na skraju
wytrzymałości. Jak można było być tak nieufnym? Już nie chodzi mi tutaj o Jessi
i stosunek Sarah, co do jej osoby. Najbardziej drażniła mnie ta nieufność. Ten
fakt, że wszędzie widziała jedynie oszustwa, kłamstwa i zdrady…
-Mogę
iść do Didla- usiadła manifestacyjnie na kanapie.- Ale do tamtej nie- znałem
Sarah. Jak się na coś uparła, to już na dobre. Cóż, w tej kwestii jednak nie
mogłem ulec. Każdej, ale nie tej…
-To
pójdę sam, bo na moim ślubie Jessi na pewno będzie gościem. I to honorowym
gościem- wycedziłem przez zęby, ujmując w swe dłonie białą kopertę i
ostatecznie spełniając to, co zapowiedziałem wcześniej. Wyszedłem i ruszyłem w
stronę mieszkania Dietharta, gdzie mieszkała Jessi. Co zastanę w domu, kiedy
wrócę? Sam nie wiem, lecz obawiałem się tego, że nie będę miał do czego wracać…
„Chcieli
być, ale nie są. Jutro też nie będą, nigdy, już na pewno...
Przeminęli,
zagubili się, czasem tęsknią, skazani na przeszłość.
Zapomniani, przez innych zakochanych,
których sny spełniły się po prostu za nic.”
J.R.
-Dżess,
muszę ci coś powiedzieć… Otóż, sprawy nieco się pokomplikowały… Nie, to bez
sensu brzmi…- słyszałam, jak Thomas gaworzy sam do siebie. Prawdopodobnie coś
ćwiczył. Coś, co chciał mi powiedzieć, ale co to mogło być? Zazwyczaj w filmach
właśnie w ten sposób facet próbuje się przygotować do oświadczyn. W zasadzie…
Nie, to niedorzeczne…
-Thomi,
co chciałbyś mi powiedzieć?- co będę męczyła chłopaka? Biorąc go z zaskoczenia,
już nie wywinie się od rozmowy ze mną. Wyrzuci to, co najwidoczniej sprawiło mu
niemałą zgryzotę. Niech wyrzuci z siebie to, co go dręczy. Jestem pewna, że
razem damy sobie ze wszystkim radę.
-Dżess?-
drgnął, odwracając się szybko w moją stronę. Nie spodziewał się takiej zagrywki
z mojej strony, stąd to drżenie rąk, prawda? Bo to akurat zaczęło mnie
niepokoić…- Skąd taki pomysł? Nie… Nie mam ci nic do powiedzenia… Znaczy chyba
mam… Albo to… Może mało istotne… Pójdę może pobiegać…
-Przecież
możemy razem rozmawiać o wszystkim- chwyciłam go za rękę za co otrzymałam
zakłopotane spojrzenie skoczka. A więc sprawa była poważna. Tylko czego
dotyczyła?- I powtarzałam ci to za każdym razem… Od samego początku naszego
związku ci to mówiłam. Jak mantrę powtarzałam, że musimy rozmawiać… Nie bać się
tego. Nie musisz się mnie obawiać- mówiłam
łagodnie, kładąc dłoń na jego gorący policzek.
-Musimy
się rozstać, Dżess- powiedział niemal ze łzami w oczach. Machinalnie,
wyprostowałam się. Czy ja dobrze słyszałam? Rozstać? Dlaczego? Przecież było
tak dobrze… Było wręcz wspaniale… Przynajmniej dla mnie…
-Ale
dlaczego?- spytałam w końcu głośno. Może istniała jeszcze jakaś szansa? Skoro
problem mógł leżeć we mnie, może byłabym w stanie jakoś wyeliminować go ze
swojego życia. Związek składa się przecież z kompromisów…
-Popełniłem
pewien błąd…- wydukał. Nerwowo bawił się swoimi palcami, nie patrząc na moją
osobę. Denerwowało mnie to. Każdą prawdę wolałam usłyszeć, ale z jego
spojrzenia. Wzrok mówił więcej niżeli usta… Nie zasłużyłam sobie na to, by
powiedział wprost o tym, co tak naprawdę nakłoniło go do takiej decyzji? W
końcu dotyczyła również bezpośrednio mnie i mojego życia.
-Do
cholery jasnej, powiesz mi w końcu, co się stało?!- wyrwałam się nieoczekiwanie
nawet dla siebie, będąc wystawiona na tę próbę. I ból… Bolało. Krzyczałam, bo
bolało… Cholernie bolało. Serce? Nie, to chyba nie ono. Coś innego piekło od
środka. Rozrywało mnie na pół…
-Dżess,
ale spokojnie, dobrze?
-Jessica-
powiedziałam ozięble, siadając naprzeciw Austriaka.- Dla ciebie Jessica- skoro
jego czas dobiegł końca, również przestały mu przysługiwać różne prawa. Tym
bardziej do przekształcania mojego imienia, do którego pasowało jedynie jedno
zdrobnienie, które wydostawało się z wyjątkowych ust.
-Jesteś
całkowitym przeciwieństwem Evy…- zaczął, powodując, że kolejna fala skrajnych
uczuć zalała mnie od środka. A miałam znaleźć kogoś, kto będzie mnie kochał
takiego, jaka jestem. Czy w dobrym, czy w złym nastroju. Jaka bym nie była.
Właśnie z taką osobą według mnie warto byłoby być… To najlepsze, co człowiek
może zyskać za życia…
-Co?-
wykrztusiłam zaskoczona. Do czego on dążył? I znowu… Zabolało jeszcze bardziej…
Jak można w takich chwilach wspominać o byłej? I wtedy wszystko zaczęło składać
się w jedną, składną całość… Czyli Thomas miał się zastanowić nad powrotem do
zielonookiej, tak? To była ta jej propozycja?- Właziła do łóżka każdemu, kogo
napotkała na swojej drodze, a ty tak po prostu teraz sobie do niej wracasz?!
-Kocham
ją…- wyjąkał. Czyli przejrzałam go… Rzucił mnie dla Evy… Znakomity wybór. Tylko
gratulować… Upokorzenie… Smutek… Rozpacz… Zawód… Za dużo jak na jedno, ludzkie
ciało. Zdecydowanie zbyt dużo…
-To samo
mówiłeś jeszcze niedawno mnie…- powiedziałam łamiącym się głosem. Nie wiem
dlaczego, lecz nagle przed oczyma przeleciały mi chwile, podczas których
szeptał mi czułe słówka do ucha. Wówczas czułam, że jest mój… Myliłam się. On
nigdy nie był mój… Za każdym razem wypowiadał słowa: „Kocham cię”, jednocześnie
kłamiąc…
-Dżess,
to nie tak…- zareagowałabym, by więcej razy w ten sposób do mnie nie mówił,
lecz nie było sensu kolejny raz mu przerywać. Chciałam w końcu się dowiedzieć…-
Wiedziałem o każdej zdradzie Evy… Ale… kochałem ją. Do tego czasu ją kocham, a ty… Jesteś wspaniałą kobietą.
Jesteś dobra, delikatna, silna, bo tak wiele zniosłaś, ale w niczym mi jej nie
przypominasz… Absolutnie w niczym, dlatego tak naprawdę zdecydowałem się
związać z tobą, bo sądziłem, że wówczas nie spotka mnie to samo, co w przypadku
z Evą…
-Ale ty
ją zbyt mocno kochasz…- dokończyłam za niego, nie czując nawet, kiedy spod
moich powiek wydostały się pierwsze łzy.- Kochasz ją do tego stopnia, że nie
umiesz żyć na co dzień bez niej w swoim życiu, a wiążąc się ze mną miałeś
nadzieję, że unikniesz niepotrzebnego ryzyka, a z czasem przyzwyczaisz się
nawet do mnie…- i skąd ja to znałam?
Czemu potrafiłam go tak doskonale zrozumieć? I jeszcze jedno pytanie…
Czemu łzy z taką prędkością ściekały po moich policzkach?
-Nie
chcę dla ciebie źle… Pomogłaś mi wszystko sobie poukładać… Przywróciłaś mojemu
życiu ten sam stary bieg… Dzięki tobie znowu zacząłem lepiej skakać… Gdyby nie
ty, nadal stałbym w miejscu. Byłaś dla mnie formą terapii…- ale nie byłam Evą.
I stara prawda się sprawdziła… Wszyscy kiedyś nas skrzywdzą. Trzeba jedynie
potrafić odróżnić ludzi, dla których warto cierpieć…- Wszystko sobie z czasem
ułożysz… Zawsze będziesz mogła na mnie polegać…
-Co i
tak nie zmienia faktu, że mnie oszukałeś!- krzyknęłam, gwałtownie zrywając się
na równe nogi. Faktycznie… Teraz nic już nie miało znaczenia. Żadne piękne
chwile, które razem spędziliśmy… Znowu się potwierdziło… Kolejny raz. Każdy
jeden potrafi powiedzieć, że mu zależy, a mało kto potrafi to pokazać…
-Dżess,
przepraszam cię...- wyszeptał, patrząc w moje zapłakane oczy. Ten ból kiedyś
ustanie, prawda? To, co mnie ogarniało, niegdyś z perspektywy czasu wszystko
będzie wyglądać inaczej… Mam na to szansę? Może nawet minione miłości, staną
się zwyczajnie błędami z przeszłości…
Byleby tylko ten ból i ta beznadziejność wokół mnie minęła… Błagam…
-I co mi
teraz powiesz?! Że co?!- krzyczałam nieopanowana.- Że może zostaniemy
przyjaciółmi?! Że skoro raz byłam taka głupia, to może drugi raz okaże się
podobnie?! Wykorzystałeś mnie, żeby poczuć się lepiej… Nigdy ci tego nie
wybaczę! Nigdy, słyszysz mnie?!- wrzeszczałam, niezdarnie zabierając swoje
rzeczy, które leżały w zasięgu mojego wzroku. Patrząc na niego ostatni raz,
wybiegłam z pomieszczenia, lecz w pewnym momencie poczułam, że wpadłam na coś
twardego. I co wtedy zobaczyłam? Jego oczy… Te same, które śniły mi się każdej
nocy. Te same, które wraz ze mną się śmiały oraz razem ze mną płakały… Piękne,
głębokie tęczówki, których koloru nigdy nie potrafiłam sprecyzować. I tym razem
do ówczesnego bólu, doszły spryskane krwią duszy wspomnienia. I co? Kolejny
błąd, który przypłaciłam jeszcze większym cierpieniem… Nie oddaliłam się
natychmiastowo. Nie odbiegłam od nich bez żalu. Poszłam na niektóre ustępstwa.
Dałam się w to wciągnąć. Nie uniknęłam bólu. Na tę chwilę już przestałam
walczyć. Każda walka przecież ma swój koniec. I ja właśnie w tej chwili
przestałam walczyć ze wspomnieniami oraz bólem, który mi dostarczały…
Przestałam walczyć i bynajmniej nie z powodu dumy. Już najzwyczajniej nie
miałam siły, by udawać. Siłować się ze łzami. Odsunęłam się od blondyna, który
patrzył na mnie zaskoczonym i zaszokowanym wzrokiem, biegnąc dalej przed
siebie. Na tę jedną chwilę chciałam żyć tylko dla siebie… Tylko… Nawet nie dla
Michiego…
„Z
uniesień pozostało mi uniesienie brwi.
Ze wzruszeń - wzruszenie ramionami.”
M.H.
Kochała
go… Kochała jego spojrzenie… Jego dotyk… Zapach… Głos… Ramiona… Ciało… Kochała
jego. W całości, bezwarunkowo. Kochała miłością słodką, niewinną, która nie
mogła być wykorzystywana przez nikogo… Kochała jego. A on… On to spieprzył…
Zostawił ją. Dokładnie tak samo jak ja… Bałem się. Cholernie się bałem, a jej
ból paraliżował mnie w najbardziej dotkliwy sposób. Obawiałem się, że teraz
straci zaufanie do wszystkich wokół… Że nawet ja stanę się intruzem w jej
życiu, w którym widzieć będzie jedynie potencjalnego kandydata do zawodu jej
serca. Zaufanie do drugiego człowieka to jednak skomplikowana sprawa i tego nie
można ukrywać. Zaufanie to nie tylko poczucie, że można komuś o wszystkim
powiedzieć. Zaufanie to przede wszystkim przekonanie, że ta druga osoba nie
zrobi krzywdy… A ja? Jaka była moja sytuacja? Beznadziejna.
-Dlaczego
każdy chłopak, którego spotkam musi mnie ranić?- zaczęła, gdy usłyszała jak
przekraczam próg jej mieszkania.-Dlaczego choć raz nie mogę być szczęśliwa?
Dlaczego to zawsze ja muszę obrywać? No powiedz!- podniosła swój głos, a ja
wśród nieprzeniknionych ciemności zdołałem jedynie zobaczyć na jej pliczkach
błyszczące łzy.-Chciałabym mieć tylko kogoś, kto by mnie kochał i nie pozwolił,
aby ktokolwiek inny mnie skrzywdził… Tak dużo wymagam?!- milczałem, analizując
każde jej słowo, które było zagłuszane przez szloch. Usiadłem tuż obok niej na
skórzanej kanapie w salonie, obejmując ją ramieniem. Sam nie wiem czy ja, czy ona
bardziej nienawidziła na tę chwilę Dietharta…
-Jessi…-
zacząłem, przełykając ogromnej wielkości gułę, która zalegała w moim gardle.
Milczenie bywa czasem najbardziej raniące, a ja nie mogłem sobie pozwolić na
przysporzenie jej jeszcze większego bólu… Nie ja i nie jej…- Teraz możesz
jedynie zacisnąć zęby i podnieść głowę do góry. Takie rozstanie świadczy
jedynie o tym, że istnieje na świecie ktoś, kto na ciebie zwyczajnie nie
zasługuje. Ale ty musisz być silna, słyszysz?- ująłem jej twarz w dłonie,
wycierając płynące łzy, które uwalniały się spod jej powiek.- Kiedy tak
zrobisz, stwierdzisz w końcu, że człowiek uczy się na błędach i będzie tylko
lepiej…- szeptałem, wtulając ją delikatnie do siebie. Nienawidziłem tej chwili,
ale chyba tylko dlatego, że tak chorobliwie ją kochałem. To niesamowite trzymać
jej drobne ciało w swoich ramionach. To tak, jakby zostać wybrańcem… Ktoś, kto
dostał drugą szansę… której ostatecznie i tak nie może wykorzystać…
-Michi,
proszę cię…- zaczęła ochrypłym głosem, co jedynie sprawiło, że mój uścisk nabrał
na swej sile.-Proszę cię, przytul mnie jeszcze mocniej i powiedz, że jakoś damy
rady i przetrwamy wszystko…- to mogło brzmieć dwuznacznie, lecz ufałem jej do
tego stopnia, by wierzyć, że nie ma nic złego na myśli. Po prostu jeszcze
mocniej wtuliłem ją do siebie, spełniając część jej prośby.
-Damy
radę i razem przetrwamy wszystko…- wyszeptałem do jej ucha, czując jak jej
dłonie zaciskają się na moich ramionach, mnąc moją koszulę. Obecności drugiego
człowieka… To właśnie tego była spragniona najbardziej…
-Nienawidzę
siebie samej…- powiedziała łamiącym się głosem, jednocześnie wbijając szpilę w
moje serce. Co ona takiego powiedziała? Dlaczego? Przecież Jessi jest tak
cudowną osobą…- To ze mną jest coś nie tak… Na to nie ma innego wytłumaczenia,
że każdy kogo spotkam, tak samo szybko ucieka… Nienawidzę tego czegoś w sobie…
-Jeśli
chcesz, aby ktokolwiek cię pokochał, najpierw ty sama musisz pokochać siebie-
powiedziałem z przekonaniem.- Bo jak możesz wymagać od kogoś, by kochali osobę,
której ty sama nie lubisz, Jessi?- uniosłem jej podbródek, patrząc ckliwie w jej
pokryte mgłą oczy. I chwila ta trwała… Tak długo, a zarazem wszystko toczyło
się tak szybko… W zasadzie sam nie zauważyłem, kiedy moje usta połączyły się w
delikatnym i subtelnym pocałunku z ustami Jessi. Wówczas stała się magia…
Inaczej nie mogłem tego określić. Przy niej miałem okazję doświadczyć czegoś
niesamowitego… Czegoś, co tak długo mnie omijało z powodu własnej głupoty i
tego, że byłem tak okropnym tchórzem…
-Dziś
chciałem cię już oficjalnie zaprosić na ślub…- wydukałem po chwili, odsuwając
się od niebieskookiej na znaczącą odległość. To ja doprowadziłem do tej
sytuacji… To przeze mnie połączyliśmy się w pocałunku… Mój błąd… To ja
powinienem się pilnować. To ja miałem za zadanie pilnować Jessi, która opadła z
sił. Jednakże… Najpiękniejszy błąd w moim życiu i co do tego nie potrafiłem
mieć nawet najmniejszych wątpliwości.
-A gdzie
Sarah?- wykrztusiła, oniemiała jeszcze do tego czasu po tym, co przed momentem
miało miejsce. Tak bardzo chciałem tego żałować… Chciałem, ale nie umiałem…
Paradoksalnie…- A no tak…- przytaknęła, słysząc z mojej strony jedynie martwą
ciszę. Miałem w tej chwili dokładać jej kolejnego klina? Nie, nie w tym
rzecz.-Może ja nie powinnam w ogóle być obecna na ceremonii? To dzień Sarah i
twój… To wy jesteście najważniejsi…
-Przestań.
Nie wyobrażam sobie, że mogłoby cię tam nie być…- rzekłem pewny swego, lecz
zarazem zastanawiając się nad tym, co czekać będzie na mnie po powrocie do
domu… Naraziłem się Sarah i tego nie dało się ukryć…
-Będę
tam sama…- powiedziała z zadumą, patrząc tępo przed siebie. Łzy w dalszym ciągu
ściekały po jej policzkach. Nikt nie wie jaką miałem ochotę, by przytulić ją
kolejny raz i otrzeć kciukiem łzy, które wisiały na koniuszkach jej rzęs…
Pragnąłem tego, lecz wolałem niespełnienie, niżeli kolejne zachwianie jej
poukładanego świata, przynajmniej z moją osobą w tle.
-Będziesz
ze mną- odpowiedziałem bez zastanowienia. Sam nie wiem, co to dokładnie było… Przyzwyczajenie,
że gdzie ona, tam ja?
-Ty
będziesz z Sarah…- wytknęła zniesmaczona, nawet na mnie nie patrząc.
~*~
Witam!
;*
Na
początku, chciałam Wam z całego serducha podziękować za okazane mi wsparcie.
Jesteście niesamowite, kocham Was!
I
co? I postanowiłam ciut nagiąć te ich zasady „przyjaźni” i podarować naszym
bohaterom ciut czułości hehe :D Ale zapewniam Was, że dopiero początek. Początek czego? Kłopotów. Jakich? Och, tego niestety nie mogę zdradzić. :D
A
teraz druga sprawa… Ślubu Michiego oraz Sarah możecie upatrywać dopiero za dwa
tygodnie, ponieważ wyjeżdżam do Niemiec, a tam nie jestem pewna czy będę miała
czas cokolwiek dodać. ;))
Dlatego też, Was prosiłabym również, abyście o każdej nowości w Was informowały mnie w zakładce Spam, żebym potem mogła jakoś to wszystko ogarnąć, niczego nie pomijając. ^^
Dlatego też, Was prosiłabym również, abyście o każdej nowości w Was informowały mnie w zakładce Spam, żebym potem mogła jakoś to wszystko ogarnąć, niczego nie pomijając. ^^
Bis
bald! ;*
Cudowny rozdział, jestem zaczarowana (tak wiem, piszę to pod każdy postem ale tak jest) ♥ Jeszcze piosenka, której akurat słuchałam dodała temu takiej magii (nie wiem jak to opisać).Masz ogromny talent, muszę zabrać się za czytanie twoich wcześniejszych opowiadań...
OdpowiedzUsuńDiethart, ty dupku... Chociaż... Czułam, że to się tak skończy. On nie był odpowiednim facetem dla Jessi. Odpowiednim facetem dla niej jest... Tak, Michi. On nie może wyjść za Sarah! Nigdy nie lubiłam Sarah, ale teraz nie lubię jej jeszcze bardziej. Jak można nie pozwolić narzeczonemu zaprosić jego najlepszej przyjaciółki na ślub?! To tak jakby Michi zabronił jej zabronić jej matkę, w końcu ich relacja jest bardzo silna i myślę, że to odpowiednie porównanie. Oby Sarah dowiedziała się o ich pocałunku (bardzo dobrze, może Michiego olśni, że chce ożenić się z niewłaściwą kobietą).Mam nadzieję, że ślub się nie odbędzie.
Miłego pobytu w Niemczech!
Czekam na ósemkę!
Tschus! xx
Ojejku!
OdpowiedzUsuńBiedna Jessica... Jak Thomas mógł tak postąpić? Jakbym dorwała darania to.... Ugh.. Nie przeżyłby następnego dnia.
No ale jak tak można?! Przecież człowiek to nie zabawka.
Sarah... No brak mi słów... Rozumiem,że może nie lubić głównej bohaterki,ale przecież to nie jest tylko jej ślub i Michael ma prawo do decydowania kto na nim będzie,tak?
Ogólnie to mam nadzieję,że do tego ślubu nie dojdzie,bo Michi i Jessica powinni dać sobie jeszcze jedną szansę.
Rozdział jest cudowny,wspaniały i jeszcze raz cudowny!
Dwa tygodnie? No nic. Poczekamy. :)
Pozdrawiam i życzę miłego wyjazdu. ;*
Z małym poślizgiem, ale melduję się ♥
OdpowiedzUsuńJezu, nawet nie wiesz, jak mi szkoda naszej Jess. Gdybym mogła, to udusiłabym Thomasa gołymi rękoma. Co za... może lepiej nie dokończę ;) Skąd się biorą tacy bezduszni ludzie? Wiedziałam, że to prędzej czy później tak się skończy. Kolejny dowód na to, że Jess powinna być z Michim. I tak, nadal mam nadzieję, że do tego całego nieszczęsnego ślubu nie dojdzie. Nie mógłby tak ktoś wpaść do kościoła z czasie ceremonii i im przeszkodzić? ^^ Zachowania Sarah może lepiej nie będę komentować...
Udanego wyjazdu ♥
Buziaki :**
Jestem! :D Rozdział cudowny! <3
OdpowiedzUsuńNie wierzę w to jak postąpił Thomas :( Tak go lubiłam a on tak skrzywdził Jess...
Wiedziałam, że Eva namiesza ale nie od razu i aż tak...
Podoba mi się to, że Michi postawił na swoim i sprzeciwił się Sarah :) Jess musi być na ich ślubie! Skrycie liczę tam na jakieś zawahanie ze strony Miechiego, że uświadomi sobie, że to Jess powinna stać przy nim w białej sukni :D No ale dobra.... zobaczymy co napiszesz :D
Miłego wyjazdu do Niemiec i życzę dużo, dużo weny! :*
Buziaki <3
Mówiłam, że ta Eva coś namiesza, ale Thomas... no cóż, przyznam, że się nie spodziewałam :( Zachował się jak ostatnia świnia...
OdpowiedzUsuńZnowu bardzo szkoda mi Jess... Ponownie tak bardzo zraniona. Dobrze, że taki przyjaciel jak Michi jest przy niej...ten ich pocałunek, może wreszcie do nich dotrze, że powinni być razem...
Sarah... poniekąd jestem w stanie ją zrozumieć. Widzi jak bardzo Michi jest zżyty z Jessi i czuje się zagrożona. Boi się, że mogłoby coś się stać, co zakłóciłoby ceremonię (oczywiście, jestem jak najbardziej na tak, aby to się stało, wiesz Michael uciekający sprzed ołtarza, czy coś ^^)
Czeka z niecierpliwością na nowy i życzę udanego wyjazdu :D
Buziaki ;*
Ohh, uwielbiam to, jak piszesz *-* i nie przestawaj...
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, zresztą jak zawsze !
Na Thomasa, brak słow ! Tak mnie wkurzył, no naprawdę co za człowiek, a tej Evy, to nie czaje, co za baba!
A o Sarah, to lepiej się nie wypowiem ... No bo jak można nie zaprosić na swój ślub najlepszej przyjaciółki? A co do ślubu, to mi się wydaje, że nie dojdzie...
Życzę duużo weny i czekam na kolejny ;)
Pozdrawiam ;*
Ugh... I ta głupia Eva musiała coś namieszać?!
OdpowiedzUsuńTak mi szkoda Jessi, aj Thomas nie spodziewałam się czegoś takiego po tobie..
A Sara.. te też, czy ona uważa, że ślub może przebiec normalnie bez swojego najlepszego przyjaciele/przyjaciółki? Bo na to wychodzi, że tak.
Dobrze, ze Michi stara się pocieszyć Jessi i ten pocałunek *.*
Mam dalej cichą nadzieję że do tego pomyłkowego ślubu nie dojdzie.
Czekam z niecierpliwością na kolejne części ;)
Pozdrawiam :*
Jestem już, kochana!
OdpowiedzUsuńCzemu ten Michi się żeni? Czemu się żeni z tą zazdrosną Sarah? On jej nawet nie kocha, przez co łamie mi serce, bo ma szanse spróbować pomóc Jessi. Ale nie, musi ją dołować tym zaproszeniem. A mi pozostaje się modlić, aby w końcu zmądrzał.
Didl również mnie rozczarował. Od początku wiedziałam, że zrani Jessice i nie myliłam się! Ja rozumiem, że czasami miłość jest ślepa, ale musiał próbować zastąpić Eve Jessicą? Po raz kolejny dziewczyna została zraniona przez faceta. Tylko bić brawo, panie Diethart!
Z niecierpliwością będę czekać na nowy rozdział ;**
Jestem! Przepraszam że tak późno :(
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny chociaż dosyć smutny :( Jess i Thomas wydawali się tacy szczęśliwi, nie zmieniło by się to zapewne gdyby nie głupia Eva :/ A teraz przez Thomasa Jess może całkowicie zamknąć się w swoim świecie.
A Michi? Nadal stawiam na to, że ślub z Sarah nie jest mu potrzebny! :) Naprzeciw niego w kościele, w białej sukni powinna stać Jess! *_* Dlatego tak bardzo cieszę się że pozwolili sobie na te małe czułości :)
Czekam na kolejny. Dużo weny :*
Miłego pobytu w Niemczech <3
Rozdział świetny, a styl obłędny! *.*
OdpowiedzUsuńTylko kurde... Czemu ten Michi brnie w ten ślub z Sarah skoro widać jasno i klarownie, że kocha Jess? Co on jakiś psychicznie chory czy jak? ;/
Czemu znowu cierpi Jess? Czemu Diethart jest taki głupi... znaczy ślepy z miłości i wraca do Evy? Czekam na następny ;*
Buziaki,
British Lady
PS. Baw się dobrze w Niemczech ;*
Raaanyyyy..... nawet sobie nie wyobrażasz, co ja teraz czuję. Sama do konca nie jestem pewna. Taka jestem zauroczona!
OdpowiedzUsuńPrzecież to jest coś wspaniałego.
Rozumiem, że Sarah może być zazdrosna o taką więź, a patrząc na to, co się stało później między Michim a Jess - ma o co. Ale to nie jest powód, zeby mu zabraniać czegokolwiek. Ona nie ma takiego prawa. Już jej nie lubię.
Strasznie mi przykro, że Thomas tak postąpił z Jess. Wiadomo, że miłość nie wybiera, ale... tak często trzeba uważać na słowa. Zdecydownaie zbyt często ludzie mówią zbyt ważne rzeczy przypadkowym osobom.
Liczę na to i najmocniej trzymam kciuki, żeby do tego ślubu jednak nie doszlo. To przecież Jess powinna stać obok Michiego, nie jakaś Sarah z klubu dla singli.
Nadal jestem jak w amoku, silnie zauroczona.
Pozdrawiam, Lilka :)
niedorosla-milosc.blogspot.com
Ja w to po prostu nie wierzę.
OdpowiedzUsuńTyle emocji w jednym rozdziale.
Tyle emocji w słowach. Niby to tylko słowa. Ale jakie słowa.
Nie wiem od czego zacząć. Więc zacznę od początku.
Przepraszam. Przepraszam za to, że tak długo mnie tu nie było.
Ohh...a teraz co do Jess. Nie wiem co napisać. Nie wiem jak mogę w słowa obrać ten jej ból, rozczarowanie. Jak to musiało boleć. Oczekiwała oświadczyn, dostając złamane serce.
Nie wierzę co zrobił. Nawet nie chcę tego zrozumieć. Najbardziej chyba boli słowo " Kocham" nieszczere. Jakby powiedziane przez pomyłkę ale jednak z zamiarem.
I ten pocałunek. Wątpię by był dobrym rozwiązaniem. Na pewno dużo zamiesza w życiu Jess, której uczucia staną na cieniutkiej linii.
Dobrze, że odszedł. Lepiej wcześniej, zanim przywiąże sie jeszcze bardziej...jeśli w ogóle można było bardziej.
Podsumuwując.
Wspaniały, przepełniony ogromem uczuć rozdział.
Wzrusza i zachwyca.
Masz wielki talent, nie marnujesz go.
Dziękuję, że możemy czytać twoje dzieła.
Weny Ci życzę i powodzenia kochana.
Całuje Sonny :**
Hej! ;* Wpadłam tu jakiś czas temu i postanowiłam przeczytać rozdziały. Z chęcią zostawiłabym komentarz pod każdym z nich, ale to zajęłoby mi zbyt wiele czasu dlatego zdecydowałam się na jeden zbiorczy. Muszę Ci powiedzieć, że jestem pod naprawdę dużym wrażeniem. Czytam wiele blogów i wiele historii, ale dawno nie spodobało mi się nic tak jak Twoje opowiadanie;) Piszesz tak przyjemnie i ciekawie, że nie mogłam się oderwać od tekstu! Poza tym jestem ogromną romantyczką i uwielbiam wszelakie miłosne historie, a tutaj mam tego pod dostatkiem! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się postać Jesi. Jest oryginalna i przede wszystkim naturalna. A to dla mnie duży plus. Rzadko kiedy główna bohaterka (gdziekolwiek) jest tak wrażliwa i uczuciowa. Zazwyczaj spotykałam się z silnymi postaciami, które wszystko są w stanie osiągnąć. A Jessica jest delikatna, spokojna i dobra... Stonowana. To mi się ogromnie spodobało! ;) Spodobało mi się też to, że ma normalne problemy, normalne życie. Michi też mi się podoba:D I ja od samego początku widzę ich razem. Niby nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale bądźmy szczerzy... On nie kocha Sarah. Dla niego zawsze była i jest najważniejsza Jes. To widać, czuć. Ich relacja nie jest tylko przyjaźnią. A Sarah nie jest głupia i na pewno widzi jak ta kobieta działa na jej przyszłego męża. Stąd ta złość i nienawiść. Nie można się jej dziwić. A teraz gdy Thomas okazał się draniem to droga do Jes stoi wolna... Oh no wiem, że to nie jest takie proste;D Ale pomarzyć mogę :D
Bardzo mnie zainteresowałaś! Życzę Ci dużo nowych pomysłów, weny i udanego wyjazdu ;*
Pozdrawiam! ;)
A jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie;)
sila-jest-we-mnie.blogspot.com
Jestem! Tak jak ostatnio spóźniona, ale musisz mi wybaczyć. :*
OdpowiedzUsuńJestem bardzo oburzona zachowaniem Sarah? Jak ona może być tak egoistyczna? Staram się ją rozumieć,.ale za nic nie mogę. Jessi jest najlepszą przyjaciółką Michaela. Rozumiem, że jest o nią zazdrosna, naprawdę, ale tak jak wyżej wspomniałaś, w związku trzeba iść na kompromis. Dlaczego zatem Michi ma rezygnować ze znajomością Z Jeśli, a Sarah z niczego? Jestem bardzo zła! :/
Nie tylko Sarah wyprowadziła mnie z równowagi. Thomas... co on sobie wyobraża?! Wraca do Evy, mimo jej ciągłych zdrad?! Śmiał porównywać Evę do Jessi?! Co za człowiek! Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy... Zaszokowałaś mnie. byłam przygotowana na każdy wariant, na każdy, ale nie na ten... :( Tak bardzo żal mi naszej bohaterki. Życie jej nie rozpieszcza... Choroba, Michi, a teraz Didl... Biedactwo...
Mam nadzieję, że Michael przejrzy na oczy, nim popełni kolejny błąd w swoim życiu. Miałam nadzieję, że dojdzie do czego więcej, ale Ty znów pokrzyżowałaś moje plany. oni ewidentnie się kochają, jakaś siła ciągnie ich do siebie i oni muszą być razem! Muszą, Klaudia! Muszą! :D
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Życzę Ci udanej zabawy w Niemczech, Kochana! ❤❤
Kocham!!! ❤❤❤
Przepraszam, że znów jestem spóźniona. :cc
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny ❤
To wcale nie ja zaczełam cieszyć się jak głupia, gdy było buzi, buzi XD TO NIE JA XD
Z niecierpliwością czekam na kolejny <3
I życze miłej zabawy kochana ❤❤
Buziaki :***
Pomiędzy maturami znalazłam czas by nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńMam ogromną ochotę zrobić coś bardzo złego Thomasowi. Naprawdę coś bardzo złego... Jak tak można postąpić, ja się pytam, no jak??? Nie ogarniam...
Heh, ja i tak wiem, że Michi i Jess będą razem... :)
Rozdział świetny. Czekam na kolejny.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*
Wiesz, że nie wiem, co napisać? Jestem pod takim ogromnym wrażeniem, że aż mam pustkę w głowie...
OdpowiedzUsuńZacznę od Thomasa. Miałam nadzieję, że jego uczucia są szczere, że nie zawiedzie Jess...myliłam się. On nie zasłużył na ani jedną łzę, którą uroniła!
Sarah. Ta to w ogóle przegięła! Jasne, jest zazdrosna o Jess, ale żeby nie zaprosić ją na ślub, to już jest szczyt wszystkiego!!!
i w końcu Michi. On musi w końcu otworzyć oczy, bo jeśli weźmie ślub z Sarah to będzie jego największy błąd w życiu (zastanawiam się czy na pierwszym miejscu nie powinno być zostawienie Jess!)
Wątpię, żeby ten pocałunek przeszedł bez echa..
Tak bardzo żal mi Jess. Choroba, Michi i Thomas. Ona to wszystko wytrzymuję, jestem pod wrażeniem jej siły.
Z góry przepraszam za poślizg, ale wszystko przez te głupia Matury.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem jak Thomas mógł tak potraktować Jess, przecież ona nic mu nie zrobiła, znowu się zakochała i znowu cierpi. Jak wtedy z Hayboeckiem. Bardzo mi jej szkoda. Ciekawa jestem ile jeszcze będzie musiała wycierpieć zanim zazna w końcu szczęścia, na które tak bardzo zasługuje.
Wkurza mnie strasznie postawa Sarah. Jest wredna i chce owinąć sobie Michego wokół palca. Dobrze, że nie wie o tym co było między nim a Jess, bo wtedy to dopiero mogłaby mu nie pozwolić chodzić na spotkania z przyjaciółką.
Czekam na kolejny
Weny i buziole :*
Przepraszam za opóźnienie ale nauka, nauka i jeszcze raz nauka :(
OdpowiedzUsuńAle zawsze znajdę chwilę by przeczytać twoje opowiadanie <3
Kolejny rozdział który jest napisany... idealnie ! Ta historia jest tak profesjonalna że rozwala mnie doszczętnie. Tyle emocji, wzruszeń, i zdarzeń które wywołują uśmiech na mojej twarzy... bezcenne <3
Wracając do rozdziału: Gdybym była na miejscu Jess to normalnie udusiłabym Thomasa ! Jak on mógł?! Jak on po tym mógł patrzeć jej w oczy? Nie rozumiem... nic go nie usprawiedliwia.
Sarah... bez komentarza! Po prostu jej zachowanie jest niedorzeczne!
Mam nadzieję że do ślubu nie dojdzie ponieważ Jess i Michi powinni dać sobie kolejną szanse. Oni są dla siebie stworzeni <3
Czekam z niecierpliwością na kolejny i życzę weny <3 Buziaki :**
Nigdy nie rozumiałam, dlaczego ludzie, którzy kłócą się nagminnie często, decydują się na ślub. Co oni myślą, że po ślubie znikną awantury i powody do nich, że ślub okaże się takim czarodziejskim mieczykiem co odetnie wszystkie problemy, zmartwienia i awantur?
OdpowiedzUsuńNie pochwaliłam cię wcześniej, bo zapomniałam, ale doskonale dobierasz cytaty do treści.
Boże, ta dziewczyna się o wszytko obwinia. Stanowczo brakuje jej pewności siebie i przekonania o własnej wartości.
"Co będzie mnie kochał takiego jakim jestem" - taką jaką jestem
"przełykając ogromnej wielkości gułę" - gulę?
Dziewczyna cierpi, a on z tym ślubem wyskoczył... że ją zaprosić chciał. Jeszcze sam zaprasza na ślub, przecież to się zaprasza wraz z narzeczoną.
Ona to powinna się uwolnić od tych Skoczków, bo i jeden i drugi, za przeproszeniem chuja warty i nie godny by stać przy jej boku. Jeden niezdecydowany dzieciak, a drugi egoistyczny tchórz. To trwanie w przyjaźni im szkodzi, trzyma niczym balast i ani jej ani jemu nie pozwala ruszać dalej.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com