„Ja tak powoli, po
cichutku,
żeby nikt nie widział
jak sobie umieram…”
M.H.
Czy to
moje zmysły kolejny raz płatały mi figle? Sam nie wiem. Zamrugałem
kilkakrotnie, by przekonać się, że na pewno to, co dzieje się teraz jest
prawdą. Moje serce miało ochotę niemal wyskoczyć z mojej piersi, a całe ciało
obróciło się w galaretę. Drżałem i nie panowałem nad tym. Ze świstem wciągnąłem
powietrze, utrzymując ciągle kontakt wzrokowy ze zjawą, która mnie nawiedziła.
Wyciągnąłem rękę przed siebie, aby położyć dłoń na jej policzku. Była tak
ciepła, a na swej skórze poczułem kropelki słonej cieczy. W oczy zaglądało jej
przerażenie pomieszane z niezrozumiałą dla mnie determinacją. To była Jessi,
lecz tak naprawdę jej tutaj nie było… Była, lecz jej nie było. Wiem, to brzmi
dziwnie, jednak taka jest rzeczywistość. Wszystko, co mnie otaczało to jedynie
miraż. Wraz z obrazem, który teraz utrzymywał się przed moimi oczyma…
-Michi…-
wyszeptała cicho, wtulając się w mój tors. Jak przyjemnie było usłyszeć jej
głos… Pogładziłem dłonią jej włosy, mając nadzieję, że wszystko u niej dobrze.
Że nie cierpi tak, jak ja. I w tej
chwili byłem już niemal pewien… Kochałem ją jeszcze bardziej niż przedtem.
Nawet jeśli teraz widzę jej twarz po raz ostatni pod swoimi powiekami, nikt
nigdy nie będzie w stanie zająć jej miejsca. Owszem, to ciężkie. Nawet bardzo
ciężkie, a trudniejsze staje się z każdym nadchodzącym dniem. Cóż… Próbowałem
już żyć bez niej. Łzy same napłynęły do moich oczu, gdy przypomniałem sobie ten
czas w swoim życiu. I znowu jestem sam. Sam ze sobą, nie licząc tej osoby,
która właśnie teraz cicho łkała w moich ramionach. I kolejny raz dała o sobie
znać ta sama cholerna pustka w sercu… Ponownie stałem się rozdarty...
-Jessi…-
wyszeptałem, goszcząc na policzkach spływające łzy. Byłem niby dorosłym
mężczyzną, a nadal zachowywałem się jak mały chłopiec. Nie rozumiem jak jedna,
jedyna osoba może pozbawić nas nawet dorosłości czy zdrowego rozumu…- Tęsknię
za tobą… Potrzebuję cię…- mówiłem dalej, nie wytrzymując już natłoku emocji,
które napierały ode mnie od wewnątrz.
-W takim
razie czemu pozwoliłeś mi odejść?!- zerwała się natychmiastowo, odpychając mnie
od siebie. Jednak. A jednak… Sen znalazł swe ujście w codzienności. To Jessi.
Moja Jessi w całej okazałości. Nie zjawa czy też najpiękniejszy ze snów. To
ona. Ona…- Zerwałeś kontakt z dnia na dzień! Zostawiłeś mnie samą, ty cholerny
egoisto!- krzyczała dalej, uderzając pięścią o moją klatkę piersiową.
-Wyjechałaś
bez słowa! Miałaś głęboko gdzieś to, co czuję!- nawet nie mogłem opanować
swojego głosu, by nie krzyczeć.- Ty pierwsza zostawiłaś mnie tutaj samego i myślałaś,
że jeden cholerny telefon wszystko załatwi?! Robiłaś ze mnie wiecznie głupiego
i naiwnego! Tymczasem to ty sama byłaś tak niedomyślna, żeby nie kojarzyć
pewnych faktów!
-Nie
masz prawa udzielać mi żadnych morałów, słyszysz?!- w dalszym ciągu naskakiwała
na mnie z krzykiem.- To ty wiecznie bawiłeś się ludzkimi uczuciami! Najpierw
ja, a potem Sarah! Kto następny?- zaśmiała się niewesoło.- Upatrzyłeś sobie
kolejną potencjalną ofiarę, z której uczynisz wrak psychiczny?
-A ty co?- klasnąłem w swe dłonie ze sztucznym
uznaniem.- Brawo, brawo! Potrafisz wytykać jedynie moje własne błędy, lecz nie
spojrzysz na siebie! Sypiasz z kim popadnie! Nieustannie szukasz faceta, którego
mogłabyś wykorzystać! Nie wiem jakie są twoje chore zamiary, ale ja nie chcę w
tym uczestniczyć!- co ja w ogóle gadam? Przecież w głębi duszy właśnie o tym
marzę…
-Jak
możesz?!- wycedziła gorzko przez zaciśnięte zęby, składając jednocześnie na
moim policzku siarczyste uderzenie.- Tak postępują przyjaciele?! Być może
jestem fałszywa, ale nigdy nie przebiję w tym ciebie! Jesteś fałszywym tchórzem
i tylko tyle można ci zarzucić!- krzyczała, niemal dławiąc się wdychanym
powietrzem.
-Ja
jestem tchórzem?- życie byłoby zbyt łatwe, gdyby błędy z przeszłości nie
zostały choć raz wypomniane.- Może i masz rację, ok. Przynajmniej nie traktuję
ludzi przedmiotowo. Najpierw Didl służył ci właściwie jako kto? A potem ten
nieszczęsny Durm… Przypadek, że każdy z nich znalazł sobie inną? Nie, to nie
przypadek- to jedynie moje szczęście, bo każdego dnia nie zżerała mnie
zazdrość… No, ale tego już nie odważyłem się powiedzieć na głos…
-Ciągle
poniżałeś Sarah- przestała krzyczeć, lecz jej zawistny wzrok pozostał.- Na
każdym kroku pokazywałeś jaka nie powinna być. Dawałeś odczuć, że nie jest
kobietą. Że jest niczym w porównaniu do wielkiego Hayboecka- przewróciła
sarkastycznie oczami.- Niepotrzebnie tutaj w ogóle przychodziłam…- burknęła zła
pod nosem, obracając się zwinnie na pięcie. Moje szczęście właśnie odchodziło…
Co było najlepsze? Tym razem nie miałem mu tego za złe… Sam wszystko kolejny
raz spieprzyłem…
-Masz
rację. Niepotrzebnie tutaj przychodziłaś, skoro zamierzałaś mnie tylko obrażać-
odezwałem się oschle, patrząc zmrożonym wzrokiem na jej sylwetkę. Serce w
środku niemal rozpadało się na tysiące malutkich kawałeczków, a z ust wciąż
wydostawały się te złe i ostre słowa. Czemu wszystko we mnie musiało działać
indywidualnie? Czy nawet usta nie umiały współgrać z sercem?
-Wiesz
co?- zatrzymała się, spoglądając na mnie przez ramię. W jej oczach błyszczały łzy.
Podobnie jak w moich…- Teoretycznie jesteś dupkiem nie z tej Ziemi, ale…-
odwróciła się w moją stronę, co po raz pierwszy dziś pozwoliło mi ujrzeć jej
twarz w całej okazałości.- praktyka jest najważniejsza w życiu. W praktyce
jesteś całym moim światem…- dokończyła, po czym nawet sami nie wiedzieliśmy,
kto wykonał pierwszy krok. Które z nas zaczęło w tak chorobliwy sposób całować?
Które z nas nie wytrzymało już tego dłużej? Które z nas okazało się być
słabsze? Otóż, każde z nas było dokładnie takie samo…
-Kocham
cię, Jessi…- wyrzuciłem w końcu z siebie z łatwością oraz szczerością, patrząc
jej prosto w oczy. Wreszcie to, co tak długo zalegało na dnie mojej duszy,
mogło uwolnić się i pokazać, że stan ulgi jednak istnieje…- Kocham… Kocham
najmocniej na świecie… Kocham ponad wszystko i wszystko… Kocham ponad niebo i
Ziemię… Kocham ponad własne życie… Kocham ponad rozum…- sapałem pomiędzy
kolejnymi pocałunkami.- Jesteś wszystkim, co mam…- kontynuowałem, przenosząc
pieszczoty na jej szyję.- Jesteś marzeniem, słońcem, wiatrem, wiosną, jedynym
powodem do śmiechu…
-Kocham
cię…- tym razem to ona zaczęła niczym mantrę powtarzać słowa tak bardzo przeze
mnie upragnione.- Kocham twój wygląd. Kocham twój uśmiech. Kocham być blisko
ciebie. Kocham twój zapach. Kocham twój dotyk. Kocham twój humor i twardy
charakter. Kocham być w twoim towarzystwie. Kocham ciebie całego- moje serce
trzepotało jak skrzydełka kolibra. Tak długo czekałem. Tak wiele cierpiałem, a…
Teraz okazało się, że przeszedłbym przez to wszystko jeszcze raz, byleby
kolejny raz poczuć się tak samo. Tak wspaniale… Z ręką na sercu, nie umiem
opisać tego, co tak naprawdę czułem. Zbyt dużo tego wszystkiego wirowało wokół,
abym mógł te twory w jakikolwiek sposób nazwać bądź określić. To szczęście
tkwiło we mnie. Ogrzewało mnie swymi ciepłymi promieniami, upajało
namiętnością, która była tego konsekwencją. Bo właśnie jej usta smakowały
najlepiej. To właśnie ona od czasu do czasu kąsała mnie w brodę i delikatnie
przygryzała moje wargi. Od czasu do czasu pieściła moją szyję, wydając przy tym
ciche jęki. Moje ręce błądziły jedynie wokół jej talii, lecz nie byłem w stanie
wykonać żadnego ruchu. Sam nie wiem czemu. Pragnąłem jej całej. Tylko dla
siebie… Ale… Coś mi nie pozwalało. Istniała we mnie dziwna blokada, która nie pozwalała
się ruszyć…
-Michi…-
wyszeptała na moje ucho.- Niepotrzebnie to robisz… Nadal jestem tą samą Jessi,
co kilka lat temu. Teraz nie mamy już nic do stracenia. Naszej przyjaźni nie
ma. Jest coś znacznie bardziej potężniejszego- spojrzała w moje oczy,
powodując, iż wszystkie zapory pękły. Nie czekając ani chwili dłużej, ułożyłem
ją na łóżku w sypialni. Moje ciało tak blisko jej ciała. To wręcz niemożliwe,
patrząc na wydarzenia z przeszłości… Moje ręce zsuwały się po jej ciele raz w
górę, raz w dół. Łakome pocałunki na jej rozgrzanym ciele, podsycały mnie
jeszcze bardziej. Czułem jak nabrzmiewa, co sprawiało, że pragnąłem jeszcze
bardziej intensywnych pieszczot. Słyszałem jedynie ciche pomrukiwanie i
westchnienia wydostające się z jej ust. A także gwałtowne bicie naszych serc,
które osiągnęło apogeum w chwili maksymalnej przyjemności, powiązanej z
niedowierzaniem, że to wszystko dzieje się naprawdę. Objąłem ją w końcu wtuloną
mocno we mnie, jednocześnie delikatnie ją głaszcząc i pozwalając zasnąć…
„Miałam
świadomość,
że
przeżywam coś niezapomnianego - jedną z tych magicznych chwil,
które
jesteśmy w stanie zrozumieć dopiero wtedy,
gdy
już miną.”
J.R.
Chciałabym
już do końca życia być z nim. Czy los mógłby być choć odrobinę łaskawszy? Nie
domagam się już niewiadomo jakich darów, szczęścia po brzegi, lecz zwyczajnej
obecności właśnie Michaela. Mężczyzny mojego życia. Jedynego. Najcenniejszego.
Najważniejszego… My daliśmy sobie szansę, by poznać się jeszcze lepiej.
Pozwoliliśmy sobie być jeszcze bliżej sobie. Duszą i ciałem. Lecz czy na pewno
życie nie pokrzyżuje tego wszystkiego za chwil kilka? Tak bardzo chciałabym
cieszyć się nim. Pomagać mu, wspierać go. To on był moim natchnieniem. Zwykłym
natchnieniem w codziennym życiu. To właśnie przy jego boku chciałam się
rozwijać, robić coś ciekawego, próbować nowych rzeczy, uczyć się jak żyć
jeszcze lepiej oraz przeżywać tak wspaniałe chwile rozkoszy…
-Jessi…-
wyszeptał, umacniając jeszcze bardziej swój uścisk, który dostarczał mi nadmiar
ciepła.- Śpisz?- gładził moje plecy, a każdy jego ruch przepełniony był
uczuciem. Miłością, którą do mnie żywił. Miłością bezgraniczną, długotrwałą,
lecz czy przetrwa kolejne przeszkody?
-Nie,
nie śpię, Kochanie…- uśmiechnęłam się na przymus, owijając się satynową
pościelą. Usiadłam prosto, patrząc na niego zmieszanym wzrokiem. Patrzyłam na
mężczyznę, który nauczył mnie kochać tylko w jeden sposób. Ograniczyłam się
tylko do niego. Można rzec, że uzależniłam się. Stałam się jego poddaną…
Niewiarygodne, że nie miałam nad tym żadnej kontroli…
-Co ty
ze mną zrobiłaś?- spytał w końcu, przypatrując mi się z uwagą i
zafascynowaniem. Kolejny raz czułam się przy nim jak dzieło sztuki, które
spotyka się z rzadko spotykanym podziwem na co dzień.- Kocham cię jak wariat i
tutaj wcale nie przesadzam.
-Michael,
postąpiłam wobec ciebie nieuczciwie…- odważyłam się w końcu zacząć. Skubałam
materiał pościeli, nie potrafiąc spojrzeć w oczy blondyna. Nie teraz, kiedy
błyszczały niczym tysiąc światełek, które byłby w stanie oświetlić całe miasto.
-Naszą
wcześniejszą kłótnię puśćmy w niepamięć- uśmiechnął się subtelnie, głaszcząc
moje nagie ramię. Pomimo tego, że w pokoju panował mrok z łatwością byłabym w
stanie wyczytać wszystko z jego twarzy… Ulga, ukojenie, banalne szczęście,
którego szukał od dłuższego czasu. Ja mu to dałam, lecz czy za moment mu tego
nie odbiorę? Dłużej nie mogłam już zwlekać… To by mnie zniszczyło. I jego, i
mnie… A dość z tym. Koniec wyniszczania się nawzajem…
-Niezupełnie
o to mi chodzi, Michi…- pogłaskałam jego blond czuprynę, uśmiechając się do
niego smutno. Wiedziałam, co mnie czeka. Znałam swój los, jednak do tego czasu
nie rozumiem czemu musiałam się nim z kimś podzielić…
-W takim
razie, co się dzieje, Jessi?- spytał spokojnie. Mimo wszystko dało się zauważyć
nutkę niepokoju w jego głosie oraz postawie, którą przybrał.
-Mam
nawrót choroby, Michael…
~*~
Ciężko
pisało mi się ten rozdział na końcu. Uwierzcie mi na słowo, proszę, że to jeden z najcięższych rozdziałów, które pisałam w całym moim życiu. Starałam się oddać w nim wszystko, co czułam na własnej skórze. Sama nie wiem, jak to wyszło. Nie mnie to oceniać. To WY jesteście od tego. WY jesteście najważniejsze.
Dlatego też, z całego serca proszę każdego, kto czyta o choć najmniejszy komentarz. Wystarczy chociażby kropka w komentarzy. Cokolwiek. Pomożecie mi być może wyjść z tego dołku, w który nieudolnie wpadłam. Prawda jest taka, że nie wiem czy czuję się na siłach, aby dokończyć opowiadanie z Jessi i Michim. Ech, nienawidzę momentów kryzysowych. Zresztą... kto je lubi?
No nic, czekam na Wasze opinie. Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to, co tutaj się dzieje. :)
Na koniec tego mojego żałosnego i smętnego wywodu pragnę Wam podziękować za grubo ponad 18 tysięcy wyświetleń. ;*
Kocham Was. ♥ Mogę Wam to powtarzać aż do skończenia świata.
Dlatego też, z całego serca proszę każdego, kto czyta o choć najmniejszy komentarz. Wystarczy chociażby kropka w komentarzy. Cokolwiek. Pomożecie mi być może wyjść z tego dołku, w który nieudolnie wpadłam. Prawda jest taka, że nie wiem czy czuję się na siłach, aby dokończyć opowiadanie z Jessi i Michim. Ech, nienawidzę momentów kryzysowych. Zresztą... kto je lubi?
No nic, czekam na Wasze opinie. Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to, co tutaj się dzieje. :)
Na koniec tego mojego żałosnego i smętnego wywodu pragnę Wam podziękować za grubo ponad 18 tysięcy wyświetleń. ;*
Kocham Was. ♥ Mogę Wam to powtarzać aż do skończenia świata.
Wiedziałam, że było zbyt pięknie, aby mogło to trwać wystarczająco długo. Ale zacznę od początku.
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest cudowny pod wzgledęm stylu pisania jak i wydarzeń. Świetnie opisałaś emocje i odczucia bohaterów, za co cię podziwiam.
W końcu Jessica i Michael się spotkali po tylu miesiącach i ta kłótnia mogła wskazywać, że zaraz wszystko zepsują, ale najwyraźniej to był tylko wstęp do wydarzeń, które nastąpiły potem. I choć wszystko, co powiedzieli było prawdą, to jednak zaakceptowali siebie i znowu są razem.
Od początku opowiadania im kibicowałam i ledwo co znosiłam ich wszystkich partnerów (no może oprócz Erika), bo wiedziałam, że popełniają błędy, gdy szczęscie jest obok nich.
Dlatego niezmiernie się cieszyłam, gdy w końcu wyznali sobie miłość, tylko...czemu czułam, że zaraz Jess wyzna, że ma nawrót? Jakbym ci czytała w myślach, kochana. W każdym razie mam przeczucia, że kolejny raz będzie bez happy endu, więc mam nadzieję, że mnie pozytywnie zaskoczysz!
Doskonale rozumiem twój kryzys, bo sama też tak mam. Osobiście stwierdzam, że to przez wakacje i ten klimat odpoczynku. Wierzę, że uda ci się go pokonać.
Buziaki ;**
No nieeee, znowu to zrobiłaś! W tak cudownym momencie, kiedy między Michim a Jessi znów jest idealnie i w końcu mogli ponieść się emocjom (tak długo na to czekałam - nie zawiodłaś w opisywaniu :D), ona znów ma nawrót choroby?! No po co mu to mówiła :/ Ale się na nią zdenerwowałam.
OdpowiedzUsuńW każdym razie mam nadzieję, że jakoś się to wszystko wyjaśni, bo ona jest stworzona dla niego, a on dla niej. W końcu miłość ponad wszystko, nawet ponad chorobę! :D
Pozdrawiam i życzę weny :*
Hej :*
OdpowiedzUsuńI znowu przerwanie w najlepszym momencie -,- ale to powoduję, że chce się jeszcze bardziej i bardziej czytać kolejny rozdział ;)
Można powiedzieć że Jessi i Michael są w jakimś stopniu razem ;) Ciekawe jak Michi zareaguje na wiadomość o powrocie choroby, mam jedną nadzieję, że całkiem inną niż w prologu itd. chodzi mi oczywiście o reakcję pozytywną ;)
Czekam na kolejny ;)
Pozdrawiam :*
Nawrot choroby? Nieeeee ;(
OdpowiedzUsuńNie wiem co wiecj napisac
Czekam na kolejny
Pozdrawiam
Ola
Petarda! Jakby to powiedziała moja znajoma z hospicjum. Po prostu petarda!
OdpowiedzUsuńI *taniec szczęścia* że w końcu są razem
O chorobie się nie wypowiadam bo to "moja tematyka" na codzień
Czytając ten rozdział czułam się jakbym czytała jakiś bestseller. Te wszystkie emocje opisane w tak cudowny sposób,że po prostu się rozpływam. I nie jest to spowodowane pogodą panującą za oknem, tylko Twoim przeogromnym talentem.
OdpowiedzUsuńRozdział... Brak mi słów po prostu. Idealny w każdym najmniejszym szczególe.
Ta ich kłótnia pozwoliła im pozbyć się wszystkich żali jakie do siebie mieli. Ale miłość,którą siebie darzą jest najmocniejszym uczuciem na świecie. Jest piękna.
Michael dostał drugą szansę. Tak samo jak Jess.
Tylko czy ta jej choroba nie skończy tego pięknego uczucia? I czy Michael stanie na wysokości zadania i nie stchórzy tak jak wcześniej?
Kochana,na prawdę kawał dobrej roboty. Mam nadzieję że kryzys minie. Każdy ma gorsze dni,ale nigdy nie wolno się poddawać. Nigdy!
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i dużo weny życzę!
Całuski. ;*
Cudo, cudo, cudo...
OdpowiedzUsuńOhohoh rozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńTylko znów przerwałaś w takim momencie.. ;-;
Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i będą szczęśliwi :)
Pozdrawiam i życzę weny kochana ;**
...
OdpowiedzUsuńNo i znowu zamknęłaś mi usta.
Nie wiem, co mam powiedzieć...
Może zacznę od notki pod rozdziałem, żeby ochłonąć.
Dołki się zdarzają. Ja chyba jestem w podobnym. Nie wiem, czy dam radę napisać jeszcze jakieś opowiadanie. Toczę z sobą nieustanną walkę, zastanawiam się czy to ma jakiś sens. Jedna część mnie chce więcej, a druga czuje, że nie podoła. Obie jednak kochają to, co robię. Musisz wiedzieć, że wszystkie stoimy za Tobą murem. Zawsze będziemy. ♥
A co do rozdziału?
Już nieraz pisałam, że stworzyłaś dzieło sztuki, majstersztyk itd. A ten rozdział? Nie jestem w stanie tego sprecyzować. Jest czymś więcej niż majstersztykiem, dziełem sztuki czy poezją! ♥♥♥
Na samym początku serce trzepotało mi chyba tak samo jak bohaterom. Byłam szczęśliwa, że wpadli sobie w ramiona. Byłam pewna, że wszystko będzie dobrze. No właśnie... byłam. Potem znowu ich serca mówiły co innego, a usta co innego. I co? I znowu kłótnia. Wypominanie sobie błędów. Wypominanie porażek. Ale kiedy tak sobie teraz o tym myślę, chce mi się śmiać. U nich nie ma czegoś takiego jak różnorodność charakterów. Są jednością. Jednym charakterem. Jak to mówią... trafiła kosa na kamień. ;) Co mi się podoba? Absolutnie wszystko, ale w szczególności moment, w którym wszystkie hamulce puszczają i w końcu mówią sobie o swoich uczuciach.
Oni się kochają. Tak bardzo się kochają... :') Aż łza mi się w oku kręci...
Oni nie mogą bez siebie żyć. Oni są swoim powietrzem. Oni są sobą nawzajem. Oni są dla siebie. Oni są po prostu swoim życiem. Rzadko, naprawdę rzadko kiedy zdarza się taka miłość, jak ta, która połączyła tę dwójkę. Czy jestem z tego powodu zadowolona? Oczywiście! ♥ Czy jestem z jakiegoś powodu niezadowolona? Owszem. Z jakiego? Dlaczego nawrót choroby? :( Jestem potwornie przerażona. Boję się o Jessi. Boję się o Michiego. Boję się o nich. A co jeśli, choroba wyżre organizm Jessi? A co jeśli Michael znów ją zostawi? Jeżeli tak by postąpił, byłby skończonym draniem. Nie wierzę w to, że po tym wszystkim, co razem przeszli, choroba po raz kolejny byłaby w stanie, go od niej odsunąć. Nie w tym momencie. A co do Jessi? Ona z nią wygra. Michael jej w tym pomoże. Jestem o tym przekonana. Będzie dobrze... Musi. :)
Kurczę, jeden rozdział - tyle sprzecznych emocji. Tylko Ty to potrafisz,dziewczyno! :') ♥
Z niecierpliwością czekam na kolejny! ♥
Kocham mocno! ♥
Jak zwykle cudowne:)
OdpowiedzUsuńJestem :)
OdpowiedzUsuńJeju... To jest cudowne ❤ i tak to nie jest na to dobre określenie, gdyż na to Twoje genialne opowiadanie nie ma takiego określenia... To jest przecudne, jest przewspaniałe... No, nie mogę znaleźć jednego słowa na to wszystko... Jest idealnie :)
Masz wielki talent, naprawdę ❤
Cudowne cudo po prostu :)
Jak Ty to robisz? ;)
Oj, geniuszu ;)
Jessi i powrót choroby? :o wyjdzie z tego? Powiedz że tak... Musi... Michi będzie czuwał :)
Czekam na kolejny :)
Pozdrawiam! ❤
Buziaki ;*
Melduję się :)
OdpowiedzUsuńO jejku... kochana, nie masz na zbyciu chociaż odrobiny talentu? :) Cudowny rozdział! Nie wiem, czy nie jeden z lepszych. Jestem w takim szoku, że nie mam pojęcia, od czego zacząć...
Michi i Jess w końcu się spotkali. Ta kłótnia w jakiś sposób na pewno im pomogła. Powiedzieli sobie to, co leżało im tyle czasu na sercu. Widać, że łączy ich naprawdę ogromne uczucie. Tylko czy to uczucie da radę przetrwać próbę, jaką jest nawrót choroby? Mam nadzieję, że Michael nie spanikuje i nie zostawi dziewczyny, bo wtedy okazałby się skończonym kretynem. Miało być tak pięknie nooo... dlaczego za każdym razem, jak wszystko wraca na właściwie tory, coś musi znowu ich stamtąd zepchnąć? Oby Michi został przy Jess i ją wspierał. Bo w tym momencie nie ma nic ważniejszego niż fakt, że ma się obok siebie kogoś, kto jest na dobre i na złe...
Mam nadzieję, że twój kryzys weny jest tylko chwilowy i uda ci się go pokonać :) Trzymam kciuki, żeby i u ciebie, tak samo jak u twoich bohaterów, wszystko się poukładało :3
Buziaki :**
Jeju, a bylo tak cudownie!
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo sie ciesze, ze Jess i Michael sie w koncu odnalezli, ala dlaczego takim kosztem?! Jess ma nawrot choroby. Mam nadzieje, ze Michael sie nie wystraszy i zostanie z nią pomimo wszystko. Inaczej bylby skonczonym dupkiem. Cos czuje, ze nie bedzie happy endu.
Boze, kazde slowo ktore piszesz jest jak miod na moje serce *-* Masz taki cudowny styl pisania, ze mozna czytac i czytac i czytac... ❤
Pozdrawiam! :* x
Kolejny raz przepraszam, że znów nie było mnie pod poprzednim :((
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jest przepiękny ❤
Nie potrafię uwierzyć. Jessi musi żyć. Teraz gdy odnalazła swoje szczęście. I mam nadzieję, że Michi nie popełni tego samego błędu i będzie przy niej.
Nie potrafię dopuścić do siebie tej myśli, że mogło by jej tutaj zabraknąć :(
Czekam z niecierpliwością na kolejny i życzę dużo weny :)
Buziaki :**
Jestem już! :D
OdpowiedzUsuńKochana, tak bardzo się cieszę, że wreszcie sobie powiedzieli ile dla siebie znaczą! Rozdział wyszedł Ci idealnie ;) Tylko ta końcówka... boję się. Cholernie się boję... wiem, że Michi nie popełni drugi raz tego samego błędu ale co jeśli... jednak? Co jeśli znowu nie wytrzyma i ją zostawi? Nie chcę w to wierzyć ale jak zawsze mam złe przeczucia... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i reakcji Michaela.
Życzę weny i czekam na następny <3
Buziaki ;*
Moim zdaniem dobrze się się na początku wymienili pomiędzy sobą dość ostro swoje myśli dzięki temu się oczyścili i mogli zacząć od Nowa. Czytając ten rozdział było czuć taka właśnie miłość młodych, nie ograniczoną, rodzaca się na nowo. Oboje potrzebowali siebie nawzajem. Oni są dla siebie jak powietrze, nie potrafią żyć bez siebie. Końcówka ach no, Przecież nie mogło się obyć bez dramaturgi. Powtarza się scenariusz z pierwszej publikacji, Mam nadzieje że tym razem przejdą przez to razem. Miłość przezyciezy wszytko.
OdpowiedzUsuńKochana kryzysy dopadają każdego z nas, ja jestem tego przykładem, najważniejsze to to aby nie zmuszać się do pisania, to powinno wyjść naturalnie. Mam nadzieje ze póki nasz to cholerstwo A nasi bohaterzy to drugie. Buziaki!
Moim zdaniem dobrze się się na początku wymienili pomiędzy sobą dość ostro swoje myśli dzięki temu się oczyścili i mogli zacząć od Nowa. Czytając ten rozdział było czuć taka właśnie miłość młodych, nie ograniczoną, rodzaca się na nowo. Oboje potrzebowali siebie nawzajem. Oni są dla siebie jak powietrze, nie potrafią żyć bez siebie. Końcówka ach no, Przecież nie mogło się obyć bez dramaturgi. Powtarza się scenariusz z pierwszej publikacji, Mam nadzieje że tym razem przejdą przez to razem. Miłość przezyciezy wszytko.
OdpowiedzUsuńKochana kryzysy dopadają każdego z nas, ja jestem tego przykładem, najważniejsze to to aby nie zmuszać się do pisania, to powinno wyjść naturalnie. Mam nadzieje ze póki nasz to cholerstwo A nasi bohaterzy to drugie. Buziaki!
Moim zdaniem dobrze się się na początku wymienili pomiędzy sobą dość ostro swoje myśli dzięki temu się oczyścili i mogli zacząć od Nowa. Czytając ten rozdział było czuć taka właśnie miłość młodych, nie ograniczoną, rodzaca się na nowo. Oboje potrzebowali siebie nawzajem. Oni są dla siebie jak powietrze, nie potrafią żyć bez siebie. Końcówka ach no, Przecież nie mogło się obyć bez dramaturgi. Powtarza się scenariusz z pierwszej publikacji, Mam nadzieje że tym razem przejdą przez to razem. Miłość przezyciezy wszytko.
OdpowiedzUsuńKochana kryzysy dopadają każdego z nas, ja jestem tego przykładem, najważniejsze to to aby nie zmuszać się do pisania, to powinno wyjść naturalnie. Mam nadzieje ze póki nasz to cholerstwo A nasi bohaterzy to drugie. Buziaki!
Witaj :*
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie zaległości :) Przepraszam, że nie czytałam na bieżąco, ale miałam bardzo napięty grafik w pracy i masę obowiązków domowych. Mam nadzieje, ze nie jesteś zła :*
Heh, ale się porobiło... Już sama nie wiem, co myśleć o Michim, Jessi i Eriku... Jak dla mnie to oni wszyscy zawinili i dali przysłowiowego ciała na całej linii.
Przepraszam, że mój komentarz jest krótki i beznadziejny, ale mam masę zaległości na blogach, które chciałabym jak najszybciej nadrobić.
Czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*
Naprawdę, czytałam ten rozdział z otwartą buzia nie wiedząc do końca, co powiedzieć. Masz genialny styl pisania, o mamo! Chciałabym mieć taki talent, naprawdę! Urwałaś też w idealnym momencie, pozostawiając ten wspaniały niedosyt każący nam tutaj wracać, wracać i jeszcze raz wracać. Bardzo, bardzo dziękuję Ci za napisanie tak wspaniałego opowiadania. Napiszę też jeszcze jedno. Pod żadnym pozorem nie wolno Ci się ot tak poddać! Dołki zdarzają się każdemu, wiem z własnego doświadczenia. Musisz tylko znaleźć źródło weny, które Cię natchnie.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za każde napisane zdanie i w wolnej chwili zapraszam do siebie:
http://runaway-with-my-love.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę dni pełnych wspaniałej weny! ;*
Oj trochę się przestraszyłam jak przeczytałam o tej kłótni Jessi i Michiego. Obawiałam się, że już na ostatniej prostej walki o wspólne szczęście wyłożą się i ostatecznie rozstaną na zawsze. Zaczęli mówić rzeczy, których chyba nigdy by się po sobie nie spodziewali, ale teraz po czasie uważam, że dobrze, że takie słowa padły. Prynajmniej teraz nic nie ukrywają, wiedzą co o sobie myślą i w pewnym sensie zrzucili z barków ogromny ciężar. Teraz naprawdę mogą być szczerzy. I powiem Ci, że byłam pewna, że zakończysz ten rozdział happy endem, a tu proszę! Taka niespodzienka! Jak to nawrót choroby? Ja pierdzielę... Nie dasz im być szczęśliwymi! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i trzymam kciuki, by wróciły Ci siły do pisania ;) ;*
Pojęcia nie mam dlaczego sądzisz , że ten rozdział pisało Ci się o wiele trudniej niżeli poprzednie. Czytając każde ze słów mam wrażenie , że było ono pisane lekkim piórem , a może to tylko dlatego że wiem jak doskonale potrafisz tworzyć.
OdpowiedzUsuńHm... Michi... Ciekawe czy udźwignie brzemię jakie ponowie spadło na jego barki w postaci nawrotu choroby.
Być może dojrzał i to wszystko nie przerośnie Go jak ostatnim razem.
Uroczy Michael!♥
Twórz kochana , bo doskonale Ci to wychodzi.
Pozdrawiam ,
Ann.
Już jestem :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero dziś, ale wróciłam znad morza i muszę powoli nadrabiać. Przepraszam również, iż nie skomentowałam poprzedniego, ale to również związane jest z wyjazdem.
Rozdział jak zawsze jest super! Nie ma się do czego przyczepić, a Ty koniecznie musisz pisać, nie ma dołu, kryzysu, nie możesz :D
Jak to dobrze, że Michi i Jessi w końcu się spotkali. Po wszystkich perypetiach, które oboje przeszli. Super, iż wyznali sobie to co czują. W tym rozdziale padło tyle 'Kocham' że aż zrobiło się jeszcze bardziej uroczo. Dopóki nie nastąpiła końcówka. Ale myślę, iż Michael nie popełni tego samego błędu i tym razem nie pozwoli Jessi odejść. Tym bardziej, skoro twierdzi, że kocha ją najbardziej na świecie, a to do czegoś chyba zobowiązuje.
Czekam na kolejny i pozdrawiam ;**
Rozdział genialny.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i czekam na kolejny :)
Po przeczytaniu pierwszej moja myśl: a ja kocham to opowiadanie!, a teraz też kocham to opowiadanie, ale jest mi bardzo smutno. Nawrót choroby Jessi... okropna wiadomość. Zaczynało być tak pięknie i taka wiadomość... eh eh... A będąc całkowicie szczerą to byłam pewna, że w czasie tej kłótni dojdzie do rękoczynów O.O Na szczęście nic takiego się nie stało!
OdpowiedzUsuńTrochę się spóźniłam. Wiem i przeraszam, ale ostatnio pracuję nad szablonem dla jednej znajomej i mam mało czasu. Mam nadzieję, że mi wybaczysz ;*. Czekam na następne cudo, które wyjdzie spod twojej ręki ♡
Buziaki,
British Lady ♡
Kochana! ♡
OdpowiedzUsuńJak zawsze spóźniona ja.. Przepraszam, że tyle czasu zajęło mi pojawienie się tutaj :/
Rozdział jak zawsze cudo! Ale nie będę ukrywać, że mam łzy w oczach i że chce mi się płakać o przeczytaniu ostatnich słów rozdziału..
Lecę nadrabiać resztę :)
Buziaki ♡
Kochana, wybacz mi tak długą nieobecność, ale najpierw pobyt w Wiśle, a potem natłok wydarzeń i gości w domu sprawił, że o laptopie mogłam tylko pomarzyć :/
OdpowiedzUsuńNadrabiam zaległości i postanowiłam, że lepiej będzie komentować każdy rozdział, żeby niczego nie ominąć.
Moja reakcja na ostatnie zdanie tego rozdziału była dość nietypowa, kompletnie nie spodziewając się takiego rozwoju wydarzeń z moich ust wypłynęło sformułowanie dobrze znane każdemu polakowi. O k... Dokładnie. Ten rozdział mnie rozwalił emocjonalnie, najpierw euforia z powodu polepszenia się sytuacji Jess i Michiego, potem łzy w oczach z powodu tych wszystkich pięknych słów, które sobie mówili... Jeju, cudowne to:( Teraz siedzę z trzęsącymi się rękami i nie wiem co myśleć... W sumie to dobrze, że wiem, że jest następny rozdział, bo gdybym musiała czekać na kolejny to pewnie bym zdechła...
Lecę nadrabiać dalej, kochana!
ps. Boże, czytałam to cudo słuchając Toma Odella, jego "Grow Old With Me" idealnie wpasowało się w klimat tego rozdziału, ale też mocniej rozwaliło mnie emocjonalnie ;___; Twoje opowiadanie + Tom Odell= niestabilność emocjonalna przez pewien czas ;/
Pewnie, drodzy J i M. Najlepiej sobie niczego nie wyjaśnić, spokojnie nie porozmawiać i nie starać się nawet rozwiązać problemów. Najlepiej się na siebie wydrzeć, zrzucić winę jedno na drugie i drugie na pierwsze, a potem wyładować się w łóżku. Niedorośli, niedojrzali, skrajnie infantylni. Wyszli trochę jak taka gimbaza. Może tym razem się facet chociaż zabezpieczy.
OdpowiedzUsuńOd razu powiem, że choć nie popieram i czasami nie rozumiem zachowania bohaterów, to całe opowiadanie mi się podoba, bo wzbudza emocje i nie jest mi obojętne.
Z tym nawrotem choroby to go sprawdza, prawda? Wątpię by mówiła prawdę. Zapewne blefuje.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com