piątek, 26 czerwca 2015

Czternaście



 

Miłość to wręczenie komuś
broni wycelowanej we własne serce i nadzieja,
że nigdy nie pociągnie za spust.”
J.R.
Bezsenne noce nie wychodzą mi na dobre… Nie, nie tylko ze względu na to, że męczą organizm, ale przede wszystkim dlatego, że właśnie w tym czasie po głowie chodzą niestworzone myśli, które nie do końca dobrze działają na naszą codzienność. Wiecie o czym tym razem rozmyślałam? O czasie, kiedy kobieta jest naprawdę silna. Doszłam do wniosku, że każda kobieta kumuluje w sobie siły na moment, kiedy wszystko ma się zepsuć. Kiedy codzienne schody do pokonania są zbyt wysokie i strome. Kiedy wszyscy wokoło wysilają się jedynie na krótkie „wszystko będzie dobrze”, szkodząc jedynie tymi kilkoma słowami. A kiedy jest najtrudniej? Otóż, w momencie, gdy codziennie trzeba radzić sobie samemu i wciąż kroczyć przed siebie z wysoko podniesioną głową. Tak, to jest zdecydowanie najgorsze… Udawać uczucia, których w rzeczywistości nie ma. A łzy… Ich napływu do swych powiek już nie czułam. Tej nocy były one po prostu normalnością. Bo co takiego miałam myśleć bądź czuć? Nie wiedziałam, co nawet byłoby właściwe w takiej sytuacji… Przecież nic się takiego nie stało, prawda? Tylko była dziewczyna mojego ówczesnego partnera wczoraj zjawiła się w naszym mieszkaniu, dosłownie słaniając się na nogach. Nie, nie była pijana ani naćpana. Tego byłam pewna… Poznałabym to… To płacz i rozpacz sprawiała, że nie potrafiła postawić jednego, a stabilnego kroku. A Erik? On… Nie wiem jak to wyjaśnić, ale… on cały czas przy niej był. Rozmawiali razem całą noc. Tą samą noc, podczas której samotnie płakałam w ukryciu, słuchając jedynie ich zagłuszonych szeptów…
-Jessica…- usłyszałam za swoimi plecami półszept Erika, który po chwili usiadł tuż obok mnie. Nie spojrzałam na niego. Po prostu nie potrafiłam… Nie umiałam spojrzeć w jego głębokie tęczówki, powstrzymując łzy. Za dużo… Zdecydowanie za dużo jak na jedną głowę. Jak na jednego człowieka. Bezsilnego człowieka, którym byłam.- Należą ci się wyjaśnienia…
-Naprawdę?- parsknęłam opryskliwie, nadal nie spoglądając w stronę Niemca. Należą mi się wyjaśnienia, tak? Ciekawe, co robił wczoraj przez całą noc… Kto był ważniejszy? Ona, nie ja. O mnie wtedy zapomniał… Nawet nie wytknął czubka nosa za drzwi jej tymczasowego pokoju. Wówczas wszystko się wyjaśniło… Poznałam się na tym, co ma największą wartość dla Erika. Albo nie… Co ja wygaduję? Chyba znów robię się zazdrosna. On zerwał z nią właśnie dla mnie. Ona nie mogła być dla niego najważniejsza…- Niezwykle mi miło, że w końcu przypomniałeś sobie o moim istnieniu. Nic na to wcześniej nie wskazywało…
-To nie tak…- wyjąkał cicho, co ostatecznie spowodowało, że odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że wyglądałam okropnie. Że pod oczami miałam sine podkowy, które były konsekwencją  przepłakanej nocy. Że każdy włos odstawał w inną stronę. Że moje ciało nadal całe drży. Że z mojego gardła nadal wydobywał się bezwarunkowy szloch oraz że moje ciało było niemal całe odrętwiałe. Cóż, ale to właśnie Erik doprowadził mnie do takiego stanu. To on był sprawcą łez na moich policzkach. Nie, poprawka… Jego obojętność.
-A jak?!- pisnęłam, chwiejnie stając na równych nogach niemal w ułamku sekundy.- Przyprowadzasz tutaj jakaś obcą babę, która słania się na nogach! Następnie nawet nie raczyłeś rzucić we mnie nawet półsłówkiem wyjaśnienia!- wybuchłam nieoczekiwanie, nie zważając na to, że owy gość na pewno słyszy moje wrzaski.
-To Susanne… Nie jest obca…- rzucił lekko urażony, powodując tym samym łzy w moich oczach. Ściślej rzecz ujmując, kolejną falę łez. On jeszcze obarczał moją osobę żalem? Nie dowierzałam w to… Nie wierzyłam w to, co słyszę… Czyżby Erik… Czy on… Chciał jeszcze ją bronić?
-Erik, czy ty siebie słyszysz?!- zirytowałam się, marszcząc mocno brwi.- Mówisz, jak gdybym to ja była tą drugą! A przypominam ci, że prawda wygląda inaczej!- przysięgam, że wtedy już naprawdę nie wytrzymywałam… Łzy, które wydostawały się spod moich powiek nawet nie były pełnym odzwierciedleniem tego, co tak naprawdę czułam.
-Nie krzycz, bo ją obudzisz…- warknął podjudzony, rzucając mi zawzięte spojrzenie. Powiedzcie… Czy ja byłam jakaś przewrażliwiona, czy Erik ewidentnie popierał stronnictwo tajemniczej szatynki? Cholerne deja vu… Już raz coś takiego raz przeżywałam. Jak się skończyło? Ciii, nie chcę znać odpowiedzi… Znam ją i wiem jak brzmi, jednakże nie mogłam jej dopuścić do swojego umysły…
-Będę krzyczała!- wrzasnęłam, z premedytacją nie wypełniając prośby Niemca. Zaznaczałam swój teren. Za wszelką cenę starałam się mu pokazać, że musi pamiętać, kto powinien być dla niego najważniejszy…- Nie pozwolę, żeby kolejna odebrała mi moje szczęście! To, o co tak zacięcie walczyłam!
-Jess…- wyszeptał, zrównując się ze mną wzrokiem. Patrzył przez dłuższą chwilę w moje tęczówki, a ja z kolei czułam jego oddech na swym karku. Zauważyłam w jego oczach coś innego… Coś, czego wcześniej nie zdołałam zobaczyć… Wzruszenie?- Jestem twoim szczęściem? Zacięcie o mnie walczyłaś?- dopytywał, gładząc delikatnie mój policzek. Pytał, jakby nie wiedział…
-Może ujmę to w inne słowa…- wyłkałam cicho, twardo patrząc w oczy chłopaka. Nawet nie drgnęłam, a jedynie z sekundy na sekundę coraz bardziej uzależniałam się od jego elektryzującego dotyku.- Twój pocałunek zmienia wszystko. Twoje ramiona są najlepszym pasem bezpieczeństwa. Twój dotyk jest niezapomniany, natomiast twoje słowa są najpiękniejszą melodią dla moich uszu. Twoja obecność jest wystarczająca, wyznania są najcudowniejsze…- stopniowo ściszałam swój głos, przybliżając swoją twarz do ust Niemca. Tak, zdawałam sobie sprawę, że te słowa brzmią wręcz żałośnie, lecz były one prawdą. Rzeczywistością i wiosną, która panowała właśnie w moim sercu i to za sprawą tego chłopaka.-… a twój uśmiech jest najcenniejszy…- wyszeptałam do jego ust, muskając delikatne wargi Durma.
-A ja powiem po prostu, że cię kocham…- przytulił mnie do siebie, przez co moje usta zdołały wykrzywić się w półuśmiech. Nie było jeszcze idealnie. Zaraz najprawdopodobniej spotka nas bolesne zderzenie z rzeczywistością, ale na tę chwilę nie chciałam o tym myśleć. Kilka sekund oszczerbione ze szczęścia, było niczym serum na wszystko, co boli…- Należą ci się wyjaśnienia. Postąpiłem, jak nie wiem kto…- zaczął, co spowodowało, że niemal w kilka sekund wyprostowałam się, poważniej zerkając w stronę Erika.- To ta sama Susanne, z którą zerwałem, żeby byśmy mogli być razem…
-Ta narkomanka?- wydobyłam z siebie cichy pisk, zaciskając dłonie mocno w pięści. Nie wiem czemu zapytałam o to w tak bezpośredni, wręcz nietaktowny sposób. Cóż, nadal działałam pod wpływem emocji i nie mogłam tego niczym innym usprawiedliwić…
-Skąd…- nie zdołał nawet dokończyć pytania, kiedy do jego głowy nadeszła właśnie odpowiedź na to samo zagadnienie.- Marco- stwierdził z konsternacją wymalowaną na twarzy, a pewność miał wręcz wymalowaną na twarzy.
-Nie chciał źle…- wydusiłam, minimalizując odległość, która dzieliła mnie od piłkarza.- Miałeś mi chyba o czymś powiedzieć…- przypomniałam, chwytając dłoń Erika, chcąc dodać mu pewności, by nie bał się ze mną rozmawiać. Chciałam, aby miał we mnie osobę, której można powiedzieć absolutnie wszystko, bez względu na wszystko…
-Owszem, Susanne miała poważne problemy z narkotykami- przyznał, wzdychając bezsilnie. Ewidentnie chciał, aby było inaczej, a mimo jego najszczerszych chęci nie mógł zmienić życia.- I właśnie dlatego straciła wszystko… Nie ma nawet mieszkania, nie mówiąc o jakichkolwiek środkach do życia. Na dodatek…- zacisnął dłonie w pięści, a ja poczułam, że jego mięśnie prężą się w niewiarygodny sposób.- Była na jakiejś imprezie… Nie chce powiedzieć z kim ani gdzie, ale… Ona… Została zgwałcona… Teraz…- schował twarz w dłonie, po czym jednym ruchem przeczesał swe krótkie włosy palcami.- Jest innym człowiekiem… Nie poznaję jej… Czuję się odpowiedzialny za to, co ją spotkało- powiedział już pewniej, patrząc na mnie znacząco.- Muszę jej pomóc, ponieważ mam wrażenie, że to ja jestem winowajcą tego, co ją spotkało, bo zaczęło się w końcu od naszego rozstania…
-Erik, to odbije się na nas…- powiedziałam oniemiała, odsuwając się na większą odległość od mojego partnera. Owszem, mieliśmy kiedyś zacząć życie we trójkę. Miały być to jednak inne okoliczności, a przede wszystkim- osobą trzecią nie miała być była dziewczyna Erika… Wszystko nie tak! Dosłownie nic nie układało się w spójną całość…
-Nie, jeśli nasza miłość jest dostatecznie silna… 

- Dlaczego za mną idziesz?
-Chciałem powiedzieć Ci, że Cię kocham.
-Widocznie nie poznałeś jeszcze mojej przyjaciółki.
-Jakiej przyjaciółki?
-Jest ode mnie ładniejsza i mądrzejsza. Stoi za Tobą.
-Ale tu nikogo nie ma…
-Widzisz, gdybyś mnie kochał, nigdy byś się nie odwrócił.”
M.H.
W świecie realnym, cudze zaufanie można zdobyć raz. Jeden jedyny raz. Jedno życie, jedna szansa. Łatwa kalkulacja z tego, co podpowiada mi rozum. Czy sprawiedliwe? Tutaj bym polemizował. Ale nie to jest teraz ważne. Jeśli raz miało się czyjeś zaufanie, a na własne życzenie się je straciło, prawda jest taka, że już nigdy nie będzie tak, jak dawniej. Owszem, człowiek może wybaczyć wiele. Nawet sam nie zdaje sobie sprawy jak dużo, ale… Właśnie. Zawsze musi się znaleźć jakieś „ale”. Mimo tego, iż człowiek ma umiejętność do przebaczania, zapomnieć nie umie…
Zadyszany, niemal biegiem wpadłem do swojego mieszkania. Moje serce biło w każdą możliwą stronę z sekundy na sekundę coraz szybciej. Tak… Przyznam się do tego sam przed sobą. Bałem się. Po prostu bałem się, że już nie mam do czego wracać. Że sam fakt, iż wyszedłem wtedy do klubu, to było za dużo… Że to ostatecznie zniszczyło to, co budowaliśmy tak długo z Sarah… Nie mogłem do tego dopuścić. Nie mogłem jej stracić… Nie… Jeśli i to spartaczyłbym w swoim życiu, sam sobie nie mógłbym tego wybaczyć…  Paradoks, czyż nie? Właśnie wtedy, kiedy prawdopodobnie ją straciłem, naprawdę uświadomiłem sobie jak ważną funkcje w moim życiu pełni Sarah…
-Sarah…- pisnąłem cienko, rozglądając się zdezorientowanie po salonie. Cisza. Jedynie to słyszałem. Cisza… I nic więcej. Zupełnie nic… Raz na jakiś czas jedynie słychać było kapiącą z kranu wodę, która odbijała się od ścianek umywalki. Zamarłem. Czyli… Zostałem sam? Nie… I wtedy… Właśnie dokładnie w tej samej chwili, gdy ta myśl uderzyła jak obuchem o moją głowę, poczułem łzy pod powiekami. Bezsilność… Nie ma nic gorszego…
-Czego ode mnie chcesz?- odezwała się twardym, aczkolwiek odrobinę łamiącym się głosem. Po chwili mój zamglony wzrok miał okazję zobaczyć jej sylwetkę w pełnej krasie. Patrzyłem na nią tak, jakbym widział ją pierwszy raz w życiu. Niby poczułem zauważalną ulgę, lecz obawy były nadal… I to chyba one przewyższały wszystko…- Wczoraj udowodniłeś, że nie oczekujesz ode mnie zupełnie niczego.
-To nie tak…- zdołałem wykrztusić, wykonując krok w stronę dziewczyny. Nadal łzy wisiały na koniuszkach moich łez i były doskonałym dowodem na me nieme błaganie o pomoc. Tak wiele chciałem powiedzieć… Wytłumaczyć się… Wykrzyczeć wszystko to, co leżało mi na duszy, ale… Wówczas zdecydowanie powiedziałbym o kilka słów za dużo.
-A jak?- prychnęła, niemal natychmiastowo wykonując krok w tył. Kolejny raz zabolało. Oziębłość. Oschłość. Zimno, które poczułem w sercu za sprawą szatynki… A co najlepsze, na które w pełni zasłużyłem…- Miałeś ultimatum. Albo ja, albo klub, alkohol, panienki. Wybrałeś i gratuluję wyboru.
-Sarah…- wydukałem ledwo, ukrywając twarz w dłoniach. Ja musiałem wiedzieć… Musiałem znać prawdę, jaka ona by nie była… Potrzebowałem wiedzy, która gwarantowałaby mi nadzieję na choć jedną, drobną szansę…- Nie byłem w klubie…- zacząłem ochryple.- Wczoraj… Nie mam pojęcia jak to wyjaśnić, ale coś we mnie wstąpiło i nie mogę tego wytłumaczyć… Ale mogę ci przysięgnąć, że nie byłem w klubie… Jestem zupełnie trzeźwy…
-W takim razie, gdzie byłeś całą noc?!- krzyknęła piskliwie, a ja kątem oka zauważyłem, że zwija swą dłoń w pięść. Jej wzrok na pozór twardy, oziębły, ale… Po dłuższej analizie zdołałem zauważyć, że to tylko maska, którą próbowała ukryć swoje uczucia i emocje. Zrozumiałem… Wreszcie dotarło do mnie, że jej chłód był jedynie jej wołaniem o odrobinę mojego ciepła…
-Błąkałem się tu i ówdzie…- odpowiedziałem półszeptem, spuszczając wzrok.- Nie byłem w klubie…- powtórzyłem jak mantrę.- Chodzi o to, że potrzebowałem takiej nocy sam na sam z własnymi myślami, żeby zrozumieć…
-Zrozumieć, że nasze małżeństwo to jedna, wielka pomyłka- przerwała mi wpół zdania, podczas kiedy jej oczy pokryły się warstwą słonej cieczy. Teraz i ona, i ja w każdej chwili mogliśmy rozpłakać się jak małe dzieci… Świetnie…
-Nie… Właśnie chodzi o to, że jest całkowicie na odwrót- niemal wyszeptałem, co spotkało się jedynie z pytającym wzrokiem dziewczyny.- Nie spałem całą noc i właśnie ten czas poświęciłem na to, aby zastanowić  się nad tym, co dzieje się teraz w twojej głowie. I…- przymknąłem na chwilę powieki, pozwalając pojedynczej łzie uwolnić się spod kontroli.- Zacząłem za tobą po prostu tęsknić. Chciałem, abyś znowu nabałaganiła ze mną w łóżku, żebyś kolejny raz zepchnęła mnie z przykrycia, miałem chęć zapisywania każdego twojego słowa, aby żadne nie uciekło przypadkowo z mojej pamięci- kontynuowałem.- Pragnąłem całym sobą poczuć smak twoich ust na moim języku, a wszystkie chwile, które razem przeżyliśmy zaczęły się wyświetlać kolejno w mojej głowie. Wiesz, co wtedy poczułem?- zapytałem sam siebie.- Paradoksalnie, czułem szczęście… Tak, czułem się szczęśliwy, wspominają chwile, kiedy mogłem spędzać z tobą czas, leżeć koło ciebie, smakować cię kawałek po kawałku…
-Michael…- wyłkała, a wówczas łzy zaczęły spływać po jej policzkach niczym strumienie rwącej wody. Nie czułem oporów. Zwinnym ruchem znalazłem się obok niej, opatulając jej drobne ciało swoim ciepłem, którego w ostatnim czasie miałem dla niej zaskakująco mało… Co do mojego wcześniejszego monologu… Nie, nie kłamałem. Byłem szczery aż do bólu. Prawdopodobnie właśnie ta szczerość, płynąca z mego wnętrza, spowodowała tak ogromny zamęt w głowie Sarah, scementowany dodatkowo gorzko-słonymi łzami…
-I wiesz, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze?- kolejny raz zadałem pytanie samemu sobie.- Chcę walczyć o ciebie, nasze szczęście, małżeństwo, ale wiem, że nie mam do tego prawa, bo za dużo krzywd ci już wyrządziłem…- z wyczuciem gładziłem jej delikatne włosy.- Muszę się poddać… Muszę pozwolić ci wygrać…
-Za bardzo cię kocham, Michael, by teraz zwyczajnie odejść… -wyszeptała, co sprawiło, że moje kolana w krótkim czasie zmiękły. Czyli jednak dostałem tę szansę? Tak. Z tego, co teraz widzę, dostałem. A widzę z bliska jej ciemne tęczówki, które rzucają we mnie rozkochanym spojrzeniem. Co ja z nią w ogóle zrobiłem? Uczyniłem z niej kalekę. Nadzwyczajny wrak emocjonalny. Bo to właśnie miłość ją wyniszczała. Jak chyba większość ludzi, zresztą… I co jeszcze widzę? Nie, stop. Co czuję? Jej delikatne usta, które złączyły się z moimi wargami, składając na nich subtelne, nieśmiałe pocałunki.
-Jakaż piękna idylla- usłyszałem radosny i doskonale znany mi głos. Życie jednak w większości przypadków potrafi zaskoczyć nawet w nieprzeciętnie zaskakujących sytuacjach…- Gratuluję.
-Wreszcie się pogodzili- usłyszałem po chwili głos Lei, która z uśmiechem na ustach stała obok bruneta, jak gdyby nigdy nic. Runęło. Dosłownie wszystko runęło… Albo runie zaraz… Jedno wiem. Koniec jest bliżej niż myślę. Zdecydowanie zbyt blisko…
-Stefan?- wydukała zaskoczona Sarah.- Ty nieodpowiedzialny pajacu!- krzyknęła na całe gardło, patrząc na Krafta rozzłoszczonym wzrokiem. No tak… Ona w dalszym ciągu myślała, że to właśnie Stefan jest ojcem dziecka Lei, a sam Kraft- uciekł, gdzie pieprz rośnie jak tylko dowiedział się o ciąży. Cóż… Pieprz rośnie zdecydowanie zbyt blisko z tego, co wychodzi…- Jak mogłeś zostawić kobietę w ciąży?!
-Aaa, no tak…- ocknął się na chwilę z szoku.- Nie umiem być ojcem. Nie chcę być ojcem. Tamta kobieta da sobie rady- mówił niczym wierszyk, nie patrząc nawet w oczy Sarah, a jedynie odtwarzając w głowie słowa, które niegdyś nakazywałem mu wypowiadać. Na aktora to on się nie nadaje…
-I ty mówisz tak spokojnie o tym w towarzystwie matki dziecka?!- ryknęła jeszcze głośniej, co spowodowało, że zarówno Lea, jak i Stefan, spojrzeli na siebie zszokowani. Popełniłem jeden, aczkolwiek gruby błąd… Nie przedstawiłem ich sobie, a kłamstwo? Ono ma krótkie nogi… Ale szczęście? Tylko moje może być takie, że akurat w takiej chwili Lea i Stefan musieli się spotkać…
-Stefan…- wyjąkała niedowierzająco brunetka, patrząc okrągłymi oczyma na Krafta. Nie miała prawa wiedzieć, jak wygląda na żywo Stefan… Tym bardziej nie mogła się go tutaj spodziewać… Nic dziwnego, że jej szok osiągał apogeum.- Ach…- wydobyło się jedynie z ust ciężarnej, po czym ja poczułem intensywny wzrok Sarah na swojej osobie…
-Nienawidzę cię…- wyjąkała z zawiścią, po czym z trzaskiem drzwi nie wyszła z mieszkania. Domyśliła się szybciej, niż myślałem… Doszła jak po sznurku do prawdy, patrząc jedynie na miny Stefana, Lei oraz mój wyraz twarzy… Co zrobiłem? Nic… Zupełnie nic… Poddałem się.

Trudno się cieszyć,
kiedy obraz się rozmywa przed oczami
i tak ciężko złapać oddech.”

J.R.
-Muszę dalej istnieć…- usłyszałam jego zmęczony, bezsilny, lecz także zrozpaczony głos. Nigdy nie słyszałam go w takim wydaniu, mimo że tak wiele razem przeszliśmy. Począwszy od łez radości, kończąc na łzach rozpaczy.- Tylko inaczej… Bo będę dalej istnieć, Sarah też będzie istnieć, ale nie będziemy istnieć razem…- próbował być dzielny. Walczył sam ze sobą, jednocześnie się oszukując. Fala smutku wezbrała się we mnie, a ja jedynie czekałam cierpliwie aż ostatecznie uderzy o brzegi mojej wytrzymałości…
-Zacznijmy od tego, że nie musisz udawać, że jesteś silny… Nie musisz mówić, że wszystko jest dobrze i kiedyś do tego przywykniesz. Nie martw się tym, co pomyślą inni… Zwłaszcza ja…- mówiłam szeptem, wycierając niezdarnie dłonią łzy.- Jeśli musisz, płacz… Uśmiech wróci jedynie wtedy, kiedy wypłaczesz się do końca…
-Uśmiech nigdy nie wróci…- powiedział łamiącym się głosem.- Ona była moim planem na przyszłość. Wielbiłbym ją nad życie… Tylko Sarah mogła być moim oczkiem w głowie, któremu chciałbym zapewniać wszystko to, co najlepsze…- nie czułam, kiedy łza po łzie wydobywała się spod moich powiek. On ją kochał… Tak bardzo ją kochał… Kochał na swój wyjątkowy sposób… I nadeszło. Znowu. Kolejny raz to się powtórzyło. Coś z każdą sekundą coraz bardziej mnie rozrywało od środka. Chciałam krzyczeć, wytykać całemu światu, że wszystko raz po raz mi zabiera, ale co mi zostało? Jedynie milczenie. Milczałam, bo wiedziałam, że już zupełnie nic nie jest w stanie mi pomóc. Żaden gest, żadne słowo… Nic, absolutnie nic nie obrazowało tego, co wtedy czułam. Co tak cholernie bolało. Co wyniszczało…- Dlaczego nic nie mówisz?
-Zamyśliłam się, przepraszam…- otrząsnęłam się, przyłapując się na drobnym kłamstewku. Co innego mogłam mu powiedzieć? Nie istniały słowa, które mogłyby mi przysługiwać…- Michi… Nawet jeśli musiałbyś ją znaleźć na końcu świata…- głośno przełknęłam ślinę- dogoń ją. Następnie obejmij czule ramieniem i walcz… Pamiętaj bowiem, że prawdziwa miłość zdarza się niezwykle rzadko…
-Mam walczyć?- prychnął, bawiąc się własnymi palcami. Nerwy zjadały go od środka. Nie wiedział, co może ze sobą zrobić, aby było dobrze… - Nie przysługuje mi walka. Ja na nią nie zasługuję… Zataiłem przed nią fakt, że ją zdradziłem, że będę miał dziecko… Tego się nie wybacza!- uniósł się, lecz nie w sposób agresywny.
-Jeśli się kogoś kocha, to nie pozwala mu się odejść…- rzekłam tępo, przywołując do głowy niechcąco wspomnienia sprzed lat. Czasu, kiedy przed chwilą wypowiedziane słowa, mogły służyć jedynie jako parodia…
-I co ja jej niby miałbym powiedzieć?- wtopił dłoń w swe jasne włosy, niedbale je przeczesując.- Że tak bardzo tęsknię? Że analizuję wszystkie spędzone chwile? Że powtarzam sobie w głowie nasze ostatnie słowa? Że żałuję tego, co się stało?!- kolejny raz się uniósł. Zacisnęłam dłonie w pięści, czując kolejną warstwę łez, która nieuchronnie zbliża się w moją stronę.
-Powiedz, że ją kochasz…- wyszeptałam ledwosłyszalnie, po czym przerwałam połączenie internetowe. Ukryłam twarz w dłoniach i dopiero wtedy wybuchłam nieopanowanym płaczem. Tak wiele lat minęło, a nadal bolało tak samo… Niby pogodziłam się, lecz… nie, żaden człowiek nie umiałby się pogodzić ze sypiącym się w rękach życiem. Zbyt często ludzie nie zdają sobie sprawy, jak nieświadomie ranią innych. Nie mam na myśli ran na ciele, ale o zwykłe, ludzkie słowa. To one wypowiedziane w niewłaściwy sposób, mają moc zniszczenia dosłownie wszystkiego. Te same słowa, które ranią o stokroć bardziej niż uderzenia…

~*~
Nie macie pojęcia, jak teraz mnie ciekawość zżera od środka, no! 
Może się wydawać, że sytuacja teraz obróciła się o kolejne 180 stopni. 
Erik miesza, Michi żałuje i pewne fakty zaczynają do niego docierać, a gdzie w tym wszystkim Jessi? 
Szczerze powiedziawszy, tak mnie wena poniosła, że sama teraz nie wiem, co mam robić :D hahah 
Pomóżcie! ♥ 
Co do poprzedniego rozdziału... Pytałam, którego z panów sympatyków jest więcej. Zwyciężył Michi, aczkolwiek po piętach depcze mu Durm. Cieszę się, że podzieliłyście się ze mną swoimi typami! To mi naprawdę ułatwi zadanie na przyszłość. Kocham Was. ♥
Na koniec, każda zapewne wie, jaki dziś dzień. Z całego serduszka życzę Wam udanych wakacji! Wielu niezapomnianych przygód, odpoczynku oraz bezpieczeństwa. ;* 
Do następnego, najdroższe! ♥





16 komentarzy:

  1. Jestem, jestem, jestem!
    Cudowny rozdział, genialny, najwspanialszy i najlepszy.
    Zacznę może od Michaela. Nadal go kocham i uwielbiam, mimo tego wszystkiego. Przyznam się szczerze, że nieco się gubię w tych jego pokręconych uczuciach, ale... ja wiem, że gdzieś tam musi tkwić Jessi. Przecież nie jest dla niego tylko przyjaciółką, o tym nawet nie chcę myśleć. Tylko tak się właśnie zastanawiam, jak by można to odkręcić, ale... to już twoja działka, o ile taki będziesz miała plan. Na razie cieszę się, że mam co czytać, i że to coś jest takiej jakości. Brawo!
    Sarah to mimo wszystko bystra dziewczyna. Może i była wredna i przez nią Jess wyjechała do Niemiec, ale... szkoda mi jej. Bo widać, że bardzo kocha Michaela. I ta miłość ją niszczy.
    Co do Jess... aż zazgrzytam sobie zębami, przepraszam. Ja po prostu czasami nie rozumiem jej uporu. Tak uparcie przyczepiła się do Durma... drażni mnie to. Moje zdanie jest takie, że nie można budować szczęścia na rozpadzie czyjegoś związku. Skoro dla niej zostawił Suzanne, to czy może mieć pewność, że jej nie zostawi dla jakiejś innej? Ja wiem, że wszystko jest kwestią zaufania i że istnieje coś tak genialnego jak Miłość przez wielkie "M", ale... no właśnie. Ale.
    Erika nie znoszę, co pewnie powtarzałam nie raz. Teraz nie lubię go jeszcze bardziej, bo bez mrugnięcia okiem zostawił Jess na całą noc, a sam przytulał byłą dziewczynę. Tak się nie robi. A za stan Suzanne oczywiście, że jest odpowiedzialny.
    Ogólnie to już sama nie wiem co pisać, bo mam mieszane uczucia... ich relacje są tak bliskie i jednocześnie tak zakręcone... wszystko się ze sobą splata i przeplata. Oczywiście genialnie sie to czyta, wszystko się pięknie komponuje, a ty piszesz wspaniale!
    Pozdrawiam bardzo serdecznie, Lilka :))
    Życzę dużo weny i motywacji, udanych i pełnych przygód wakacji!
    http://www.niedorosla-milosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Melduję się ♥
    O jejku, kochana, nawet nie wiesz, jak ja ci zazdroszczę talentu... Świetny rozdział :)
    Michi... jak dla mnie to on już dawno pogubił się we własnych uczuciach i czynach, co nie zmienia faktu, że nadal stoję i będę stać po jego stronie. W końcu jednak coś do niego zaczyna docierać. Jakoś pana Durma nie mogę zdzierżyć. Nie pałam do niego sympatią, a ten rozdział tylko mnie w tym utwierdza. Jak mógł tak postąpić? Zostawić biedną Jess samą w nocy? Kolego, tak się nie robi... -.- Irytuje mnie najbardziej to, że traktuje ją jak taką "drugą", zaraz po swojej byłej... Może lepiej by było, żeby Jessica wreszcie przejrzała na oczy i dała z nim sobie święty spokój, bo to do niczego dobrego nie dąży.
    Hmm... za dużo wrażeń, jak na wieczór :D
    Udanych wakacji ♥
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale masakra... :( Michi mega działał mi na nerwy, ale w tym rozdziale, jakoś odkupił swoje winy. Tak się ucieszyłam, że nie poszedł do tego klubu, że zrozumiał jak wiele Sarah dla niego znaczy i postanowił wszystko naprawić... To było piękne... Szkoda tylko, że w planie "doskonałym" była ta jedna wada... Tak strasznie chciałabym, aby teraz popędził za nią, powiedział jak ją kocha i żałuje... i żeby mu wybaczyła, dała drugą szanse...
    Jeśli chodzi o Erika... Co on sobie ubzdurał za głupotę... To jego wina?! Przecież to jakaś bzdura... Coś czuję, że to nie skończy się dobrze. Skoro już raz był w stanie olać Jess dla byłej, to zapewne to się będzie powtarzało i doprowadzi do kolejnej tragedii. Jess już tyle wycierpiała. Ona musi być w końcu szczęśliwa! :)
    Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Obecna :)

    Ha! Wiedziałam, że kłamstwo Michaela wyjdzie na jaw prędzej czy później. Przyznam się iż z niecierpliwością oczekiwałam tego "pięknego" momentu, kiedy wszystko się... rozwali :)

    Biedna Jess :( Trochę się pogubiła w życiu. Z jednej strony nadal czuje coś do Michaela, ale z drugiej strony kocha Erika...

    Rozdział wspaniały, jak zawsze. Czekam z niecierpliwością na kolejny.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że spamuję tutaj, a nie w miejscu do tego przeznaczonym, ale Blogger mi świruje. Mam nadzieję, że nie sprawiam Ci tym kłopotu :*

      Serdecznie zapraszam na nowy rozdział :*

      http://skoczna-historia-o-milosci.blogspot.com/2015/06/rozdzial-6.html

      Usuń
  6. Kompletnie nie wiem od czego zacząć!
    W tym rozdziale wydarzyło się chyba więcej niż w całej historii <3
    Zacznę od początku...
    Nie potrafię sobie wyobrazić co czuła Jess kiedy Erik siedział całą noc i rozmawiał ze swoją byłą. Jednak zakończenie tego elementu było takie słodkie *.*
    Michael totalnie mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się, że nagle obudzi się w nim sumienie. Wzruszyłam się czytając jego monolog :') Genialnie operujesz ludzkimi emocjami! Co do wyjścia całego jego kłamstwa na jaw... najzwyczajniej chciało mi się śmiać z głupoty Michiego. Było to tragiczne a zarazem komiczne. No ale było wiadome, że to wszystko prędzej czy później wyjdzie na jaw i jak widać nadszedł ten moment.
    No i fragment trzeci... rozmowa Michiego z Jessi... upewniłam się tylko w tym, że Jess go kocha. Choć starała się mu pomóc, tak strasznie trudno było jej ratować jego (moim zdaniem nie do odratowania) małżeństwo. Nie umiała radzić Michaelowi, bo tak naprawdę chciała, żeby on był z nią. To trudne, kiedy samemu nie wie się, czy to przyjaźń czy to miłość a w ich relacji myślę, że to i to miesza się ze sobą. Moment kiedy zakończyła połączenie po tym jak powiedziała, żeby powiedział jej, że ją kocha, był jak najbardziej wymowny i zastanawia mnie czy Michael też to zauważy. W końcu nie bez powodu podczas tej rozmowy płakała słysząc jego zwierzenia i to jak bardzo brakuje mu Sarah. Przyznam, że samej chciało mi się płakać razem z Jess...
    Rozdział przepiękny <3
    Nie mogę się już doczekać co wydarzy się dalej, życzę dużoooo weny!
    Buziaki kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepiękne! <3
    Jess ma prawo denerwować się na Erika, alee... *szuka powodu, żeby usprawiedliwić Durma* Erik chciał dobrze! Pomaga swojej byłej! Nie chce pozwolić, żeby ona stoczyła się na dno! Moim zdaniem to dobrze, choć powinien poinformować Jess o tym, że to robi. Z tych jego drobnych tajemnic powstają nikomu niepotrzebne kłótnie. Nadal kibicuję ich związkowi, to co wydarzyło się między nimi, umocniło mnie w przekonaniu, że oni się kochają. Taką prawdziwą miłością, zdolną do poświęceń.
    Michael w ostatnich rozdziałach tak mnie do siebie zniechęcił, że szkoda gadać. Jednak tutaj... Jakoś tak pokazał się z dobrej strony. Wtedy z Sarah. On ją kocha na swój skomplikowany sposób, naprawdę mu na niej zależy. Ale teraz, kiedy dziewczyna dowiedziała się o dziecku i o tych wszystkich kłamstwach męża, to ja nie daję temu małżeństwu przyszłości. Rozwód tuż tuż, z winy Michaela oczywiście.
    Trzeci fragment ujął mnie najbardziej, on pokazał, że Michi rzeczywiście kocha Sarah. Nawet bardziej niż Jess. Uczucie między nim a J chyba już się wypaliło. Ale tylko z jego strony. Nie wiem, tak ja to odbieram.
    Fenomenalny rozdział kochana! Jak zawsze x
    Czekam na następny!
    Buziaki x
    PS Dziękuję za komentarz u siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu jestem! Wybacz to opóźnienie. :*
    Już wiem, kogo widzę u boku naszej Jessi... Ale tym podzielę się na sam koniec. ;) Zacznę od początku. :)
    Erik... Z samego początku uważałam go za wspaniałego gościa. Za człowieka, przy którym Jessi może zaznać spokoju, ciszy, miłości, radości i szacunku. Ostatnio wydaje mi się nieco inaczej. Przy jego boku nie zaznała spokoju i ciszy, nie była też w pełni radosna i szczęśliwa. Co z szacunkiem? Jeśli nie mówił jej całej prawdy, nie mogła czuć się szanowana i ważna. A miłość? Nawet jeśli odczuwał to wyjątkowe uczucie, nie był w stanie okazać jej tego w pełen sposób. Nie rozumiem go... Uwiódł Jess... Zerwał dla niej z Susanne... A teraz? Teraz sam nie wie czego chce. Czuje się odpowiedzialny za wszystkie krzywdy, które dotykają jego była dziewczynę. Okej, cenię to i szanuję, ale czy on nie widzi, ze to wszystko odbija się rykoszetem na Jess? Skoro wybrał ją, skoro zrezygnował z Susanne dla Jessi, powinien okazywać to w zupełnie inny sposób. Nie rozumiem też, dlaczego nie powiedział naszej bohaterce prawdy od razu? Dlaczego to wszystko ukrywał? Dlaczego stara się pomóc swojej byłej partnerce, jednocześnie raniąc tym swoją obecną partnerkę? Jestem rozżalona... Miałam go za prawdziwego faceta. Za człowieka z honorem. Za człowieka, przy którym kobieta może poczuć się wyjątkowa. Teraz nieco zmieniło się moje zdani na jego temat. Bo dlaczego Jessi miałaby być z takim człowiekiem? Wycierpiała się wystarczająco dużo w swoim życiu i wydaje mi się, iż jej bagaż doświadczeń czegoś ją nauczył. Ba! Wydaje mi się nawet, że dzięki niemu, nie popełni już więcej żadnego błędu. Życzę jej jak najlepiej, ale jeśli w ich życiu nadal będzie gościła ta trzecia osoba, która nie jest małym, pachnącym i pulchniutkim bobaskiem, ona nigdy nie zazna spokoju i pełni szczęścia. Zawsze będzie raniona, a stare rany będą otwierały się na nowo, powodując jeszcze większy ból i udrękę...
    Michael! Szczerze? :o Przeżyłam szok! Nie sądziłam, że Michiego stać jeszcze na zrozumienie swoich błędów. Nie wiedziałam, że pamięta co to żal, skrucha i poczucie winy. Jednakże ludzie nie zmieniają się tak z dnia na dzień. Jednakże Michael zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił, z tego, że postępował źle. Nadal ma sumienie! Żałuje! Żałuje i to jest dobre! Choć szczerze zdziwiłam się, że wciąż patrzy na Sarah z miłością. Przecież ona także nie była do końca w porządku w stosunku do Michaela. Być może wywołane było to jego lekkomyślnym zachowaniem, ale kurczę, to ona zmusiła Jess do wyjazdu! :/ Zastanawiam się, czy gdyby dowiedział się o tym, nadal patrzyłby a Sarah z tą miłością i troską. :/
    A Jessica... Ona bardzo go kocha. Widzę to. Kocha go, bo gdyby tak nie było ich rozmowa wyglądałaby zupełnie inaczej. Nie płakałaby. Nie przeżywałaby tego w ten sposób. Szczerze? Mam nadzieję, że Sarah nie przyjmie w swoje łaski Michaela po raz kolejny. O wiele bardziej podoba mi się ich dwójka osobno, niżeli razem. ;) Wiem, jestem wredna. xD
    Już się chyba domyśliłaś, kto jest u mnie nr 1? :)) Tak. Michael. :)
    Rozdział fantastyczny! ♥
    Czekam na kolejny i bardzo przepraszam za nieskładny i nielogiczny komentarz. ;)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Powiem szczerze, że byłam bardzo zaskoczona zachowaniem Michaela. Nie sądziłam, że dojdzie do takich wniosków odnośnie żony i że będzie chciał to wszystko naprawić! Wydawało mi się raczej, że to dla niego taka kula u nogi, która tylko przeszkadza w codziennym życiu, a tu się okazuje, że on naprawdę coś do niej czuje. I to jest dla mnie największym zaskoczeniem... Szczerze powiedziawszy bardzo żal mi tej kobiety i naprawdę życzyłam im szczęścia. Ona tyle przeszła z tej miłości, że ma prawo być wreszcie szczęśliwa. I gdy już prawie była i gdy już wszystko zaczęło wracać do normy to wydała się prawda o dziecku. Kurde... ja nie wiem co bym na jej miejscu zrobiła, ale Michi powinien zadbać by nie popełniła głupot. Bo jakby się próbowała zabić to ja bym sie wcale nie zdziwiła. Michi zachował się jak kompletny idiota...

    A Jess? Nie wiem już kogo ona kocha. Zazdrosna jest o Michiego, a równocześnie tam bardzo walczy o Erika. Mam wrażenie, ze nie do końca sama wie czego chce. Rzeczywiście zamieszałaś! :D Ale bardzo mi się to podoba;)

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Mój komentarz będzie krotki,ponieważ czas nie pozwala mi na rozpisywanie się.
    Na wstępie chcę Cię przeprosić za opóźnienie.
    Rozdział jest cudowny,genialny i FENOMENALNY! ❤
    Nie rozumiem dlaczego Erik tak bardzo chce pomóc Susanne. To,że łączyło ich coś kiedyś,a dziewczyna po rozstaniu namieszała w swoim życiu,na własną odpowiedzialność, nie usprawiedliwia go.
    Kłamstwo Michaela w końcu ujrzało światło dzienne. Tak jak to się mówi "kłamstwo ma krótkie nogi".
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę!
    Pozdrawiam i udanych wakacji życzę!
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. A więc nadrobiłam zaległości i jestem !
    Coraz bardziej mnie zaskakujesz. Jak można mieć tak ogromny i genialny talent ? Ja sobie nie wyobrażam siebie w takiej postaci xD Bardzo, ale to bardzo ci tego zazdroszczę.
    Możesz się już domyślić, że jeżeli ci tak słodzę to rozdział musiał mi się bardzo podobać. No i tak jest w 100% !
    Zaskoczyła mnie postawa Jess. Zazdrosna jest o Michiego, a równocześnie bardzo walczy o Erika...
    Na pewno nie jest pewna kogo naprawdę kocha.
    Erik... Gościa nigdy nie lubiłam... Ja rozumiem że chcę pomóc swojej byłej, ale Jess na tym sporo wycierpi...
    Michi... Mój numer jeden na świecie i nie tylko ^^
    Trzeci fragment pokazał mi, że Michi rzeczywiście kocha Sarah. Nawet bardziej niż Jess. A to mi się najbardziej nie spodobało.
    Więc podsumowując : Rozdział genialny !
    życzę z całego serca weny !
    Pozdrawiam ;-)
    Buziaczki ;-**
    Ps. Zapraszam do siebie na czwóreczkę ;-)
    http://still-you-love-me.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  12. NIESAMOWITE! Po prostu genialne! I cóż ja mam rzec? Tyle nieoczekiwanych zwrotów akcji. Kilka razy miałam już łzy wzruszenia w oczach. To po prostu chce się czytać! Nie można przewidzieć jaki będzie następny krok bohaterów. Co przyniesie im nowy dzień?
    Znowu żal mi Jessi. Dziewczyna walczy o swoje szczęście. Stara się . Robi co może,a tu zawsze pojawia się jakaś przeszkoda. Mam nadzieję, że tym razem spotka ha "happy end". I nie to, żebym Erik zdobył moja niewyobrażalną sympatię... Po prostu Jess się należy wreszcie szczęśliwe życie.
    A co do Michaela... On sam się wplątał w swoje kłopoty więc teraz musi sobie z nimi poradzić.

    Przypominam o nowościach u mnie i życzę niesamowitych wakacji! ♡

    Buziaki,
    British Lady

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgubiłam się w rozumowaniu Michego. Tak późno doszło do niego, że ma przy sobie kobietę, którą kocha. I której może już nie odzyskać, bo przecież są bardzo niewielkie szanse, żeby wybaczyła mu to jak została przez niego potraktowana.
    Choć może dobrze, że tak się stało. Michi może teraz wziąć odpowiedzialność za swoje dziecko. Wydaje mi się, że to właśnie z Leą powinien być.
    Jess chyba będzie szczęśliwa z Erikiem. Choć on rzeczywiści dużo swojej uwagi poświęca Susanne, to chyba kocha Jessi bardzo mocno i chce, aby ich związek miał przyszłość. Trzymam za nich kciuki. Bo jej się należy w końcu coś dobrego od życia.
    Pozdrawiam i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. No Kochana zagięłaś mnie tym rozdziałem.. Nie wiem co mam myśleć.
    Michi tak nagle postanowił zostać dobrym mężem? Jakoś nie pasuje mi to do niego :D Przez jedną noc zdążył zatęsknić za żoną, której ostatnio całkowicie unikał? Możliwe :) Powiem Ci, że już nawet myślałam, że Sarah mu wybaczy ale nie. Musiał pojawić się Stefan :D
    Jak na kobietę to Sarah naprawdę błyskawicznie poukładała sobie wszystkie fakty odnośnie ciąży :)
    Erik? Mówiłam już, że go nie lubię?! Rozumiem, że czuje się odpowiedzialny za to co stało się jego byłej, ale bez przesady :/ Czy spędzanie z nią całej nocy jest odpowiednie, kiedy jego OBECNA dziewczyna w drugim pokoju płacze w poduszkę?! I jeszcze to wyznanie miłości. Jakoś Mu nie wierzę, że tak bardzo pokochał naszą Jess. Może trochę jestem dla niego za surowa, ale nie wiem już co o nim myśleć :P
    A jeśli chodzi o Jess to ja naprawdę nie wiem jak ta dziewczyna jeszcze funkcjonuje.. Z jednej strony jej chłopak sprowadza jej do domu, swoją byłą a z drugiej chłopak którego kocha (tak mi się wydaje xd) zwierza jej się ze swoich problemów z kochanką i żoną :D Kobiety to jednak mają ciężko :/
    Czekam na kolejne ;*
    PS. Wróciłam dzisiaj z Emmą i Michim :3
    Buziaki Ala ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeśli E. zakończył związek z narkomanką, to powinien ją olać, nie pomagać, nie rozmawiać, koniec! Co ci twoi bohaterowie tak kochają te balasty? Każdy chce się przyjaźnić ze swoją byłą połówką, tak? Nie rozumiem co w takiej przyjaźni jest fajnego i chyba nigdy nie zrozumiem. Nie mam nic do tego by byłą jedna taka "parka przyjaciół" co zbudowała szczerą relację braterską na zgliszczach dawnej miłości, ale u ciebie każdy tak - M&L, J&M, E&S... tylko ta Sarah paradoksalnie choć taka chwiejna i wybuchowa, to jest najnormalniejsza.
    "jakaś obcą babę" - jakąś
    "Nie krzycz bo ją obudzisz" - haha, jakbym coś takiego usłyszała, to bym chyba mu w pysk dała, gdyby był moim facetem.
    "do swojego umysły" - umysłu.
    J jednak życzyłam by spotkało ją to co sama robiła S (dziewczynie M). Teraz wiec widzi jak to jest jak facet, jej facet, przyjaźni się ze swoją byłą i stawia ją ponad wszystko, nawet ponad obecną dziewczynę.
    "wspominają chwilę" - wspominając
    Wiem, że się powtarzam, a Sarah jest jedyną normalna w tym opowiadaniu. Super babeczka xD Coraz bardziej się do niej przekonuje. Na dodatek nabiera inteligencji. Tylko niepotrzebnie przystała na to małżeństwo z Michaelem - to jej jedyny błąd, jedynie to, że zakochała się w nieodpowiednim człowieku. Cóż, zdarza się, oby jej się życie z kimś godnym jej, z kimś wartościowym ułożyło.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń