„To
takie przyziemne, żyć z kimś takim, jak Ty.
A
odnaleźliśmy siebie na planecie wśród galaktyk,
gdzie
nigdzie indziej nie byłoby Nas.
To
takie dziwne, żyć tam, pośród milionów gwiazd,
gdzie
wyznacza Nam granice czas, tlen oraz ciało.
Umarłbym
bez Ciebie, Ty byś beze mnie nie istniała”
M.H.
Gdy w
swoim życiu widzimy problemy i myślimy o nich przez krótką chwilę, nie wydają
się one tak ciężkie i przytłaczające jak są w rzeczywistości. Ale nadchodzi
potem czas, kiedy skupiamy się na nich w pełni. Myślimy o nich, analizujemy
skutki i konsekwencje, dopiero wtedy dostrzegając napięcie i ból. Gdy problemy
towarzyszą zaś kilka dni, tak samo jak wcześniej boląc i wywołując napięcie, w
konsekwencji- przyprawiają nas o paraliż, pozbawiając sił i chęci do jakiegokolwiek
dalszego działania. Ale jednak trzeba sobie jakoś radzić… Kiedy na swej drodze znajdziemy
problem, musimy przekształcić je w wyzwanie. W inny sposób nie będziemy w
stanie wyjść z tego, co z każdym dniem dusi coraz bardziej…
I nie
inaczej jest w związku. Każdy problem należy przekształcić w wyzwanie i dalej w
nim trwać, chociażby działyby się rzeczy wręcz niemożliwe. Jeśli jedna strona
niszczy to, co druga z całych sił stara się wybudować, druga ze stron musi
wybaczyć, bo inaczej po co byłby cały ten cyrk? Po co byłoby potrzebne
komukolwiek małżeństwo, skoro tak łatwo się rozstać? Jeden błąd i do widzenia…
Wszystko skończone? Nie, to nie działa na takiej zasadzie. Inaczej, to nie
byłaby miłość. Wybaczenie jako jedyne, jest podstawą prawdziwej miłości oraz
fundamentem, który daje możliwość stworzenia „czego” z niczego…
-Gdzie
ona jest?!- pisnąłem zadyszany, z trudem łapiąc mroźne powietrze. Patrzyłem w
surowe oczy kobiety, która patrzyła na mnie oschle. Nic dziwnego… Zraniłem jej
córkę. Takich rzeczy się nie toleruje, ale… Tak wiele bitew stoczyłem, aby móc
znaleźć się tu, gdzie byłem, by teraz ulec jakiejś kobiecie w podeszłym wieku?-
Pytam! Gdzie jest Sarah!- uniosłem się. O, tak… Byłem wprost wymarzonym
zięciem.
-Czego
ty jeszcze tutaj chcesz?- nabzdyczyła się, odwracając wzrok od mojej
zdeterminowanej osoby. Nienawidziła mnie i ja to doskonale rozumiałem. Miała ku
temu okazję. Poza tym… Od samego początku nie przypadłem jej do gustu, ale czy
miałem się wycofać tylko dlatego, że na mojej drodze pojawiła się natrętna
teściowa?
-Sarah!-
krzyknąłem na cały regulator, po czym nie czekając na nic więcej, wyminąłem
umiejętnie kobietę, nie zważając na jej krzyki za moimi plecami. Ślepo
kierowałem się w stronę przestronnego salonu, mogąc przeczesać każdy, nawet
najmniejszy, zakamarek dużego domu, byleby tylko znaleźć to, czego szukałem
całe życie…- Sarah!- powtórzyłem, tym razem pokrzykując z radości, iż w końcu
ujrzałem jej twarz. Bladą twarz. Zapłakaną. A oczy? Bez połysku. Bez charyzmy i
charakteru, którym się cechowały wcześniej… Leżała na kanapie, zwinięta w
kłębek, nadal ciągle płacząc. W swoim wnętrzu usłyszałem jedynie dźwięk
tłuczonego szkła. Doprowadziłem ją do takiego stanu… Ja… Zacisnąłem dłonie w
pięści, kierując się nieco wolniejszym krokiem w stronę dziewczyny.
-Idź…
Nie chcę cię widzieć… Nie chcę!- dukała żałośnie, ledwo podtrzymując się rękoma
na skórzanej kanapie. Po jej policzkach ciurkiem ściekały łzy, natomiast włosy
sterczały jej praktycznie na wszystkie strony. Mimo to była piękna… Tak, piękna
w swoim cierpieniu…
-To
prawda, że cię okłamałem…- zacząłem, przełykając głośno ślinę. Najpierw
musiałem przyznać się do błędów, aby móc rozpocząć cokolwiek nowego. Inaczej
nie można było…- Będę miał dziecko… Lea jest matką, ale…- ukryłem twarz w
dłoniach, czując, że spod moich powiek wydostają się srebrne łzy.- Tylko przez
to wszystko, zrozumiałem jak bardzo cię kocham…
-Nie
kochasz mnie!- krzyknęła, dławiąc się własnymi łzami.- Kochasz wszystkich, ale
nie mnie! Od zawsze tak było! Zawsze!- wtopiła dłoń w swoje długie włosy, nie
próbując nawet kryć łez. Zresztą… Czy byłoby to nawet możliwe? Nie… Zbyt dużo
wycierpiała, by posiadać jeszcze jakiekolwiek pokłady energii…
-Sarah…-
objąłem ją ramieniem, a ona ku mojemu zdziwieniu nawet nie drgnęła. Nie
odsunęła się. Nie rzuciła we mnie pogardliwym spojrzeniem. Nie krzyknęła…
Jedynie słona ciecz spływała po jej skórze w takim samym tempie, co przyczyniło
się jedynie do tego, że obudziła się we mnie iskierka straconej nadziei…-
Posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze?- pogłaskałem jej policzek kciukiem.-
Tylko wtedy, kiedy odeszłaś, zauważyłem jaka jesteś piękna pod każdym możliwym
względem. Wcześniej oszukiwałem się, że jedynie cię lubię trochę bardziej, co w
zupełności nam wystarczy, ale… zrozumiałem… właściwie to poczułem, iż cię
kocham. Umierałem z tęsknoty, chociaż niedługo byliśmy osobno. Nie jesteś dla
mnie kobietą, rozumiesz?- odsunąłem kosmyk włosów, który opadał na jej twarz.-
Jesteś dla mnie całym światem…- wyszeptałem, czując kolejną falę łez pod swoimi
powiekami.
-Nie dam
się na to nabrać… Już więcej nie…- wycedziła gorzko, odsuwając się nagle ode
mnie. Życie jest jednak najlepszą grą, w której kiedykolwiek przyjdzie mi
zagrać. Żadne zawody, Mistrzostwa Świata, Igrzyska Olimpijskie, nie przebiją gry,
którą jest właśnie życie. Można być w niej bowiem kimkolwiek się zechce. Można
obrać jakikolwiek kierunek. Można poznać kogo tylko chcemy, ale… Tak, w tej
sytuacji też znajdzie się jakieś „ale”. Mamy jedynie życie w tejże grze. Tylko
jedną szansę, aby wykorzystać ją przyzwoicie. I właśnie ja zamierzałem od teraz
wykorzystywać ją do końca. Nieważne, co by się działo…
-Nie
poddam się…- rzekłem, po czym zdecydowanie wziąłem dziewczynę na ręce, niemal
wybiegając z nią z jej rodzinnego domu. Nie liczyła się już dla mnie jej matka
i jej przeraźliwe krzyki czy groźby. Wokół było ciemno. Nadal biegłem przed
siebie, nie wiedząc dokładnie gdzie zmierzam. Liście szeleściły pod moimi
butami, a głuchą ciszę zakłócał jedynie szloch oraz nieme błagania o poddanie
się Sarah.
-Zostaw
mnie, proszę…- wyjąkała cicho, kiedy w końcu po morderczej eskapadzie,
pozwoliłem, by jej stopy zetknęły się z nieruchomym podłożem.- Nikt nie wie,
jak bardzo bolało mnie, kiedy widziałam jak się starasz, ale… ale i tak nie
potrafisz w pełni odwzajemnić, poczuć całym sobą tego uczucia…
-Sarah…-
westchnąłem, czując, że przeszywają mnie nieprzyjemne dreszcze. Czy moje
wątpliwości, co do uczuć wobec Sarah naprawdę było tak łatwo zauważyć?-
Podarowałaś mi coś, co trudno nazwać, ale ja naprawdę to czuję… Sama twoja
obecność poruszyła we mnie coś, o istnieniu czego, wcześniej nie miałem
pojęcia. Jesteś i będziesz na zawsze częścią mojego życia…- padłem przed nią na
kolana, składając czułe pocałunki na jej roztrzęsionych, drobnych dłoniach.
-Nie
chcę już marnować swojego czasu…- wydukała ledwo. Marnować czas? Czy ona
właśnie tak określa nasz związek? Tylko strata czasu?- Zanim zmarnuję kolejne
cenne dni, których jest coraz mniej, warto się rozejrzeć czy nie ma przy mnie
kogoś, kto czeka nadal na tę pierwszą szansę…- o czym ona w ogóle mówiła? Coś
sugerowała? Grała?
-A co,
jeśli powiem, że bez ciebie nie wyobrażam sobie nawet jednego dnia?!-
krzyknąłem, stosunkowo niegłośno, a mój krzyk przybrał bardziej barwę błagania.
-Michael…-
wyszeptała ledwosłyszalnie.- Każdy mi powtarzał, że zanim wpadnę na pomysł powrotu
do osoby, która wcześniej złamała mi serce, a która dopiero po moim odejściu
zrozumiała, że jest jej trudniej, to właśnie wtedy nadszedł czas, bym usiadła i
poczekała aż ten pomysł wpadnie mi z głowy, gdyż ta osoba najprościej mówiąc,
nie zasługuje na to…
-Nie
możesz mnie zostawić…- wydusiłem z siebie, ukrywając twarz w dłoniach i nadal
klęcząc przed dziewczyną.- Chwyć mnie za rękę, bo bez ciebie boję się nawet
wstać… Tylko ty możesz pociągnąć mnie do świata, bo tak chorobliwie boję się
kolejnego samotnego dnia bez ciebie…
-Tylko
ja nie wiem czy jeszcze umiem ci zaufać, Michi…- zniżyła się do mojego poziomu,
pierwszy raz dzisiaj patrząc mi prosto w oczy. Jej twarz mówiła wszystko.
Wewnątrz jej duszy utworzyły się dwa wrogie obozy. Jeden chciał dać mi drugą
szansę, natomiast drugi- skutecznie pragnął zwalczyć ból w sercu, dążąc do
nowego życia. Tym razem bez mojego udziału…
-Jeśli
chodzi ci o Jessi…- z trudem wypowiedziałem jedno imię, które wcześniej mogłem
spijać ze swoich ust. To samo imię, którego brzmienie było dla mnie
najpiękniejszą melodią… Tego, którego właścicielka nigdy nie była obojętna. A
teraz? Teraz coś się we mnie zmieniło. To już nie była ta sama Jessi. To nie te
same uczucia, które kiedyś we mnie tkwiły. W tej chwili… ich nie było. Czy… Czy
to możliwe?
-Tak!-
warknęła zdenerwowana. Czyli jednak wcześniej miałem rację. Rozchodziło się
tylko i wyłącznie o Jessi. Jeśli ona zniknęłaby z mojego życia, zniknęłyby
wszystkie problemy, a wróciłaby Sarah…- Ona jest największym problemem!
-Dlatego…
Proszę, daj mi dokończyć…- ująłem jej twarz w dłonie, podejmując prawdopodobnie
jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu.- Koniec z Jessi… Ty jesteś dla
mnie ważniejsza. Ba, co ja mówię? Jesteś najważniejsza, Sarah… Kończę nawet z
rozmowami przez telefon z Jessi. Kończę, rozumiesz?- musnąłem delikatnie jej
drgające wargi.- Jessi dla mnie nie istnieje…- zakończyłem, składając namiętny
pocałunek na ustach szatynki. I tak właśnie wszystko zniknęło. Zniknęły
problemy, zniknęła samotność, zniknęła Jessi…
„Oni
mogą żyć, ale tylko razem…
Nie rozdzielaj ich, nie odzieraj z marzeń.”
Nie rozdzielaj ich, nie odzieraj z marzeń.”
J.R.
I znowu…
Kolejny raz patrzyłam rano w lustro, widząc kompletnie obcą mi osobę. Nie
znałam samej siebie. Przestałam znać tę osobę przed lustrem już jakiś czas
temu. W chwili, kiedy wreszcie wpuściłam do swego umysłu bolesną prawdę. Nie,
nie mogę zdradzić czego się tyczyła. Nie mogę kolejny raz wpuścić tej myśli raz
do swojej głowy. Nie mogłam z nią funkcjonować. Nie mogłam przy jej obecności
patrzeć bez wyrzutów w oczy Erika. Gdy ciążyła na umyśle, nie byłam w stanie
cieszyć się w stu procentach z danej chwili. Nie mogłam… I w dalszym ciągu
stałam i patrzyłam sobie w oczy, a właściwie w swoje odbicie. Co widziałam?
Tęsknotę. Pustkę. Czułam płacz, który jeszcze zeszłej nocy przeszywał moje
ciało. Bolesne łkanie, które przerodziło się z czasem w istną walkę. Bitwę
pomiędzy tym, co czuję, a co powinnam. Za czym tęskniłam? Nie tęskniłam już do
końca za nim samym… Tęskniłam za tym, jak było. Tęskniłam za wspólnymi
spotkaniami, rozmowami face to face. Radami oraz spojrzeniem, którego stawałam
się być czasem godna. Ale nie to jeszcze było najgorsze… Zdecydowanie
najbardziej karciłam siebie za to, że z bezsilności zaczęłam cofać się w
przeszłość. Tęsknota kolejny raz zasygnalizowała mi w bolesny sposób, że już
nigdy nie usłyszę jego słodkiego „dobranoc”, do którego byłam przyzwyczajona.
Że tęsknię za tym, kiedy pytał jak minął mój dzień. Tęskniłam za tym, że zawsze
starał się wywołać uśmiech na mojej twarzy…
Odgarnęłam włosy ze swojej twarzy, kolejny raz zwracając uwagę na siwawe
pola pod moimi oczami. Skutek nieprzespanej, a przepłakanej nocy, ot co. Przemyłam
twarz lodowatą wodą, by nie pozwolić sobie jeszcze raz się rozkleić. W sumie to
przyzwyczaiłam się już do udawania szczęśliwej. Weszło mi to już w nawyk. Przez
tyle lat tak doskonale udawałam, więc i teraz nie powinnam mieć z tym
problemów. Wymuszanie uśmiechu nie sprawia mi żadnego problemu, mimo że w sercu
panuje jedynie smutek, żal i rozpacz. Czy to jest na pewno zdrowe? Nie, nie
jest. Zdecydowanym ruchem przeczesałam szczotką swoje długie włosy, wiążąc je
następnie w koński kucyk. Następnie szybki makijaż i… gwóźdź programu.
Mianowicie uśmiech, który przylepiłam na ten dzień do swojej twarzy. To nic, że
oczy wyrażały cały mój ból. Na ustach gościł uśmiech i mogę się założyć, że
większość osób tylko to zdoła zauważyć. Szkoda jedynie, że czasem największy
ból, ukrywa nawet najbardziej promienny uśmiech…
-Erik!-
krzyknęłam, czując jak paraliż rozlewa się po moich żyłach. Oniemiałam, widząc
kolejny raz to, co kiedyś było dla mnie największą zmorą. Ba, nadal bałam się
tego w takim stanie, chociaż był to jedynie bezosobowy, biały proszek. Drżałam,
co najwyraźniej zauważył Erik, który objął mnie od tyłu swymi umięśnionymi
ramionami.
-Co się
stało?- wyszeptał, gładząc delikatnie moje włosy. W tej chwili nawet jego dotyk
nie był lekarstwem. Właściwie, ku mojemu zdziwieniu był on obojętny. Pierwszy
raz od czasu, kiedy się poznaliśmy. Sama nie wiem, co było tego przyczyną…
Najprawdopodobniej to, że to tylko i wyłącznie przez niego miałam bliski
kontakt z tym, czego tak cholernie się bałam… Tak, bałam się, jakby był to żywy
potwór, który zagraża bezpośrednio mojemu życiu.
-Co to
jest, do cholery?!- krzyknęłam przez zaciśnięte zęby, wskazując na niewielki
woreczek, który leżał przede mną na podłodze, a który wypadł z szafki, podczas
kiedy szukałam swoich kosmetyków. Owszem, nadal odczuwałam ten przytłaczający
strach. W dalszym ciągu moje serce krwawiło tak samo, lecz były we mnie
pierwiastki złości, których nie potrafiłam w odpowiedni sposób okiełznać.
-Susanne…-
wyszeptał, odrętwiale odsuwając się ode mnie. Stał wyprostowany, a jego oddech
był niespokojny. Niedowierzająco patrzył na to samo, co jeszcze przed chwilą
wywołało mu mnie lęk, a co po chwili przerodziło się w czyste zdenerwowanie,
które jeszcze do końca nie przycichło…
-Mówiłeś,
że jest zupełnie czysta!- wrzasnęłam, popychając niemocno Niemca, przez co
znalazł się z powrotem na korytarzu. Ujęłam w swe dłonie woreczek, w którym znajdowała
się biała substancja. Co poczułam? Jeszcze większy strach, lecz w głębi duszy
wiedziałam, iż postawiłam pewny krok do przodu. Teraz moje życie było moim
życiem. Choć raz w mojej marnej egzystencji, naprawdę stałam się sędzią, nie
świadkiem. Skupiłam się przez te ułamki sekund na sobie, zamiast na tym, czego
chcą inni. Słuchałam głosu własnego serca. Nie tego, co wypadało…
-To
nieduża porcja…- wykrztusił zupełnie zaskoczony, przecierając bezsilnie oczy.
Chciał się jakkolwiek wytłumaczyć? Nie, on w dalszym ciągu chciał kryć Susanne,
oszukując przy tym mnie. Znałam go już jakiś czas. Wiedziałam swoje, co do
niektórych kwestii. To przykre, lecz sama jego natura nieraz potrafiła wbić
sztylet w serce…
-Nieduża
porcja?!- prychnęłam, kierując się pewnym krokiem przed siebie. Niemiec
dotrzymywał mi jedynie kroku, czekając na reakcję z mojej strony.- Ty siebie w
ogóle słyszysz?!- zatrzymałam się w miejscu, kiedy znalazłam się przed drzwiami
pokoju, gdzie tymczasowo pomieszkiwała Susanne.- W naszym domu są narkotyki!
Mamy narkomankę pod swoim domem!- wrzeszczałam w stronę Erika, nie zważając na
obecność Niemki.
-Halo,
halo- warknęła drażliwie, wyrywając z mojej ręki woreczek, który znalazłam w
łazience.- To nie twoje, laleczko, to raz, a dwa, nie waż się tak na mnie
mówić, rozumiesz?! Nikt cię do tego nie upoważnia!- krzyczała, patrząc
bezczelnie prosto w moje oczy.
-Zamknij
się!- ryknęłam jeszcze głośniej niż ona. Sama nawet nie wiedziałam, że tak
potrafię, jak już do końca mam być szczera…- Póki co jesteś pod moim dachem i
to tylko i wyłącznie ze względu na Erika! Jesteś zwykłą ćpunką, która zaraz jak
spakuje tutaj swoje manatki, będzie zataczać się w najbliższym rowie!- i wtedy…
Właśnie wtedy ręka Susanne boleśnie zderzyła się z moim policzkiem, zostawiając
na nim czerwony ślad. A co bolało najbardziej? To, że Erik nie powiedział
zupełnie nic… Nadal patrzył tym samym pustym wzrokiem, a to na mnie, a to na
Susanne, zastanawiając się intensywnie, co powinien zrobić… A przecież to
powinno być chyba jasne…
-Wynoś
się stąd!- krzyknęłam, masując delikatnie policzek.- Wynocha stąd! Teraz,
słyszysz?!- krzyczałam, wręcz rozpaczliwie rzucając jej rzeczami po całym
pomieszczeniu.- Nie masz tutaj prawa wstępu!
-Nie
będę się prosić- oznajmiła oschle, bez emocji zbierając swoje rzeczy. Chciałabym
być kiedykolwiek w takich sytuacjach taka, jak ona. Oaza spokoju, którą
zupełnie nic nie rusza… Nawet, jeśli właśnie zostaje bez dachu nad głową,
środków do życia i głodem narkotycznym, ona nadal była beznamiętna, wyprana z
jakichkolwiek ludzkich emocji.
-A ty…-
wyszeptałam w stronę Erika, czując, że dokładnie w tej samej chwili na wierzch
uwolniły się wszystkie uczucia, czego świadectwem były łzy, które jedynie
podrażniały miejsce, gdzie moja twarz spotkała się z dłonią Niemki.- Idź stąd…
Nie chcę cię widzieć…
-Ale
Jess…- wydukał ledwo, stawiając niepewny krok w moją stronę. Co mnie
najbardziej zaskoczyło, a zarazem zdenerwowało w tej sytuacji? Nie, bynajmniej
nie był to próbujący swoich sił Erik. Była to Susanne, która tajemniczym wzrokiem
przypatrywała się w postać Durma. Zupełnie tak, jakby czegoś od niego
oczekiwała. Jakby czekała aż odprawię go z kwitkiem na jej oczach, a ona będzie
mogła razem z nim odejść w nieznane mi miejsce…
-Nie!-
wyrwałam się, podjudzona głównie postawą dziewczyny.- Wynocha stąd! Nie jesteś
nic wart, słyszysz?! Nie potrzebuję cię już do niczego!- pokrzykiwałam, mimo
tego że widziałam w jego oczach ból. Ale ja już znałam odpowiedzi na wszystkie
pytania. Wiedziałam, jak powinnam postąpić. Jeśli naprawdę by mu na mnie
zależało, sam znalazłby do mnie drogę, nieważne czy prowadziłaby ona przez
ogień, pustynie, ocean… Gdyby naprawdę chciał, dotarłby do mnie, a przede
wszystkim- nie spocząłby, dopóki by do mnie nie dotarł… Spuścił jedynie wzrok
na dół, ruszając chwiejnym krokiem przed siebie, by po chwili zostawić po sobie
jedynie trzask drzwi, który wypełnił wszystkie cztery ściany. I… znowu zostałam
sama… Czy to znaczy, że od dziś samotnie będę odwiedzać miejsca, w którym
zamiast śmiechu, jak niedawno, będę słyszeć jedynie płacz rozpaczy? Rozpaczy,
ale również pomieszany z bezradnością… Bezradnością w stosunku do wspomnień,
które robiły ze mną to, co im się żywnie podobało. Dlaczego właśnie w takich
chwilach do człowieka wracają wszystkie bóle? Nie tylko te, które dręczą
właśnie teraz, lecz również te, które powracają z przeszłości. Opadłam z sił,
co przypieczętował jedynie fakt, iż zsunęłam się bezwładnie po ścianie, nie
powstrzymując już potoku wylanych przeze mnie łez. Chciałabym uciec od tych
problemów… Tak bardzo o tym marzyłam… Wyjechać, zniknąć na jakiś czas… Jednak
prawda jest taka, że jakikolwiek krok postawię w tym kierunku, każdy
nierozwiązany problem pójdzie za mną. Pragnęłam w tej chwili jedynie ukojenia.
Serum, który mogłam znaleźć jedynie w jednym głosie. Dźwiękach aksamitnego
barytonu, który jako jedyny mógł choć trochę zatamować krwawienie. Pierwsze
połączenie. Potem drugie. Następnie trzecie i czwarte, i piąte…. Tak właśnie
ciągnął się ten łańcuszek, gdy żadne z moich prób skontaktowania się z Michim
kończył się niepowodzeniem. Niewytłumaczalnie, czułam, jak tracę zasięg jego
serca. Czułam się, jak mijał mnie obojętnie. Gwiazdy galaktyki szczęścia, nagle
zasnęły. Łzy jeszcze szybciej ściekały po moich policzek, a donośny szloch
niemal odbierał mi oddech. Do czego ja dopuściłam… Zaczęłam bać się żyć! Tak!
Nie, zaraz… Ja zaczęłam się bać żyć? Tak… Zaczęłam się bać żyć.
~*~
Piętnastka
już jest!
Mam
nadzieję, że nie uśpiliście się podczas czytania. ;)
Co
uważacie o tym czymś powyżej? Jestem niezwykle ciekawa i głodna Waszych opinii!
Jak
mijają Wam wakacje? ♥
Do
następnego. ;*
Obecna!
OdpowiedzUsuńMichael... Brak mi słów... Pogubiłeś się troszkę w uczuciach. Kochałeś Jess i zerwałeś z nią kontakt, bo uświadomiłeś sobie, że tak naprawdę kochasz Sarah? Nie wierzę w to. Leczysz się z bólu, jaki zadała ci Jess, wyjeżdżając z Austrii.
Jessika... Dlaczego wyrzuciłaś Erika z mieszkania...? :' ( Jak mogłaś to zrobić...? :' (
Rozdział jak zawsze wspaniały. Czekam z niecierpliwością na kolejny.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*
Serdecznie zapraszam na nowy rozdział :*
Usuńhttp://story-about-oberschlesien.blogspot.com/2015/07/rozdzial-27.html
Melduję się Kochana! ;*
OdpowiedzUsuńPo pierwsze ja też bardzo za Wami tęskniłam, nawet chyba nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak bardzo :3 A jeśli chodzi o wakacje to na razie, głównie opalam się i oglądam seriale :D
Rozdział jak zawsze mistrzowski! Jak Ty to robisz? Zdradź tą tajemnice :)
Michi, jak mogłeś aż tak bardzo pogubić się w swoim życiu? :/ Nadal nie rozumiem, tej nagłej zmiany i tej fali miłości względem Sarah.. A teraz to już w ogóle przegiął! :/ Jak mógł wywalić ze swojego życia najważniejszą kobietę?! Faceci to jednak idioci są :D
A jeśli mówimy już o idiotach, to nasz drugi przypadek jest idealnym przykładem na to. Co on przepraszam sobie myślał? Narkotyki to narkotyki, nie ważne w jakiej ilości xd I jeszcze nie powiedzenie, nawet słowa..
Cieszę się, że Jess wywaliła go z domu. Chociaż wiem, że teraz będzie cierpieć podwójnie, za Michiego i Erika :(
Czekam na kolejne i życzę Ci dużo weny <3
Buziaki Ala ;*
Jestem, chociaż pojęcia nie mam jakim cudem.
OdpowiedzUsuńI powiem ci, że po tym rozdziale całkiem zmieniłam swoje nastawienie. Michi powinien za wszelką cenę ratować małżeństwo z Sarah, nie ma innej opcji. Może i Michi późno się obudził, ale chyba lepiej późno niż wcale, prawda? Teraz jestem właśnie takiego zdania.
Jeśli chodzi o Jess... sama już nie wiem. Za nic w świecie nie chcę, żeby była z Erickiem. Przecież to idiota. Co to za tłumaczenie, że to tylko mała ilość? Narkotyk to narkotyk i nic tego nie zmieni. Nie ma opcji.
Poza tym stracił milion procent w moich oczach za to, że nie zareagował kiedy Susanne uderzyła Jess. I to ma niby być chłopak? Mowy nie ma.
Przepraszam za krótki komentarz, ale... no pewnie sama wiesz. Czas bywa kapryśny.
Buźka!
http://www.niedorosla-milosc.blogspot.com
Już jestem ♥
OdpowiedzUsuńKochana, rozdział jest cudowny! Mogłabym czytać i czytać :) Przeczytałam całość dwa razy i nadal nie dowierzam. Jak Michael mógł zrobić coś takiego? Rozumiem, pogubił się w uczuciach, w dodatku już dawno temu, ale... no po prostu nie. Żebyś ty wiedziała, jaki mi teraz narobiłaś mętlik w głowie :) Nagle mu się coś odwidziało i pokochał Sarah, zrywając kontakt z Jess? Coś czuję, że to będzie jego największy błąd w życiu. I mam nadzieję, że zdąży w porę przejrzeć na oczy... Erik nie lepszy. Teraz już, dlaczego go tak nie lubię. Przy narkotykach nie ma czegoś takiego jak "mała ilość". Narkotyk to narkotyk. Koniec i kropka. I bardzo się cieszę, że Jess wywaliła go z domu. Chociaż... teraz to mi naprawdę jest jej żal. Cierpienie się podwoiło... I tak źle, i tak niedobrze. Jejku, jak ja bym chciała, żeby dziewczyna w końcu miała w tym swoim dość skomplikowanym życiu chociaż chwilę świętego spokoju.
Nie wiem, jak to wygląda u ciebie, ale te wakacje jak dla mnie, mijają zdecydowanie za szybko. Już tydzień za nami... Tylko te upały mnie kiedyś wykończą :)
Weny i buziaki :**
Hej Kochana! ;*
OdpowiedzUsuńTo jest mój pierwszy komentarz na Twoim blogu.
Od wczoraj nadrabiałam cały blog i powiem Ci szczerze, ale tak szczerze jestem totalnie zauroczona!
Jest cudownie! Żałuję, że ja nie umiem tak genialnie pisać.
Zacznę od początku, czyli uwaga od nazwy :) Zauroczyła mnie totalnie! Niby takie proste i oczywiste, a jednak genialne!
W opowiadaniu, kiedy widzę Michaela jestem od razu na TAK!
Jednak teraz Michi mnie trochę zawodzi. Jak on może! Kocha Jess, a potem jednak znów Sarah? Halo, chłopcze czas na męskie decyzje! Nie można skakać od tej do tej.
Co do kolejnej postaci, która budzi dużo kontrowersji, czyli Erik. Dobrze mu, że Jessi go wywaliła, wreszcie. Osobiście takiego typu używek nie toleruję, więc wobec niego będę bezwzględna.
Jakbym mogła usnąć? No wiesz co? :)
Wakacje mijają swoim, szybkim tempem. Jednak już niedługo zaczynają się wyjazdy i to mnie najbardziej motywuje, tym bardziej Austria i skoki!
Nie mogę się doczekać kolejnego!
Dużo weny i buziaki ;*
Nie wierzę, w to wszystko co tu się wydarzyło! Przecież to tak nie może być!
OdpowiedzUsuńMichi kończy z Jessi? Definitywnie to koniec ich znajomości? On się pogubił i to strasznie... myślę, że on sam nie wie co czuje, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że naprawdę jest pewny uczucia do Sarah.
Jessi dobrze zrobiła. Popieram w 100% wyrzucenie Erika z domu! Jak on mógł jeszcze bronić Susanne! A w momencie kiedy ona uderzyła Jessi a on nic nie zrobił to już był szczyt góry lodowej! Na miejscu Jess zrobiłabym dokładnie tak samo... Erik jak dla mnie jest już skreślony nieodwołalnie. A ona teraz tak bardzo potrzebuje Michaela a on? A on jest teraz dla niej nieosiągalny...
Czy to nie zabawne, że wcześniej gdy ona była z Thomasem on darzył ją takim uczuciem... a teraz gdy on zrywa z nią kontakt ona tak bardzo go potrzebuje... to pokazuje jak życie jest nieobliczalne i wywrotne...
No nic kochana, nie wiem czy to pisałam ale chyba nie więc... rozdział codownie cudowny! ;* Życzę dużo weny jak zwykle i nie mogę doczekać się następnego! :)
Buziaki ;*
...
OdpowiedzUsuńI co mam na to wszystko napisać?
Życie naszej Jess rozpada się po raz kolejny...
Zacznę od początku.
Rozdział jak zwykle fenomenalny! Położyłaś mnie na łopatka, znowu.
Nie rozumiem jak Michael mógł pójść do Sarah? Jak mógł prosić ją o wybaczenie? Czy on nie pamięta tych awantur? Tych scen zazdrości? Czy nie pamięta jak chciała odseparować go od Jessi? W konsekwencji to zrobiła, a on nadal o tym nie wie. Może zmieniłby stosunek do niej, gdyby dowiedział się praw o wyjeździe Jess?
Małżeństwo... to szczerość, prawda? Szczerość, miłość, wzajemny szacunek, zaufanie, wspólna radość, smutki, troski, wspólnie spędzone chwile... Tak można to zdefiniować, prawda? Szkoda tylko, że nie możemy tych wszystkich cech przypisać Sarah. Czy jest szczera? Nie. Dlaczego? Bo gdyby była szczera, już dawno powiedziałaby Michaelowi o tym, że to ona skłoniła Jessicę do wyjazdu. Miłości nie można jej zaprzeczyć. Kochała go. Gdyby tak nie było, nie posuwałaby się do awantur i scen zazdrości. Ale chyba nie tylko o to chodzi w tym uczuciu... Wzajemny szacunek? Zaufanie? Nie do końca. Awantury, sceny zazdrości, te wszystkie przykre słowa z jej strony... To świadczyło o definitywnym braku zaufania, a szacunek? Czy osoba, która tak traktuje swego partnera ma do niego jakikolwiek szacunek? Śmiem wątpić. Wspólna radość, smutek, troski - tak. Wspólnie spędzony czas - i tak i nie. Na początku ich małżeństwa Michael uciekał z domu, by być jak najdalej od niej. Dlaczego? Przez atmosferę, jaka panowała w ich domu. Przez atmosferę, którą ONA zanieczyściła...
Czy to wszystko ma być dowodem świaczącym za utrzymaniem tego związku? Czy to wszystko ma być dowodem na to, by zaprzestać tak wspaniałej przyjaźni, jak tak z Jessicą? Zdecydowanie NIE!
Proszę, zrób tak, by Michael się opamiętał! Błagam!
A Jessica?
Po raz kolejny jest mi jej tak bardzo żal, że nie jestem w stanie tego opisać. Czy ona nie dość się już nacierpiała? Czy ona nie dość już przeżyła? Ma tak bogaty bagaż doświadczeń, że niejeden starzec nie przeżył w swoim długoletnim życiu tyle, ile ta młoda kobieta...
Związek z Erikiem na samym początku wydawał mi się czymś, co może pozwolić jej się odrodzić. Myślałam, że pozwoli jej być szczęśliwą. Że pozwoli poczuć się ważną, kochaną, najcenniejszą dla tego jedynego mężcyzny. Ona z pewnością też tak myślała. Szkoda tylko, że kiedy angażujemy się w związek żadne znaki na niebie czy gdziekolwiek nie są wstanie ostrzec nas przed przyszłością. Z pewnością wielu z nas nie angażowałoby się w takie związki, które za jakiś czas są spisane na straty. Jessica kolejny raz zaangażowała się w nieodpowiedni związek. Erik zachował się jak dupek. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do definicji tego słowa, może spojrzeć na Durma i bez wątpliwości jego postawa odpowie na wszystkie pytania. -.- Tolerować narkotyki pod swoim dachem? Kłócić się ze swoją partnerką? Zepchnąć to, co łączy go z Jessicą nad przepaść? I to dla kogo? No dla kobiety, którą porzucił na rzecz Jess. Kolejna rzecz dowodząca na to, ze Erik sam nie wie czego chce. Ale te incydent, ten cios wymierzony przez Susanne prosto w policzek Jessi i kompletny brak reakcji ze strony piłkarza tak mnie wzburzył, że mam ochotę normalnie obu ich zabić!! Jakim prawem ta narkomanka podniosła rękę na taką osobę jak Jessi? Jakim prawem Erik nie zareagował? Wydaje mi się, że właśnie tym brakiem reakcji podjął decyzję. Podjął decyzję o wyborze swojej partnerki. Wydaje mi się, a właściwie jestem tego pewna, że Jessica bardzo dobrze zrobiła wyrzucając ich z domu, a przy okazji Erika ze swojego serca. Oby nigdy nie wrócił.
(Muszę dokończyć tutaj, bo niestety nie wszystko zmieściło się w jednym komentarzu. :p)
OdpowiedzUsuńZnów jest sama... Znów w domu odbija się echo głuchej ciszy. Brak ożywionych rozmów,. Brak krzątania się po pokoju drugiej osoby. Brak towarzystwa. Ale ona jest w stanie to przezwyciężyć. Jest tak cholernie silną dziewczyną, że da radę. Gdyby Michael raczył odebrać telefon, okazać jej choć odrobinę wsparcia, z pewnością byłoby jej łatwiej. Powiedz mi, co on wyprawia? Czy te wszystkie uczucia względem jej osoby, jakie towarzyszyły mu jeszcze niedawno zniknęły? Wyparowały? Tak być nie może. Najpierw to ona - Jessica, odrzucała go i nie dopuszczała do siebie wiadomości, że faktycznie po raz kolejny mogą być razem. A teraz kiedy ona znów zaczęła czuć do niego coś większego, on odcina z nią kontakt. I to dla kogo? Pff. -.-
Nasi bohaterowi się naprawdę pogubili... Klaudia, musisz zepchnąć ich na odpowiednią drogę, bo jeżeli nie, to przy kolejnym rozdziale dostanę palpitacji serca. ;))
DZIEŁO SZTUKI, KOCHANA! ♥
Czekam na 16! ♥
Buziaki! :*
O matko! ❤
OdpowiedzUsuńGenialne! Rozdział jest po prostu Cudowny!
To nie może być koniec znajomości Michaela z Jess. Michael nie wiedział co mówi. Te słowa wypowiedział tylko po to,aby Sarah my wybaczyła,prawda? On nie może od tak urwać wszystkie kontakty z Jessica. Tak się nie da. Ona go potrzebuje,tym bardziej po tym co zrobił jej Erik.
Właśnie, Erik... On chyba dalej czuł,czuje coś do Susanne,bo inaczej inaczej by zareagował w tej sytuacji.
Jess dobrze zrobiła wyrzucając go z domu.
Mam nadzieję,że nie zrobi niczego głupiego. Bo po tych ostatnich zdaniach mam złe przeczucia.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę.
Pozdrawiam i przepraszam za niezbyt ogarnięty komentarz.
Buziaki. ;*
Bardzo Cię przepraszam, że jestem tutaj dopiero teraz, ale brak czasu sprawił, że musiałam na pewien czas całkowicie porzucić opowiadania.
OdpowiedzUsuńNa początku chciałam Cię zapewnić, że przeczytałam wszystkie rozdziały, jednak ciężko jest mi komentować z telefonu, więc nic nie dodawałam.
Jestem pod wielkim wrażeniem. Tyle się podziało... Najbardziej dziwi mnie Michael. Bardzo się pogubił w tym wszystkim przez co rani osoby dookoła siebie. Szkoda mi Sarah... To, że jej mąż będzie miał dziecko z inną musiało być ogromnym ciosem. Pomimo, że go kocha, nie spodziewam się, żeby mu wybaczyła.
Michael zachowuje się trochę egoistycznie, bo mam wrażenie, że on błaga o jej wybaczenie tylko po to, aby to on poczuł się lepiej mając ją u swego boku. Nie tędy droga.
Druga historia to jakiś obłęd. Czy Erik do reszty zgłupiał?! "Mała ilość"?! Przecież z tego mogą być poważne kłopoty! Dobrze, że Jess ich wyrzuciła z domu, ale czy z życia? Nie sądzę.
Czarujesz, Kochana! Każdy rozdział jest po prostu idealny, jak zdążyłaś nas przyzwyczaić podczas pisania innych opowiadań.
Czekam na następny, informuj! ♥
Buziaki ;* x
Czemu znowu Jess cierpi? Czemu?! (Czemu ja komentuję o takiej nieludzkiej porze? To też jest dobre pytanie). Zanim się porządnie rozkręcę z komentarzem do tego cudeńka bardzo chcę ci podziękować za komentarz, który pozostawiłaś na nowo zaczętej przeze mnie historii. To on sprawił, że jestem właśnie w trakcie pisania następnej cześci.
OdpowiedzUsuńTeraz do treści, bo ona jest tu najważniejsza. Postaram się krótko i treściwie.
Michael = egoista, który żebra o miłość.
Erik = idiota, który nie wie kto tak naprawdę jest dla niego ważny.
Susanne = zwyczajna bezczelna ćpunka.
A pośrodku tego wszystkiego jest Jess... biedna i niewinna. Czy Jessi chce tak wiele? Chce być po prostu szczęśliwa! Nie dość, że Erik ją zawodzi i doprowadza to jeszcze Michael... nosz cholera jasna! (chciałam napisać brzydziej) Wiem, że już kilkukrotnie na pewno o tym pisałam, ale Jess należy się bycie szczęśliwą. Chciała być szczęśliwa u boku Michaela - nie udało się. To samo z Erikiem. Oni na nią po prostu nie zasługują i tyle. Niech się w końcu znajdzie ktoś porządny kto wreszcie sprawi, że świat będzie piękny na zawsze i zawsze, kropka!
Buziaki ;**
British Lady
Uwielbiasz mącić, co?:D Haha dałaś niezły wycisk swoim bohaterom, ale coś czuję, że to jeszcze nie koniec wrażeń. Erik moim zdaniem sam nie do końca wie czego chce, ale Jessi jest jeszcze gorsza w tej kwestii. Niby chce być z Erikiem, ale ciągle myśli o Michim... Przez jakiś czas myślałam, że jej uczucie do nowego mężczyzny jest prawdziwe i silne, ale teraz jestem pewna, że ona tak naprawdę nie potrafi zapomnieć o Michim i to on jest przwdziwą miłością jej życia. To smutne, bo jakiś czas wcześniej jeszcze widziałam dla nich szansę, ale teraz wygląda na to, że naprawdę pokochał żonę i nie będzie chciał jej zostawić. Chyba się cieszę z tego powodu, bo Sarah powinna dostać szansę na szczęście, ale z drugiej... Jessi została teraz sama;/
OdpowiedzUsuńCo do Michiego, to powiem Ci szczerze, że jestem skołowana;D Nie wiem czy ufać w tą jego przemianę czy nie. Z jednej strony widać, że traktuje żonę zupełnie inaczej i naprawdę mu na niej zależy, ale z drugiej ciężko mi ogarnąć, że tak nagle wszystko zrozumiał i nagle ją pokochał, skoro wcześniej praktycznie nic do niej nie czuł, bo ważna była tylko Jess. No i zaskoczyło mnie to, co powiedziała Sarah. To dziwne, że dla niej największym problemem jest Jessi skoro mąż zdradzał ją z kimś innym, a nie nią. Jessi jest problemem, a dziecko z Leą nie? Dziwne podejście.
Kochana, mieszasz, mącisz cudujesz, ale bardzo mi się to podoba! ;D Nie wiem czego się mogę po Tobie spodziewać! haha;D
Pozdrawiam! ;*
Ojejku, jak Ty cudnie piszesz, chciałabym choć w małym stopniu tak pisać *_*
OdpowiedzUsuńMimo wszystko nie lubię Sarah, ciągle mnie denerwuje, nawet gdy nie robi złych rzeczy...
A na Michaela to brak słów, jego zachowanie jest nieodpowiednie i dziecinne..
No i dlaczego chce zerwać kontakt z Jess?
Pomimo tego co się wydarzyło powinien jej to wytłumaczyć..
Co do Jess... Szkoda mi jej tak bardzo, ciągle trafia na samych debili którzy ją ranią, mam nadzieje, ze szczęście i do niej trafi :)
Życzę dużo weny ;]
Pozdrawiam :*
A więc tak. Eryk rozczarował mnie na pełnej lini. Jak mógł nie zareagować!? Ton on jest Z Jess czy Sussan? Zachowuje się tak jakby to on był zamieszany w narkotyki. A Michael? Oszukuje siebie i ją. Dobrze wie że z Jess łączy go coś bardzo trwałego, A jest z Sarah bo boi się być sam i ma wyrzuty sumienia. Taka jest moja teoria. Jestem za Michim jeśli chodzi o Jess, Ale też jestem ciekawa co wymyśli Erik by ratować sytuację i czy ogóle będzie chciał to zrobić. Buziaczki 😘
OdpowiedzUsuńA więc tak. Eryk rozczarował mnie na pełnej lini. Jak mógł nie zareagować!? Ton on jest Z Jess czy Sussan? Zachowuje się tak jakby to on był zamieszany w narkotyki. A Michael? Oszukuje siebie i ją. Dobrze wie że z Jess łączy go coś bardzo trwałego, A jest z Sarah bo boi się być sam i ma wyrzuty sumienia. Taka jest moja teoria. Jestem za Michim jeśli chodzi o Jess, Ale też jestem ciekawa co wymyśli Erik by ratować sytuację i czy ogóle będzie chciał to zrobić. Buziaczki 😘
OdpowiedzUsuńUfff...już wszystko nadrobiłam i mogę na spokojnie skomentować ten jakże dramatyczny rozdział!
OdpowiedzUsuńErik... Myślałam, że wyleczy rany Jess i uszczęśliwi ją. Miałam nadzieję, że będzie ją tulić do snu, szeptać czułe słówka, być przy niej, a przede wszystkim nie kłamać! Zawiódł mnie tak bardzo, że aż moje serce to boli. Ewidentnie pokazał, kto stoi wyżej w jego hierarchii, Sussan czy Jessica. Narkomanka okazała się być bardziej wartościowa dla niego.
Sam Michael się nie popisał. Pomimo że nie przepadałam za Sarą, to nie zasługiwała na takie traktowanie ze strony Hayböcka. Powinien powiedzieć jej prawdę, nawet jeśli to miałoby naruszyć jego dumę. Jedyne na co mam ochotę, to porządnie walnąć obu panów za rujnowanie życia dziewczynom.
Dużo weny i czasu, kochana ;**
Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem :o
OdpowiedzUsuńNadrabiam wszystkie zaległości, ale nie sposób jest nie skomentować :)
Rozdział to istne CUDO!
Jak i z resztą pozostałe :)
Michael... Chciałabym, żeby był już szczęśliwy z Sarah... Zasługują na to i to bez dwóch zdań.
Co do Erika i Jess... Chciałabym aby chłopak wyleczył rany Jess... Niech ten uśmiech na jej ustach nie będzie tym "przyzwyczajeniem", tylko niech będzie szczery, prawdziwy...
A co do Susanne... No sama nie wiem co napisać... :(
Twoje rozdziały są wspaniałe :))) zostaje na długo :)
Pozdrawiam i miłych wakacji ;)
Buziaki :***
"czego z niczego" - czegoś
OdpowiedzUsuń"pod swoim domem" - dachem
W miejscu, gdzie ona dzwoniła, a M nie odbierał coś nie gra ze stylistyką zdania.
Nie dziwię się jej, że nie chciała narkomanki pod swoim dachem, zwłaszcza, ze to nie jest jej córka, siostra czy szwagierka, a była jej faceta. Mam nadzieję, że S nie wybaczy M i odejdzie od niego na dobre. Byłam też pewna, że związek E i J się nie ułoży. I znowu powracamy do balastu.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com