„Odejdź.
Nie
chcę widzieć,
jak
miłość umiera w Twoich oczach.”
M.H.
Tyle
słów… Tak wiele wypowiedzianych nieświadomie, a które niosły ze sobą tak
ogromne brzemię. Moje piętno, które tak długi czas w sobie nosiłem. I tak było
dobrze. Właściwie. Tak powinno być. Ono istniało we mnie. Raniło mnie. Każdego
dnia, pfff… Co ja gadam? Z każdą sekundą cięło w moim wnętrzu coraz głębsze i
głębsze rany. Nie mogę temu zaprzeczyć, ale… Czy zawsze musi być to cholerne
„ale”?! Tym razem ono było. Ta cała chora sytuacja nie była żadnym wyjątkiem. Wolałem
własny ból, niżeli kolejne zrujnowanie własnej rzeczywistości. Prawda tkwiła w
moim zlodowaciałym sercu, lecz nie raniła przy tym Sarah, która pomagała mi
przetrwać chwile, kiedy nie było przy mnie Jessi. Mówiąc, że kocham szatynkę,
nie kłamałem. Kochałem ją, lecz w inny sposób. Najprawdopodobniej był to inny
rodzaj miłości. Nie ten, który potrzebny jest w małżeństwie. Całkowicie
przeciwny rodzaj miłości, lecz nadal była to miłość. Słabsza niż ta prawdziwa,
którą oczekiwała ode mnie brązowooka. Jednak, to była miłość… Mogę nawet
przysięgnąć, że ją czułem. Przysięgam… Ależ to pokrętne… Wręcz chore,
nienormalne. Ale tak. Ja byłem chory. Byłem też nienormalny. Cierpiałem na stan
miłości, która nigdy nie zostanie spełniona. Paradoks, czyż nie? Biczowałem sam
siebie… Katowałem własną duszę, aby wyrzutami przestać myśleć o tych
niebieskich tęczówkach, które wypełniały moje dni po brzegi. O tym uśmiechu,
który rozganiał wszystkie czarne chmury znad mojej głowy oraz jako jedyny był
antidotum na wszystko. Dosłownie wszystko. Każdy rodzaj utrapienia… A Sarah?
Już wcześniej powiedziałem, że nie była dla mnie całkiem obojętna. Była ważna.
Czasem nawet cholernie ważna. Czasem. Pomagała mi przetrwać ten ból.
Współuczestniczyła w nim, co sprawiało, że lżej przechodziłem każdy dzień. Było
inaczej. Lepiej. Była przy mnie i mimo tylu zmartwień, rozczarowań, które jej
fundowałem raz po raz, nadal była. Kochała… Niestety, nastąpił konflikt
interesów. Ona kochała innym rodzajem miłości, ja innym. I co? Czy to miało
prawo się udać? Nie. I tak zbyt długo zwodziliśmy rzeczywistość.
„Michael,
W tej chwili powinnam Ci chyba
podziękować. Zaczynam ten list od tyłu, ale w tej chwili, przy tych samych
uczuciach, które odczuwam, nie umiem myśleć racjonalnie. Wracając… Tak, chcę Ci
podziękować. Zawiodłeś mnie. I głównie za to składam Ci te podziękowania. Tylko
za pomocą kilku słów, które padły z Twoich ust, zrozumiałam jakim człowiekiem
nigdy nie chciałabym być, a jak blisko mi było do stania się kimś takim.
Wierzyłam, że to właśnie Ty byłeś tym, który wypełni każdy mój dzień. Jestem
naiwna, nie uważasz? Nigdy w życiu nie byłam tą, dla której byłbyś w stanie
wskoczyć w ogień. Może to moja wina, może Twoja. Nie wiem. Nie chcę tego
roztrząsać. Jednakże, nie po to mam żyć, aby ciągle być kimś w zastępstwie. Nie
chcę tego. Chcę odciąć się od ciężaru Twoich kłamstw, które powtarzałeś każdego
dnia. Żyć bez Ciebie przecież też mogę, prawda? Bo ileż można żyć w cieniu?
Czemu to ja miałam nieustannie upodabniać się do NIEJ? Każde z nas robiło
błędy, Michael. Ty nie potrafiłeś żyć bez Jessici, a ja? Ja jak głupia
wierzyłam, że kiedyś będziesz w stanie pokochać mnie tak, jak kochasz Ją.
Beznadzieja. Ty NIGDY, powtarzam NIGDY, nie pokochasz nikogo innego. Ale to
Twój problem. Nie mój. Już nie. To Ty teraz będziesz żył w całkowitej
samotności. Ty i tylko Ty… I wiesz co? To dzięki mnie i tylko mnie Jej teraz
nie ma przy Tobie. To ja kazałam Jej wyjechać, abym nie miała konkurencji.
Szantaż jest szantażem, ale w miłości jak na wojnie. Wszystkie chwyty
dozwolone. Nieważne. Nie żałuję tego. Wręcz przeciwnie. Czuję cholerną
satysfakcję. Zostałeś sam. Znienawidzony przez Jessicę, pozbawiony zabawki,
którą bawiłeś się tak długi czas… Jak się czujesz? No jak? Umiesz w ogóle
odpowiedzieć sobie na to pytanie? Jeśli nie, to dobrze. Przynajmniej wiesz, jak
czuję się ja…
Nie szukaj mnie. Nie dzwoń. Przypomnij o
mnie jedynie wtedy, kiedy dojdzie w końcu do Ciebie pozew o rozwód. Rzecz
jasna, rozwód będzie z orzeczeniem o winie. Twojej winie.
Sarah”
„Nie masz wpływu na to,
co czujesz,
ale masz wpływ na to,
co z tym zrobisz.”
J.R.
We
wszystkich działaniach, które chciałam podjąć, dodawał mi jedynie sił fakt, iż
pamiętałam słowa, które niegdyś wypowiedziała ważna w moim życiu osoba. Bardzo
ważna. Może i najważniejsza, lecz to nie czas i miejsce, aby znowu rozmyślać o
jego uroczym półuśmiechu… Otóż, powiedział mi on raz, że rozpada się tylko to,
co zbudowane jest na kłamstwie bądź iluzji, a nic nie rozpada się bez przyczyny. Wszystko
leży w gruzach po to, aby w końcu każdy miał możliwość odnalezienia prawdy w
swoim życiu. Przecież od czasu tej cholernej kolacji z Marco i Erikiem, nie
ukrywaliśmy przed sobą niczego, prawda? Rzadko kiedy zdarza się bowiem, żeby
dwójka całkiem obcych ludzi całowała się zaledwie po godzinie znajomości. Nasze
instynkty, uczucia i emocje były dla nas jasne, klarowne, przejrzyste… Skoro
miałam tą pewność, to dlaczego tak długi czas żyłam w tej klatce z Susanne?
Przestałam rozumieć samą siebie. Super… Po prostu super… Nic, tylko załamać
ręce…
-Jak
dobrze, że zastałam was od razu razem- wpadłam do salonu, gdzie Erik z Susanne
prowadzili niekoniecznie spokojną rozmowę.- Musimy porozmawiać. Wszyscy. Cała
nasza trójka- mówiłam zdeterminowana i pewna swego. Ale czy ja miałam jakieś
wyjście? Brakowało mi już sił i tchu, aby tak normalnie kontynuować tę chorą
grę. Odpuściłam i wcale nie czułam się z tym źle. Odpuścić, to nie znaczy
przestać kochać, tylko zwyczajnie przestać walczyć…
-Jess,
ale teraz rozmawiam z Susanne. Mamy sobie wiele do wyjaśnienia- spojrzał z
pogardą i surowością na dziewczynę. Pewnie znowu była pod wpływem… Mnie to już
szczerze przestało dziwić. Przyzwyczaiłam się. Zaakceptowałam. Obojętnie obok
tego przechodziłam. Erik? Czy jego to wszystko jeszcze nie zdążyło znudzić?
-Dobra,
dobra…- przewróciłam oczyma.- Ona znowu brała, ty znowu ją będziesz nawracał, a
ona i tak znowu się nawciąga, ty znowu będziesz musiał przygotowywać kolejne
kazania…- mówiłam znużona.- Znam ten scenariusz, więc nie musicie kończyć, abym
znała zakończenie.
-Mów-
bąknęła z wyraźną ulgą Susanne. Wywinie się od krzyku Erika, kolejnej kłótni…
Na jej miejscu, też za wszelką cenę chciałabym uciec od takiej rozmowy
wszelkimi możliwymi sposobami.- I tak nie rozmawialiśmy o niczym istotnym…
-Wybieraj-
rzekłam na jednym wydechu, stając tuż obok Susanne, naprzeciwko Niemca.
Patrzyłam uważnie wprost w jego zakłopotanie tęczówki. Czemu czułam dziwną
satysfakcję? Jeszcze nic nie wygrałam… Wręcz przeciwnie, jeszcze wiele mogłam
przegrać. Stracić przez jedno słowo…
-O co
chodzi?- pisnął zdezorientowany, patrząc a to raz na mnie, drugi na Susanne.
Zastanawiające, co teraz przewijało się przez jego myśli. Niby nie miał prawa
się spodziewać tego wszystkiego, lecz z drugiej można przyznać, że jednak mógł
odczuwać pewne obawy.
-Ja albo
Susanne- wycedziłam, patrząc z niepodważalną pewnością na skrępowaną, zmieszaną
i całkowicie zaskoczoną twarz najbliższej memu sercu osoby. Zauważyłam, że jego
ciało zaczęło drżeć, natomiast tęczówki pokryły się mgłą. Niedowierzał? Bał
się? Sama nie wiem. Nie umiem tego rozszyfrować… Czułam, że miałam siłę. Siłę,
która nie wzięła się z podnoszenia ciężarów. Moja siła wzięła się głównie z
podnoszenia samej siebie, gdy życie powalało mnie na kolana…
„Czy to nie wielka rzecz,
znaczyć dla kogoś wszystko?”
M.H.
To
kiedyś musiało się tak skończyć… Kiedyś w końcu musiałem zapłacić za to, co
wyczyniałem. Bawiłem się ludzkimi uczuciami, a nigdy dla nikogo nie jest to bez
znaczenia. Człowiek bez serca? Tak, taki się stałem. Oziębły, oschły i biorący
pod uwagę jedynie to, co dotyczy tylko i wyłącznie mojej osoby. Stałem się
głuchy na ból, który siałem oraz ślepy na to, co sam wyprawiałem. A czyniłem
dużo. Bardzo dużo. Mogę powiedzieć, że nawet za dużo. Karma jednak wróciła.
Okrutna karma, której wyrokiem stała się samotność. Cierpienie w samotności to
najgorsze, co może spotkać człowieka. W swej dłoni obracałem jedynie telefon
komórkowy, bijąc się z własnymi myślami. Wybaczy mi? Nie jestem przekonany… Za
dużo się wydarzyło. Zdecydowanie za dużo, aby kolejny raz mogła puścić wszystko
w zapomnienie. Zbyt wiele bólu jej przysporzyłem, abym znowu był godzien jej uśmiechu,
ciepłego spojrzenia oraz pokrzepiającego głosu, który potrafił od zawsze unieść
me skrzydła. Odważyłem się w końcu. Wybrałem odpowiedni numer, wyczekując z
drżącym sercem na rezultat. Odebrała po kilku sygnałach.
-Jessi…-
wyszeptałem niemal ze łzami, lecz po drugiej stronie słyszałem jedynie ciszę.
Przymknąłem powieki i widziałem pod nimi jej twarz. Zmartwioną, zmieszaną, ale
zarazem rozzłoszczoną i urażoną.- Jessi, jesteś tam?- dopytywałem, gdy owa
cisza zaczynała mnie już wyniszczać od środka.- Proszę cię… Odezwij się…-
próbowałem dalej, mając świadomość, iż wydobywam z siebie stłumiony szloch.
Milczenie bardziej rani niż kłótnia, gdyż podczas kłótni dwa ogniwa
przynajmniej się do siebie odzywają. Po chwili rozłączyła się, a ja już więcej
nie próbowałem. Bo po co miałem to robić? W jakim celu kolejny raz komplikować
jej życie? Była szczęśliwa, miała Erika… Nie doskwierała jej samotność tak, jak
mnie…
„Przepraszam…”-
wystukałem jedynie na klawiaturze, wysyłając w formie wiadomości tekstowej do
Jessici. I właśnie w tej chwili coś nastąpiło. Narodziło się we mnie. Stop…
Poprawka. Obudziła się pewność oraz przekonanie, kogo tak naprawdę obdarzam
prawdziwą miłością. Zaakceptowałem własne uczucia, chcąc żyć ze świadomością o
ich istnieniu. Patrzyłem tępo przed siebie, powoli przyswajając pewne
informacje o samym sobie. I uświadomiłem sobie. W końcu. Uświadomiłem w ciągu
jednej chwili, że tylko i wyłącznie Jessi jest tą jedną na milion. Tą, której
nie pozwala się odejść, bo ona już nie wraca… A ja? Ja sam wygoniłem ją z
własnego życia. I co? Jak żyć dalej? Nie da się. Więc co? Samobójstwo czy walka
o jej serce?
~*~
Witam,
witam, moje najdroższe! ;*
Kolejny rozdział przechodzi do historii, a mnie dręczą wstrętne wyrzuty sumienia, że nie wyszło to tak, jak chciałam i zostawiam Was z czymś takim, co trudno nazwać rozdziałem. ;/
Niestety, przez aurę z początku tygodnia zaniedbałam nieco Wasze blogi. Kogo jeszcze nie odwiedziłam, zaręczam, że zrobię to jeszcze w tym tygodniu. :)
Tymczasem, życzę udanego weekendu i do następnego, Słoneczka! ;*
Kolejny rozdział przechodzi do historii, a mnie dręczą wstrętne wyrzuty sumienia, że nie wyszło to tak, jak chciałam i zostawiam Was z czymś takim, co trudno nazwać rozdziałem. ;/
Niestety, przez aurę z początku tygodnia zaniedbałam nieco Wasze blogi. Kogo jeszcze nie odwiedziłam, zaręczam, że zrobię to jeszcze w tym tygodniu. :)
Tymczasem, życzę udanego weekendu i do następnego, Słoneczka! ;*
Na pewno nie samobójstwo! :o
OdpowiedzUsuńCo ten Michi wygaduje! :o
On musi walczyć. Walczyć o serce Jessi... To będzie ciężka walka, ale wiem, że jeśli się postara, jeśli da z siebie sto procent Jessie i jej miłość jest do odzyskania. Przecież oboje się kochają. Michael w końcu się do tego przyznał. W końcu zrozumiał, co jest dla niego ważne. A raczej kto... To Jessica. Ta sama Jessica, którą kiedyś kochał. Ta sama Jessica, którą zranił. Ta sama Jessica, którą stracił. Ta sama Jessica, którą kocha teraz. Jest mi go straszne żal. Żal, że dopiero teraz zrozumiał, to jakie nieprzeciętne uczucie łączy ich oboje...
Sarah odeszła! ♥ W końcu! :)
Nie wiem jak Michael, ale ja poczułam swego rodzaju ulgę. Poczułam jak ciężar pt.: "Sarah" schodzi z moich barków. Mam nadzieję, że sprawa rozwodowa będzie ich ostatnim zetknięciem.
A Jessi? :) Odkryła w sobie tę siłę, prawda? Odnalazła siłę, która pozwoliła jej spiąć się w sobie. Siłę, która pozwoliła jej myśleć racjonalnie. Siłę, która dała jej przewagę nad innymi, ale także nad samą sobą. Czy to nie piękne? :) W końcu może nazwać siebie KOWALEM WŁASNEGO LOSU. Bo w końcu udało jej się odnaleźć prawdziwą siebie. Dlaczego mam ważenie, że Erik nie będzie potrafił wybrać? A jeśli wybierze, to mam dziwne przeczucie, że to nie będzie dobry wybór. Że to nie będzie Jessi... Cóż, jego problem. Jessica miała rację. On znów prawi jej kazania. Ona znów się zaćpała. Znów obieca poprawę. A w konsekwencji powtórzy się to ponownie. Znów będą zataczać ten błędny krąg. Cóż, niech robią to, ale sami. Jessi musi się od nich uwolnić. To będzie dla niej najlepsze. Musi zacząć żyć pełnią życia.
Cały czas mam w głowie ten monolog Michaela... Trudno dziwić się Jessi. Odciął się od niej. Poniekąd przez niego musiała wyjechać. Myślę, że szczerze możemy powiedzieć, że całe zło, które spotkało Jessicę było spowodowane jego osobą. Dlaczego? Bo gdyby jej nie zostawił, być może nadal byliby razem. Zostali przyjaciółmi i dokąd ich to zaprowadziło? To pustki, żalu i samotności. Michael musi zacząć o nią walczyć! Szczególne, gdy dowiedział się, że jej wyjazd to intryga Sarah. On musi wziąć się w garść i przestać się rozczulać nad tym co było. Niech pomyśli nad tym, co będzie. A mam nadzieję, że będzie pięknie. ;)
Kochana, musisz zrobić tak, żeby nasi bohaterowie w końcu byli szczęśliwi. Nie uważasz, że Jessica zasługuje na tę odrobinę szczęścia? ;))
Czekam na następny! :*
Kocham! ♥
Masz rację, to nie jest rozdział - to jest cudo! I nie myśl nawet inaczej, bo to co piszę jest prawdą.
OdpowiedzUsuńTak wiele rzeczy się zmieniło w życiu Jessici i Michaela. Nowe związki, otoczenie, problemy. Wydawać się mogło, że ich przyjaźń odejdzie w zapomnienie. Jednak tak się nie stało i nadal o sobie pamiętają. To chyba jedyna rzecz, która nie zmieniła się. Pamięć o sobie.
Bo relacja dwojga się diametralnie zmieniła. Nie utrzymywali ze sobą kontaktu przez długi czas. Próbowali zapomnieć, wiążąc się z innymi osobami, lub pijąc alkohol. Z dwójki nierozłącznych przyjaciół stali się dwójką ludzi, którzy zapomnieli, co było dla nich najważniejsze.
Nie usprawiedliwa to Michiego za to co zrobił Sarze i Lei. Skrzywdził je bardzo i nic nie ma na swoją obronę. Zachował się egoistycznie, ciągle licząc że Jess wróci. I choć Sarah też się przyczyniła do rozpadu ich małżeństwa, wina leży po stronie Hayböcka.
Choć Jessica nie wykorzystała Erika, a się w nim zakochała, sama się pogubiła w swoich uczuciach. Chce być z Durmem, ale z drugiej strony zamyka się w sobie, przeżywając decyzję Michiego, która nie powinna jej dotyczyć, ale dotyczy.
I gdy mogę być pewna, że Erik wybierze Suzanne, to nie mogę być pewna co zrobi Jessica i Michael. Wrócą do siebie, aby odbudować to, co im zostało odebrane, czy będą udawali, że wcale nie myślą o sobie.
Dużo weny i czasu, kochana ;**
Melduję się ♥
OdpowiedzUsuńKochana, zupełnie nie rozumiem twoich narzekań. Przecież rozdział jest cudowny *.*
Przy ostatnim zdaniu o mało nie miałam zawału. Jak samobójstwo? O.o Niech się Michi opamięta, niech walczy o serce Jess! Dopiero teraz tak naprawdę ma na to szansę. Tylko czy jest jeszcze co ratować? Z jednej stronie, nie dziwię się Jess, że tak się zachowuje wobec niego, ale teraz, może lepiej by było, gdyby jednak się odezwała, bo w takiej rozpaczy Michi jest zdolny do wszystkiego... Obiecaj mi, że między nimi wszystko się ułoży. Oboje zasługują na szczęście.
Sarah odeszła! Nareszcie! Wiem, teoretycznie nie powinnam się z tego cieszyć, bo rozwód to jednak dość traumatyczne przeżycie, ale tak cholernie jej nie znosiłam... że jednak się cieszę :D Michael przynajmniej pozbył się zbędnego ciężaru w swoim skomplikowanym życiorysie. A ten jej list... uwierz mi, zagotowało mi się w środku. To ona uknuła ten wyjazd Jess, no po prostu brak słów -.-
No i Erik, hmm... mam jakoś dziwne przeczucie, że jednak wybierze Susanne. Jess zawsze traktował jako "tą drugą". Chyba, że się mylę i w tej kwestii nas zaskoczysz.
Weny i buziaki :**
Istne cudeńko!!! :)
OdpowiedzUsuńAle ostatnio zdanie mnie zamurowało... Jak to samobójstwo?!
Nie... Nie pozwalam... Przecież on walczy... Walczy o serce Jess... Nie może tak po prostu... Odejść...
A co dalej?
Sarah... Odeszła... Przynajmniej Michi ma teraz trochę lżej...
No jestem ciekawa czym nas zaskoczysz.. :)
Pozdrawiam!
Buziaki :*
Niepotrzebnie marudzisz, bo rozdział genialny.!
OdpowiedzUsuńJess dobrze zrobiła stawiając Erika pod ścianą, bo jak tak można żyć!? Bo nie można.
A Michael musi się poskładać i walczyć o Jessi, nie ma innego wyboru!
Pozdrawiam :*
A ja powiem tylko tyle CUDOWNE!:D
OdpowiedzUsuńHej Kochana! ;*
OdpowiedzUsuńŻartujesz prawda?! Przecież ten rozdział to istne cudo! :)
Oczywiście wykluczam że Michi mógłby popełnić samobójstwo! Nie może teraz się poddać. Teraz kiedy w końcu zrozumiał kto jest miłością jego życia. Musi teraz walczyć, walczyć jak lew Michi! :D
Mam nadzieję że Jessi też znajdzie w sobie siłę. Znajdzie siłę żeby walczyć o to co jej się od życia należy. Czyli szczęście! :)
Sarah! W końcu się wyniosła z życia Michaela i tak sobie myślę że żadna z nas nie będzie za nią tęsknić :P
Kochana czekam na kolejne i na dalszy rozwój sytuacji.
Buziaki ;*
Kochana nie marudź! ;*
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny! Ehh... od czego zacząć...
Sarah... jej list do Michaela był taki... szczery. Od jego początku miałam nadzieję, że powie mu o tym, jak szantażowała Jess razem z Evą. I nie pomyliłam się, choć wielu szczegółów nie było. Myślę, że Sarah, mimo wszystko jest tutaj tą pokrzywdzoną.
Michi...wreszcie zrozumiał, wreszcie wie co czuje i co jest dla niego najważniejsze. Jakoś nie chce mi się wierzyć że popełni samobójstwo... będzie walczył o serce Jessi, musi!
No i Jess... nie dziwię się, że wreszcie postawiła ultimatum Erikowi. Dobrze zrobiła. Niech wybiera! Cała ta sytuacja z Susanne jest chora więc wreszcie musi się określić. Trochę mnie to zasmuciło, że nie odezwała się ani słowem gdy zadzwonił Michael... chociaż przychodzi mi też do głowy możliwość, że to nie ona odebrała...
Kochana, nie wiem co mam jeszcze powiedzieć! Cudo i tyle <3
Życzę weny i nie mogę doczekać się następnego! :D
Buziaki ;*
Kochana jest przepiękny ❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńMichi dupo walcz!
Nawet nie próbuj myśleć o samobójstwie. Nie!
Inaczej ja tam wkrocze XDD
z niecierpliwością czekam na kolejny
Buziaki :***
Już jestem Kochana :)
OdpowiedzUsuńPrzecież ten rozdział jest cudowny! Jesteś po prostu genialna!
Jakie samobójstwo? Nie ma o tym w ogóle mowy! Niech chłopak walczy, tym bardziej, iż teraz w życiu Jess dzieje się milion wydarzeń niekoniecznie po jej myśli.
Muszę wspomnieć o poprzednim przełomowym rozdziale, którego nie komentowałam z przyczyn wyjazdu. Był wspaniały! I prawidłowo, że Michi zrozumiał kto tak naprawdę opanował jego serce.
W dodatku teraz pozbył się Sarah :) Nareszcie!
Erik.. do niego już kompletny brak słów i myślę, iż nie wybierze Jess. Tak bardzo za nim nie przepadam :)
Z góry przepraszam za tak nieskładny komentarz.
Czekam z niecierpliwością na kolejny!
Weny!
Buziaki :**
Znowu spóźniona i znowu przepraszam :(
OdpowiedzUsuńWspominałam Ci już może jak wielką wielbicielka jestem tego opowiadania? Każdy rozdział jest po prostu perfekcyjny!
Michale powinien walczyć o Jessi. A Erik? Cóż... od pewnego czasu jest już u mnie na straconej pozycji. Wydaję mi się, że nawet jeśli wybierze Jessi (w co mocno wątpię) wcale nie urwie kontaktu z Susanne...
Mam nadzieję, że wszystko im się tam poukłada ;)
Sarah... Jej list był tak szczery i w sumie mam nadzieję, że i ona ułoży sobie życie z odpowiednim mężczyzną...
Z niecierpliwością czekam na kolejny :)
Buziaki ;*
Już jestem i bardzo ale to bardzo przepraszam za brak komentarza pod ostatnim rozdziałem,ale byłam tak zabiegana,że nie miałam na nic czasu.
OdpowiedzUsuńNie,nie,nie! I jeszcze raz nie! Żadne samobójstwo. On nie może się zabić. Musi walczyć skoro ją kocha.
Nie może sobie od tak odpuścić. Zawsze trzeba walczyć. Zawsze. Obojętnie czy to jest ktoś,czy coś. Nie można się poddać.
No i w końcu Michael dowiedział się dlaczego Jess wyjechała.
Jessica dobrze zrobiła stawiając Erika pod ścianą. Musi wybrać. Jestem bardzo ciekawa na kogo postawi. Jeśli na Susanne,to z jednej strony dobrze,no Michael nie będzie miał konkurenta,ale z drugiej zrani Jess.
Rozdział fenomenalny! ❤ Tak jak poprzedni.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę.
Pozdrawiam i przepraszam za niezbyt ogarnięty komentarz.
Buziaki. ;*
A więc cholera no jak się wali to sie wali wszystko.
OdpowiedzUsuńMichi nie może tego zrobic on ma o nią walczyc szczególnie teraz kiedy jej związek z Erikiem przechodzi kryzys. Gdzieś tam głeboko wieże że im się uda.
Szczerze, to się nie dziwie Sarah takich słow, ma po częsci racje.
Jess postąpiła bardzo dobrze, ale co na to Erik czy weźmie sprawy w swoje ręce i będzie o nią walczyć? Rozdział Miód malina. Buziaki <3
"przypomnij o mnie" - sobie o mnie (chyba, bo pewności nie mam)
OdpowiedzUsuńBrawo Sarah!!! Zostawiłaś tego gnoja i dobrze xD
Mam kolejną cechę wspólną z J. - ja też często przestaje rozumieć samą siebie i też uważam, że to wcale nie jest super, ale kwituje to sarkastycznym "super".
J. też widzę poszła w końcu po rozum do głowy.
Tylko M. ciągle taki głupi, niezdecydowany i idiotyczny. Niechże on wpadnie pod jakiś rozpędzony pociąg, powieszony na pasu od spodni, jeszcze na dodatek z podciętymi żyłami i po przedawkowaniu proszków nasennych. Błagam!
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com