„Charakterem
mnie rozwalał,
wyglądem
onieśmielał.
Miał coś czego nikt inny nie ma.”
J.R.
To życie było dla mnie tak znane… Tak,
dokładnie. Nie pomyliłam się. Według mnie była to taka ogromna restauracja,
której drzwi otwarte były 24 godziny na dobę. Nikt jednak nie powiedział, że
jest to dobra restauracja. W karcie menu niby są zapisane potrawy różnego
rodzaju, lecz gdy przyjdzie co do czego i tak większość z proponowanych dań nie
będzie dostępna. Zaraz po zajęciu swojego miejsca, zjawi się obok nas Pani w
przykrótkawej spódniczce, wachlując w naszą stronę swymi długimi rzęsami. Kim
ona będzie w życiu realnym? Otóż, okaże się ona Przeznaczeniem. Po kątach
sporej sali da się zauważyć kręcącego się rosłego mężczyznę, który oziębłym
wyrazem swej twarzy, będzie odpychał każdego klienta. Kim on jest?
Ochroniarzem, który pilnuje porządku. Jego rolę na co dzień można przypisać Losowi.
Zapewne w głowie każdego kłębi się teraz pytanie, gdzie jest Szczęście, którego
tak chorobliwie na co dzień poszukujemy? Szczęściem jest pijany barman, który
rzadko kiedy trafi swą drżącą ręką do naszego kieliszka. W kuchni na pełnych
obrotach pracuje Miłość, która jest jakże niedoceniana w tymże lokalu. Owszem,
czasem zdarzy jej się coś przesolić, lecz w rzeczywistości bez niej, ten lokal
nie funkcjonowałby. I jeszcze Nadzieja… Ona jest najmniej doceniania. Trzeba to
niestety przyznać ze smutkiem i zawodem. Pojawia się niezauważona, tak samo
znika. Sprząta i porządkuje bałagan, który pozostawią niektórzy natrętni bądź
niezdarni goście. Jeszcze jedno… Każdy z nas siedzi przy stoliku sam. Ot, taka
to specyficzna restauracja. Wiele osób
może się do nas dosiąść. Ale oni nie będą na wieczność. A co jest w tym
wszystkim najlepsze? Na koniec uczy każdy dostanie osoby rachunek, nie patrząc
na gościa, który obok nas siedział…
-Zabiję
go kiedyś…- mruknęłam sama do siebie.
„Nie
pytaj nawet o nic, tylko uratuj człowiekowi życie. Ubierz jakąś kieckę i
przyjdź koniecznie pod stadion. Czekam. Marco.”
Wiadomość
rozświetlała się na ekranie mojego telefonu, gdy po raz enty czytałam ową smsa
od brata. Spełniłam jego prośbę, mimo że za pierwszym razem włos zjeżył mi się
na głowie. Cóż… On zawsze słynął z niespodziewanych pomysłów. Nie pytałam o
nic. Posłusznie wcisnęłam się w pierwszą lepszą sukienkę, którą zdołałam
wygrzebać z szafy i niemal biegiem udałam się w okolice stadionu. Serce
galopowało w mej piersi i musiałam się już przyznać sama przed sobą, że
zwyczajnie się boję… Obawiam o mojego brata. O jego bezpieczeństwo, życie… Sama
nie wiem, co jeszcze kłębiło się w mojej głowie. Skrajnych odczuć było
zdecydowanie zbyt dużo. Za dużo jak na jedną ludzką głowę… A teraz? Byłam już
na miejscu, cholernie marzłam, a jego nadal nie było…
-Co to!-
wykrzyknęłam, podskakując wystraszona do góry, czując, że ktoś chwyta
niespodziewanie moją dłoń. Natychmiastowo obróciłam się na pięcie, aby…
Właściwie, co ja chciałam zrobić? Teraz sama nie wiem. Wiem jedynie, co
zobaczyłam i co przyczyniło się do jeszcze szybszego tempa bicia mojego serca.
Te oczy… Ściślej mówiąc, gwiazdy, które były w nich zawarte.
-Spokojnie…-
wyszeptał, gładząc moje włosy. Patrzył… Jak patrzył? Nie wiedziałam jak to
określić… Jego cudowny wzrok pomógł mi zapomnieć o wszystkim, co działo się
wokół mnie. Znowu to poczułam… Poczułam ciepło na sercu… To przyjemne,
bynajmniej niepalące, rozpierające od środka uczucie. Cudowne, jedynie szkoda,
że zaraz i tak miał nadejść bolesne zderzenie z rzeczywistością…
-Nie
chcę…- wykrztusiłam, nie potrafiąc składnie ułożyć, chociażby jednego zdania. Czemu
po tylu dniach tęsknoty, nie potrafiłam powiedzieć w jego towarzystwie nawet porządnego
zdania?- Nie chcę cię widzieć… To… To…- dukałam nadal nieskładnie, lecz po
chwili mogłam poczuć na swych wargach delikatny pocałunek. Nieśmiały, lecz
jakże zmysłowy. Tylko on potrafił w taki sposób pieścić… Chyba już o tym
zapomniałam…
-Nic nie
mów, proszę…- wyszeptał, gładząc z wyczuciem wzdłuż pas moich włosów. Jego ręka
drżała i byłam w stanie to wyczuć. Zresztą, tak czy siak, dla naszej dwójki
było to przełomowe spotkanie. Rozumiałam jego stres, zdenerwowanie, bo sama
odczuwałam dokładnie to samo. Mimo że zimne listopadowe powietrze nadal
przyprawiało mnie o gęsią skórkę, w środku wrzałam.
-Nie
zamierzam…- wyszeptałam, siląc się na oziębłość z mojej strony, a co wyszło?
Kicha i tyle…- My nie mamy o czym ze sobą rozmawiać, rozumiesz?- wyłkałam ledwo
i nawet nie zauważyłam, kiedy otuliły mnie umięśnione ramiona chłopaka. Miałam
być twarda. Miałam być silna, a teraz? Żałośnie łkałam, mocząc łzami męską
koszulkę. Byłam żałosna i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Znowu
uległam. Kolejny raz robiłam coś wbrew sobie. Nie… Nikt mnie do tego nie
zmuszał. To ja byłam temu winna. To we mnie mieszkała druga natura, która nie
słuchała tej pierwszej. Tej, która jako jedyna była właściwa…
-Mylisz
się, Jess…- wyszeptał drżącym głosem. No tak… Teraz to i on walczył z płaczem.
Super… Na pewno mi to pomoże. Jestem tego niemal pewna… O, tak…- My mamy o czym
rozmawiać… Mamy tak wiele tematów, które wystarczyłyby nam do skończenia świata
i jeszcze dalej- gładził z wyczuciem moje włosy.- Pójdziesz ze mną?- spytał,
patrząc na mnie intensywnie. Tym samym wzrokiem, który uwiódł mnie tamtego
pamiętnego wieczoru. Tego samego, podczas którego straciłam dla niego głowę…
-Ja…
Ja…- dukałam, próbując nabrać odrobinę powietrza w swe płuca.- Nie…- rzuciłam
krótko, po czym biegiem ruszyłam przed siebie. Gdzie podążałam? Nie mam
pojęcia. Ja tylko biegłam ile sił w nogach, aby kompletnie się od niego urwać.
Żeby nie czuć jego zapachu, żeby nie widzieć jego błyszczących tęczówek, które
byłyby w stanie zrobić ze mną absolutnie wszystko…
-Nie
wychodzi ci to bieganie w szpilkach- usłyszałam, kiedy jego dłoń uniemożliwiła mi dalszą ucieczkę. A ja głupia
myślałam, że ucieknę przed zawodowym piłkarzem. Świetnie. Tracę nie tylko
zmysły, ale mózg również…
-Ty już
wybrałeś, Erik…- zdołałam wychlipać, kolejny raz wtulając się w jego twardy
tors. Zawładnął mną. W całości. Mówiłam co innego, a robiłam jeszcze coś
innego. Bo jak wytłumaczyć fakt, że z moich ust wydobywała się jedynie odmowa,
a teraz składałam na ustach Niemca namiętne pocałunki? To nie było normalne. To
było chore…
-Mamy za
dużo wspólnego, żeby nagle żyć osobno, słyszysz?!- podniósł słabo swój głos,
stykając się ze mną czołem. Tym razem miałam jeszcze lepszą okazję, by
podziwiać jego magiczne tęczówki. Te same, które śniły mi się po nocach oraz te
same, które wywoływały u mnie taką tęsknotę…
-Wspólnego?!-
najeżyłam się, lecz nadal pozostałam w bliskiej odległości od chłopaka. Powód?
Jego obecność była niczym serum na krwawiące rany. Jeśli był on, wszystko
stawało się choć odrobinę lepsze…- My nie mamy nic wspólnego… Już nie…
-Kolejny
raz jesteś w błędzie…- wyszeptał, przygryzając płatek mojego ucha. Nieświadomie
odchyliłam głowę do tyłu, cicho mrucząc z rozkoszy. O, tak… Opanowałam
samokontrolę do perfekcji…- Kochamy się… Ja kocham ciebie, ty mnie… I nie, nie
zaprzeczaj- uprzedził mnie, zanim zdążyłam jeszcze otworzyć usta.- Czuję twoją
reakcję na moją obecność…
-Ale to
już teraz nie ma znaczenia, słyszysz?!- krzyknęłam, patrząc prosto w jego oczy.
Po moich policzkach nadal płynął potok łez, płuca ledwo były w stanie
przyjmować tlen, natomiast głupie serce i tak domagało się jego bliskości…-
Postawiłeś wszystko na jedną kartę i tą kartą była Susanne! Nie chcę być
numerem dwa w twoim życiu! Nie chcę żyć ciągle gdzieś obok, żeby tobie było
wygodnie!
-Złamał
ci ktoś kiedykolwiek serce do tego stopnia, że nie byłaś nawet w stanie oddychać,
żeby nie bolało?!- moje życie tak naprawdę właśnie wyglądało. Oddychałam,
odczuwając ból, więc mogłabym się założyć, że ich ból jest marną namiastkę
tego, co czuję ja każdego dnia od czasu, kiedy… Nie… Nie wracam już tam. Nawet
wspomnieniami… Nie wracasz, słyszysz, Jessica?!- Bo właśnie tak złamałaś mi
serce. Nie umiem bez ciebie żyć…- całował moje drżące dłonie, a ja nadal
patrzyłam na niego niedowierzająco. Byliśmy w pewnym sensie podobni… Obydwoje
zapadliśmy na dziwny rodzaj miłości…
-Chciałabym
ci wierzyć…- wyszeptałam, odsuwając się od niego drętwym krokiem.- Chciałabym,
ale nie umiem… To zbyt wiele mnie kosztuje, a ja…
-Nie
zasługuję na drugą szansę…- runął przede mną na kolana, chowając twarz w
dłoniach.- Popełniłem masę błędów, ale… Jedynie ty potrafisz podziałać na mnie
w sposób, że chcę być lepszym człowiekiem, choć zdaję sobie sprawę, że to brzmi
do bólu banalnie… Kocham cię i tylko tego jestem pewien. Nie wiem nawet kim do
końca jestem. Niczego nie jestem pewien, oprócz miłości do ciebie…
-Erik…-
wyszeptałam, pochylając się nad nim i… wtedy to właśnie zaczęliśmy płakać.
Obydwoje. I ja, i on. Płakaliśmy, nie zwracając uwagi na nic. Po prostu szloch…
Wszędzie szloch…
Szloch,
płacz i łzy- to my…
„Musimy
po prostu zaakceptować to,
że
ludzie zostaną w naszych sercach,
nawet
jeśli nie będzie ich w naszym życiu.”
M.H.
-To
prawda, że konferencja ta została zwołana na moją prośbę. Ale i również okazja
nie jest dla mnie nieważnego kalibru. Otóż, podjąłem pewną decyzję. Niełatwą dla mnie, lecz najodpowiedniejszą
jak na moją sytuację egzystencjalną- i znów czułem ten popiół w gardle… I te
oczy… Setki oczu, które się teraz właśnie na mnie patrzyły. Upiłem łyk
lodowatej wody. Drżałem jednak do tego stopnia, że ledwo co byłem w stanie
utrzymać szklankę w swoich dłoniach.- Po tylu latach… Postanowiłem… Podjąłem
decyzję… Zdaje mi się, że najlepiej będzie dla mnie, jak zawieszę narty na
kołku. I właśnie to jest dokładnie ta decyzja, której przeznaczyłem tak wiele
czasu. Trudno było mi się zdecydować, lecz po wielu nocach, które przeznaczyłem
na przemyślenia, w końcu klamka zapadła. Kończę karierę skoczka narciarskiego-
zakończyłem z ciężkim sercem. Nie było siły, by startować a nawet trenować.
Brak motywacji. Brak pokładów energii. Ciemność. Koniec…
„I próbując złapać oddech,
powiem: „kocham Cię” ostatni
raz już Tobie.”
J.R.
Jeśli
napotkałam na swej drodze rzeczy, których nie chciałam robić, po prostu ich nie
wykonywałam. Już dawno skończyłam z etapem, kiedy mimo wszystko chciałam
jeszcze się przekonywać, bywało, że także zmuszałam. Byleby tylko komuś było
wygodnie. By ktoś był szczęśliwy… Wcześniej żyłam dla innych, nie dla siebie.
Dopiero choroba uświadomiła mi, jaki błąd popełniałam. Od tamtego czasu,
chciałam wszystko robić dla siebie. Tylko dla siebie. Nie patrzyć na innych.
Nie brać pod uwagę ich wygód. Ja. Ja i osoby, których szczerze kochałam, były
dla mnie najważniejsze. Aż do dnia dzisiejszego. W chwili, kiedy nastąpił
konflikt interesów. W momencie, kiedy szczerze pragnęłam go widzieć. Uśmiechać
się do niego. Chwytać go za rękę, przytulać się do niego. Droczyć się z nim.
Zasypiać i budzić się w jego ramionach. Pragnęłam, aby był przy mnie. Tak po
prostu. Był i już. Bez żadnych pytań, bez skomplikowanych spraw. Był… I tego
właśnie chciałam. Pragnęłam całą sobą, ale… No właśnie. Nie mogłam tego chcieć.
Przecież nie bez powodu się rozstaliśmy, prawda?
-Kocham
cię…- powtórzył, zamykając mnie w swych silnych ramionach. Stało się. Kolejny
raz popełniłam błąd, mimo że zawsze starałam się unikać tych samych pomyłek.
Jednakże, człowiek zakochany zawsze popełnia jeden i ten sam błąd. Kocha. Mało
z tym… Kocha i ufa… Robi to, mimo że tyle razy już się zawiódł, sparzył oraz
cierpiał z tego powodu…
-Musisz
mi teraz wszystko wyjaśnić- powiedziałam, a na swej twarzy nie potrafiłam ukryć
rozpromienienia.- O co tutaj chodziło? Po co Marco do mnie pisał? Po co ta
sukienka i to wszystko?- pytałam, przywierając do jego ciała coraz mocniej. Nawet
nie zdawałam sobie wcześniej sprawy jak bardzo za nim tęskniłam… Jak bardzo go
potrzebowałam…
-Miała
być romantyczna kolacja i inne niespodzianki, ale uciekłaś mi…- odgarnął kosmyk
włosów z mojej twarzy, uśmiechając się subtelnie. Właściwie, to kiedy on zajął
tak ważne miejsce w moim sercu?- A ten sms od Marco, to też moja sprawka.
Podczas treningu gwizdnąłem tu ten telefon, żeby móc cię jakoś wyciągnąć- ujął
moją twarz w dłonie, muskając delikatnie moje zziębnięte usta.- Wiem, co zaraz
powiesz… Nie chciałem cię złapać na tani chwyt… Chciałem jedynie, żebyś
zauważyła i przekonała się jak wiele dla mnie znaczysz… Byś poczuła
przynajmniej namiastkę tego, co ja…
-Przykro
mi, że to wszystko potoczyło się właśnie w ten sposób…- wtuliłam się w jego
rozgrzany tors. Chyba już zapomniałam jak bardzo było to przyjemne…- Zrobisz
coś dla mnie?- oderwałam się na krótką chwilę od niego, uważnie wpatrując się w
jego tęczówki, które uroczo się do mnie uśmiechały.
-Wszystko,
co zechcesz…- ucałował mnie w czoło, ujmując jednocześnie w talii. Tak, w końcu
czułam się bezpiecznie. Wreszcie czułam… czułam… Tak, chyba mogę to powiedzieć.
Czułam miłość. Prawdziwą miłość. Nie taką udawaną. Nie taką, na którą człowiek
może się wysilić. Prawdziwą, której nie potrafię określić jednym słowem, bez
większego rozdrabiania się.
-Powiedz,
że kochasz mnie jeszcze bardziej niż przedtem…- oparłam głowę o jego twardą
klatę, z drżącym sercem czekając na odpowiedź. Owszem, czułam uczucia z jego
strony, lecz nadal bałam się tego, jak teraz będzie wyglądać moja… nie,
poprawka- nasza codzienność.
-Kocham
cię jeszcze bardziej niż przedtem, Jess- uniósł mój podbródek, by móc spojrzeć
bez przeszkód w moje oczy.- I to się nie zmieni… Nikt nie może zająć twojego
miejsca. I uwierz mi, proszę, że to wszystko staje się coraz trudniejsze z
każdym dniem…
-A
Susanne?- odwróciłam wzrok, nie chcąc już wmawiać samej sobie, że jest szansa
uniknięcia tematu, który wiązałby się z jej osobą.- Gdzie ona teraz właściwie
jest?
-Mieszka
u mnie- odpowiedział ochryple.- Jess…- zaczął, chwytając moją dłoń.- Nie mogę
jej teraz zostawić. Czuję się za nią odpowiedzialny. Mam poczucie, jakby to
przeze mnie to wszystko… Muszę się nią opiekować, żeby móc spokojnie żyć. Żyć z
tobą u boku…
-Jak
możesz czuć się za nią odpowiedzialny?!- pisnęłam, odsuwając się od niego
gwałtownie. Mieliśmy zacząć żyć od nowa, czyż nie? Czyli jak on sobie to
wyobrażał? Żyć na nowo, ale z elementami z przeszłości, które właśnie
spowodowały rozpad naszego związku? To chore… Ale ja go tak strasznie przecież
kocham…
-Zostawiłem
ją z niczym!- uniósł się, lecz potrafiłam zrozumieć, że był to jedynie efekt
emocji, nad którymi starał się w miarę możliwości panować.- Jedyne, co miała to
bałagan w życiu i nałóg! A mimo to ją zostawiłem. Uległem uczuciu, które od
samego początku żywiłem do ciebie!
-Czyli
starasz mi się zasugerować, że źle wybrałeś, tak?!- nigdy w życiu nie przyznam
mu się do tego, że właśnie wraz z wypuszczeniem tych słów z ust, miałam ochotę
po prostu się rozpłakać.
-Ona się
zmieniła!- krzyknął w pełni pewny swoich racji. Obrzuciłam go zdeterminowanym
spojrzeniem, po czym chwyciłam zdecydowanie za jego dłoń i ruszyłam przed
siebie, ciągnąc go za sobą.-Gdzie idziemy?- wysapał, z trudem dotrzymując mi
tempa szybkiego marszu.
-Zobaczyć,
czy Susanne faktycznie się zmieniła- wykrztusiłam, nadal krocząc z pewnością
przed siebie. Naszczęście Erik mieszkał niedaleko stadionu, co jedynie
uspokajało moje emocje. Wiecie, co było najzabawniejsze? Fakt, że bałam się
każdego rozwiązania. Gdyby Susanne nadal pozostała taka, jak była, nie
wstrzymałabym już łez. Dlaczego? Bo to oznaczałoby jedno. Koniec marzeń o
nowym, poukładanym życiu z Durmem u boku. Natomiast jej zmiana? Wówczas stałaby
się dla mnie jedynie rywalką, której pokłady sił są zdecydowanie okazalsze od
moich.
-Jak
chcesz to zbadać?- spytał, gdy staliśmy już na miejscu. Osobiście, zbierałam
myśli, a on czekał jedynie na moment, kiedy to ja wykonam ten jeden zdecydowany
ruch i otworzę drzwi do jego mieszkania.- Nie da się tego stwierdzić po jednym
spotkaniu. Ona naprawdę wiele zrozumiała, Jess… Takim ludziom należy pomagać,
dawać drugą szansę, bo nie mieli takiego szczęścia w życiu jak my…- pogładził
delikatnie mój policzek.
-Erik…
To nie tak, że ja nienawidzę wszystkich narkomanów…- zaczęłam, ciężko
wzdychając.- Ja po prostu… Moja siostra… Ona wdepnęła w coś podobnego i…-
ukryłam na chwilę twarz w dłoniach, by nie pokazać Niemcowi swych łez.- Ja
byłam wtedy małą dziewczynką. Niewiele zdołałam zapamiętać, lecz jedyne, co mi
pozostało po niej w pamięci to ten fakt, że okradała własnych rodziców,
wyżywała się na nich, byleby tylko mieć na kolejną działkę, a potem…
-Nie
kończ…- zareagował szybko, gdy zdołał zauważyć, że powoli rozklejam się wręcz
do nieprzyzwoitego stanu.- Wejdźmy w końcu do środka- szepnął, po czym pewnie
otworzyłam drzwi przed sobą, a tam… Sama nie umiem opisać tego, co widziałam.
Dym papierosowy dusił mnie w niemiłosiernie okrutny sposób, przed sobą
widziałam grupkę nieznajomych mi osób, wśród których znajdowała się także
Susanne. A ich oczy… One… One były tak ogromne i wysyłające mi niezwykle
intensywne spojrzenie. Zakłopotanie? Nie, to za mało, żeby określić tym mianem
to, co czułam. A poza tym- rozczarowanie. Czemu? Bo dałam szansę dziewczynie,
która już raz rozwaliła mój związek, a która tej danej szansy nie wykorzystała.
Spojrzałam zdezorientowanym wzrokiem na Erika. Skamieniał. Ufał jej. Ufał Susanne,
a ona…
-Teraz
mam już pewność…- wychrypiałam ledwo, wymijając umiejętnie Erika.- Tacy jak ona
się nie zmieniają…
~*~
Witam
Was w ten wakacyjny piątek! ;*
I
jak podoba się Wam 16. rozdział? Jak myślicie, co zrobi teraz Jessi? Wierzycie
w uczucie, które żywią do siebie Erik i Jessi? Jaka jest Wasza reakcja na
decyzję Michaela?
Och,
nawet nie macie pojęcia, jak bardzo jestem ciekawa! :D
W
następnej odsłonie życia naszych bohaterów obiecuję Wam więcej Michaela. Już
teraz zapowiadam, że będzie to przełomowy rozdział. ^^
Trzymajcie
się! ;*
Do
zobaczenia za tydzień! ;**
Ja nie przeklinam, ale teraz najchetniej bym przeklnela. Co ten Michi zrobil? Jak on mogl?! A ta Jessi? Co ona robi? Ta milosc do Erika? Ona jest jakas chora (ta milosc). Mam nadzieje, ze Michi wreszcie sie spotka z Jessi a wtedy bedzie jak dawniej. Pozdrawiam, weny zycze i do nastepnego ;)
OdpowiedzUsuńKochana, już nie raz zdołałaś mnie zaskoczyć. To wiesz. Ale nie wiem czy wiesz, że z każdym kolejnym rozdziałem robisz to z jeszcze większym impetem. ♥
OdpowiedzUsuńCo do Jess i relacji łączącej ją i Erika?
Jestem na NIE. I to zdecydowanie.
Na samym początku jak zauważyłaś byłam nieco przekonana do Erika. Byłam pewna, że może odmienić los naszej Jessi. Myliłam się. I jestem tego w 100% pewna. Dlaczego? Bo gdyby rzeczywiście tak bardzo zależąło mu na Jess, w ogóle by jej nie zostawił. W ogóle nie wyszedłby kiedy Jessi mu kazała. Nie zamknąłby tych cholernych drzwi! Ponad to. Nie odzywał się przez jakiś czas. Musiał sobie to poukładać? Bzdura. Gdyby był pewien miłości i w ogóle tego uczucia, o którym tak bardzo ją zapewnia, zjawiłby się u niej już po pięciu minutach. Może chciał jej dać czas, by ochłonęła? Ale czy to nie jest równoznaczne z ty, że jeśli ona ochłonie, to jej uczucie również stopniowo zacznie się ochładzać? Każde słowo wyjaśnienie, które nie padłoby z jego usta, jak dla mnie jest na przegranej pozycji. Rozumiem, że człowiek zakochany nie myśli racjonalnie, ale nie mogę pojąć tego, jak mógł tak bezgranicznie zaufać Susanne, jak mógł wyjść z ich mieszkania, mimo że Jessica go z niego wyrzuciła.
A Jessi? Po raz kolejny zagubiona. Po raz kolejny zaplątana pomiędzy tym, czego chce serce, a tym czego oczekuje rozum... Jest mi jej tak cholernie żal. Za każdym razem postępuje wbrew sobie. "Ktoś" ;) powiedział kiedyś, że nie postępuje wbrew sobie i nawet, gdy jest choćby odrobinę niepewny czy czegoś chce czy nie, nie podejmuje się tego. Jessica powinna postąpić tak samo. Nie była pewna czy powrót do Erika jest słuszny. Nie była pewna, więc nie powinna tego robić. Była jednak pewna miłości. I znowu to rozdroże. TAK - NIE Które wybrać? Jeżeli byłabym nią, wydaje mi się, że przeważyłoby nie. Dlaczego? A no dlatego, że mimo jej ostrzeżeń, mimo tego, co mu mówiła odnośnie Susanne nie słuchał jej. Z uporem maniaka podążał za tym, co nagadała mu jego była. A z czym to się wiąże? Z tym, że nie ufał Jess na tyle, by uwierzyć w jej słowa.
Przekonał się na własnej skórze, co to zawód. Niech zrozumie Jessicę.
Czy to, iż ona wyszła, pozostawiając go samego, ma oznaczać, że wyszła z jego życia i wyrzuciła go ze swojego? Wiem, że zabrzmi to chamsko i wrednie, ale... mam taką nadzieję.
A czo ten Michael wyprawia?! :O
Czy on oszalał? :o A może to ta "kochana" Sarah go do tego namówiła? O.O Dlaczego? W głowie mam same znaki zapytania i chyba nie wytrzymam do kolejnego rozdziału. Musisz go dodać już dziś. :D
Czekam! Z niecierpliowością, Kochana! ;*
Kocham! ♥
Wow! Co tu się podziało :D
OdpowiedzUsuńCała ta sytuacja z Erikiem jakoś.... nie wiem, nie lubię go i nie potrafię mu uwierzyć :) Tyle w tym temacie ;p Co do Susanne tak jak powiedziała to Jess "Tacy ludzie się nie zmieniają" a Erik wierząc w jej cudowną zmianę jest naiwny jak mało kto. Mam nadzieję, że Jess wreszcie mu pokazała, jaka naprawdę jest tamta dziewczyna :) Wreszcie dowiedziałam się o co chodziło z tymi narkotykami! Czemu Jess i Marco byli tak wyczuleni na ich punkcie! Tak bardzo nurtowało mnie to pytanie i jest odpowiedź... ich siostra.
Teraz co do Michaela... co to ma być?! On nie może! Nie może zrezygnować! Nie może zakończyć kariery! Ja się pytam dlaczego! Brak energii, motywacji? Czyli co? Sarah mu nie wybaczyła a on się załamał? Czy może jest z nią ale tak bardzo brakuje mu Jess? Tyle pytań, na które potrzebuję odpowiedzi :D
Nawet nie wiesz jak bardzo ucieszyło mnie to co napisałaś w notce! Kochana! <3 Więcej Michaela? Przełomowy rozdział? Taaaaak! <3
Proszę, odpowiedz mi na jedno pytanie... jak ja mam wytrzymać tydzień do następnego rozdziału? No jak?
Nie pozostaje nic więcej do napisania jak "Kocham!" <3
Z jakże ogromną niecierpliwością czekam na następny! :)
Buziaki! ;**
Jestem... :)
OdpowiedzUsuńJestem pod naprawdę wielkim wrażeniem jak piszesz... To wszytko jest takie magiczne i realne... No po prostu kolejne CUDO :)))
A teraz do rzeczy...
No więc nie jestem raczej przekonana do tego, aby Jessi i Erik byli razem... No cóż...
Michael... No nie może skończyć kariery... Nie wolno mu... Ja nie pozwalam!!! On musi skakać... :( czemu musiał podjąć akurat tą stronę decyzji...?
Mogę tak czytać Twoje rozdziały na okrągło :)) chyba tak łatwo by mi się nie znudziły ;)
Całe opowiadanie jest godne poświęcenia uwagi :)
Chciałabym choć w jakimś stopniu pisać tak ciekawie i tak... magicznie jak Ty... :)
Pozdrawiam i życzę weny :)
Buziaki :***
Już jestem ♥
OdpowiedzUsuńO jejku, tyle się dzieje, że nie wiem, od czego zacząć... Zazdroszczę ci takiego talentu, naprawdę. Wiesz, jak skutecznie wciągnąć tak, że nie można oderwać wzroku od monitora :)
Ale się porobiło... To wszystko z Erikiem bardzo, ale to bardzo mi się nie podoba. Od samego początku byłam na nie, co do niego i to się nigdy nie zmieni. Nie wierzę w żadne jego słowo. Ani w tą ich miłość, bo to źle się skończy. Erik znowu pójdzie sobie w długą, a Jess będzie cierpieć. Zresztą, wydaje mi się, że ona zbyt mocno pogubiła się we własnych uczuciach. Współczuję jej, bo sama nie wiem, jakbym postępowała na jej miejscu, kiedy serce mówi co innego niż rozum i na odwrót. I tak źle, i tak niedobrze... No i nasz Michael. Chłopie, co ty do cholery wyczyniasz??? Jaki koniec kariery? Brak motywacji, też mi wytłumaczenie. Sportowiec, walczący z zaangażowaniem o najwyższe laury, nigdy by czegoś takiego nagle nie powiedział. Coś musiało się wydarzyć... Tylko co?
Przełomowy rozdział? No, kochana, to ja już nie mogę się doczekać! Ciekawe, co wzmożona obecność Michaela za sobą przyniesie... ♥
Weny i buziaki :**
Jestem! ❤
OdpowiedzUsuńRewelacyjny rozdział. Zazdroszczę talentu. Nie wiem czy to już pisałam,czy też nie,ale po prostu kocham to opowiadanie. Jest tak wciągające,że chciałoby się więcej i więcej.
Jeśli chodzi o Erika... Nie lubiłam go od samego początku. Wydawał się taki dziwny, nieszczery w uczuciach. No i jeszcze ta Susanne, której ufa,a ona to zaufanie wykorzystuje.
Współczuję Jess,bo po raz kolejny może zostać sama,zupełnie sama.
Wydaję mi się,że dziewczyna pogubiła się w swoich uczuciach.
No i co ten Michael wyprawia? Jak to kończy karierę? Czyżby Sarah miała w to jakiś wkład?
Z niecierpliwością czekam na kolejny i weny życzę.
Buziaki. ;*
Świetny był ten rozdział! ;* Bardzo podobało mi się to jak Erik prosił o wybaczenie. Najwidoczniej bardzo zależy mu na Jess i może to dobre wyjście z tej sytuacji? Żeby oni jednak się dogadali i stworzyli coś poważnego. Nie jestem do końca przekonana do Erika, bo trochę mu nie ufam po tym wszystkim, ale widać, że naprawdę ją kocha.. Po co miałby udawac? A Jess też nie jest obojętna. Tylko nie do końca wiem kogo ona tak naprawdę kocha. No bo niby zalezy jej na Eriku, ale przez Michiego przepłakała całą noc. Więc jak to w końcu z nią jest?;D
OdpowiedzUsuńNo i czemu Michi zrezygnował z kariery?!? Co on wyprawia!
Pozdrawiam! ;*
I czekam na następny;)
Dotarłam, w końcu ruszyłam tyłek i jestem po tak wielkiej przerwie za którą przepraszam :(((
OdpowiedzUsuńRozdział jest przecudowny 😍❤
Nadal nie potrafie uwierzyć, że Michi postanowił zakończyć karierę
Erik kocham cię, no bo cię kocham xd ale Jess powinna być z Michim :DD
Czekam na kolejny
Buuziaki :***
Rozdział cudowny!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy Jess dobrze zrobiła dając Erikowi szansę. Naprawdę nie wiem. To się okaże. Może rzeczywiście niech lepiej Jess będzie z Erikiem? Może...
Michi! Co ty...?! Hę? Oszalałeś? Uderzyłeś za mocno głową w ścianę? A może ma coś z tym wspólnego Sarah? Nie kończ kariery, szaleńcze!
Czekam na kolejny z niecierpliwością ;*
Buziaki ;**
Twoja fanka #1 - British Lady
Melduję się!
OdpowiedzUsuńO cholerka, ale się porobiło o.O
Zacznę od Michiego. Czy on oszalał?! Nie no, ja się takiego czegoś kompletnie nie spodziewałam :O Ale że on tak na serio kończy ze skokami? Kurczę, co go do tego skłoniło? Albo raczej kto? Sarah, czy to ty? o.O
W sumie to pomyślałam, że on skończył, po to, żeby móc przenieść się do Niemiec. Do Jessi. Może zrozumiał, że ją kocha i chce o nią walczyć. Takie coś mi się nasunęło.
A Jessi... Niezłe jazdy ma z Erikiem. Ja pana Durma bardzo lubię, oj bardzo. Jednak teraz myślę, że przesadza. On nie ma obowiązku wspierać Susanne! Nie ma! Może chce być dla niej dobry, no okej. Ale widzi, że ona go wykorzystuje. Niech pozbędzie się jej ze swojego życia raz na zawsze i będzie szczęśliwy z Jess (tak, nadal kibicuję ich związkowi).
Czekam na kolejny!
Buziaki xx
Witaj Kochana!
OdpowiedzUsuńZacznę na wstępie: ale zamieszanie! I to dosłownie. Jakiś nagły przewrót.
Michael? Nie!! On nie może! Koniec kariery, czy on zgłupiał??
Erik i Jess. Tu nasuwa mi się jedno słowo. 'Co?' Erika nie lubię jak to można zauważyć, a do tego ta jego chora pomoc Susanne. Jak zauważyła Jessi tacy ludzie się nie zmieniają nigdy. Co do jego nagłej zmiany, nie wiem co o tym sądzić. Jakoś nie potrafię uwierzyć w jego słowa. A Jess? Czy nie ufa mu za ślepo? Nie wiem.
Kochana, przełomowy rozdział?
Nie mogę się już doczekać!
Tym bardziej, że Twoje opowiadanie jest doskonałe!
Do następnego i buziaki ;*
Jestem, powoli nadrabiam zaległości...
OdpowiedzUsuńNormalnie nie wiem co napisać, ten rozdział wzbudził we mnie tak bardzo ambiwalentne odczucia, że masakra.
Niby słodko, bo Jess kocha Erika, tak samo jak on ją. Ale czy to wystarczy???
Bo z drugiej strony pojawia się Susanne i wszystko psuje. Miała się zmienić, a co? Jest jeszcze gorzej niż było, tak?
Do tego Michi odstawił narty, zrezygnował ze swojej pasji. Jedna decyzja już za nim, teraz czekam na kolejne, czy oby na pewno będą słuszne, jak ta?
Pozdrawiam, buziole
Hej Kochana! :*
OdpowiedzUsuńW końcu nadrabiam zaległości..
Jesteś geniuszem, to jak wzbudzasz emocje w czytelniku.. Chciałabym tak umieć :)
Jak wiesz, ja od początku nie byłam przekonana co do Erika. I podtrzymuje moje zdanie, nawet coraz bardziej się w nim upewniam. Jakoś nie wierzę w te jego przeprosiny :/ I jeszcze jego była która się niby zmienia ale tak naprawdę zostaje tą samą narkomanką co wcześniej.
Myślę, że Jess powinna kopnąć Erika w dupę, chociaż wiem że skoro jest zakochana to raczej tego nie zrobi :(
A Michi?! Jak on mógł? Jak przeczytałam ten fragment o zawieszeniu kariery to momentalnie zachciało mi się płakać ;o
Lecę czytać siedemnastkę :3
PS. Zapraszam do mnie na osiemnastkę ;*
"ona jest najmniej doceniania" - doceniana
OdpowiedzUsuńWykorzystam takie nawiązanie życia do restauracji, właściwie do karczmy - idealne porównanie i pomoże mi nawiązać do pewnych "siedmiu Bożych córek". Dziękuję ci, że mnie natchnęłaś. Naprawdę bardzo ci za to dziękuję.
Podobała mi się wzmianka o tym, że jest głupia i traci mózg bo sądziła iż ucieknie przed zawodowym piłkarzem xD
Czasami podoba mi się humor w twoim opowiadaniu, fajnie gdy coś wywołuje uśmiech i pozwala się zaśmiać.
"że nie byłaś w stanie oddychać" - nie byłeś, bo jednak mówi do chłopaka, Ericka, więc rodzaj męski.
A oni ciągle "balastują". Czasami trzeba zerwać więź, przeciąć nić i iść dalej. Nie zawsze warto wybaczać, czasami najlepszą decyzją jest zboczenie z trasy i nie iście już wspólną drogą.
Nie sądziłam, że J miała siostrę narkomankę, ale jej brat też wyskoczył jak taki królik z kapelusza, więc nie dziwi mnie, że teraz wyciągnęła z rękawa asa w postaci siostry. Może to przemówi E do rozsądku. Pomagać narkomanom należy, ale czasami najlepsze co można dla nich zrobić, to zostawić ich samym sobie, bo jak mają gdzie mieszkać i co jeść i kogoś kto ich opierze, ubierze i nakarmi, to po co mieliby się zmieniać? Tak jest dla nich wygodniej. Czasami dopiero jak zostaną sami, to stają na własnych nogach i na własną rękę szukają pomocy, trafiają do ośrodków i wychodzą na ludzi. I piszę to jako studentka psychologi. Nawet na odwykach doradza się, że jeśli ktoś ucieknie i przyjdzie do domu, to nie pozwolić zostać, odwieźć do ośrodka, gdy narkoman się zgodzi, a jeśli nie, to wskazać drzwi.
Jednak dzisiaj nie nadrobię całości. Postaram się wrócić jutro rano, albo pojutrze. Po prostu nie przewidziałam, że rozdziały będą takie długaśne, ale to dobrze, że niektóre są takie długie, bo jak ktoś lubi czytać, to nie jest to żadnym, nawet najmniejszym problemem.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com