„Piękno
rodzi się w sercu,
odbija się w oczach i żyje w
czynach.”
J.R.
Przede
mną stało teraz jedno zadanie.
Stosunkowo łatwe, lecz zazwyczaj bywa tak, że to na najłatwiejszych aspektach
życia, człowiek gubi się najbardziej. A teraz jedyną rzeczą, na której się
skupiłam, była gala sportu dla wszystkich piłkarzy Bundesligi. Ja i piłka? Tak,
w końcu moim bratem był sławny Marco Reus, a on oczywiście nie mógł pozwolić,
bym została w końcu sama, delektując się ciszą, spokojem, myśląc o tym, co
mogłoby być… Hm… To chyba jednak lepiej, że zabiera mnie na tę galę. Lepiej dla
mnie samej…
Chciałam
błyszczeć już nie tylko dla Marco, lecz w szczególności dla Erika, którego nie
widziałam od tego pamiętnego wieczoru, kiedy darowaliśmy sobie namiętne
pocałunki. Pocałunki, których nie można było określić jako przyjacielskie. Nie.
One były drapieżne, jakbyśmy nie
widzieli się wiele, wiele lat. Jakbyśmy na siebie czekali spory szmat czasu. A w
rzeczywistości przecież się nie znaliśmy… Jak to wyjaśnić? Jak objąć rozumem,
że jeden wieczór, podczas którego nawet nie rozmawialiśmy, stał się dla mnie
tak ważny? Na to nie mam wytłumaczenia. Nie pojmuję siebie. Nie pojmuję
własnego postępowania. Nie pojmuję własnych myśli, które wypełniał właśnie
Durm.
Jak
wyjaśnię fakt, że miałam wrażenie, iż znam Erika lepiej niż siebie samą, skoro
pierwszy raz w życiu zamieniłam z nim kilka słów?
Poznanie
człowieka nie zawsze polega na tym, by znać jego przyzwyczajenia, poglądy,
przeszłość… Prawdziwie poznajemy ludzi dopiero wtedy, gdy spojrzymy im w oczy i
widzimy w nich prawdę. Potrafimy rozszyfrować głęboki sens tęczówek, kryjących
w sobie wiele tajemnic, bólu, jak i radości. Bo to oczy są lustrem duszy. Ciało
nieustannie się zmienia. Można je nawet w jakiś sposób skorygować, lecz oczy?
Oczy zawsze pozostają takie same. Od chwili narodzin, do śmierci. Dokładnie tak
samo jak dusza. Ona również nigdy się nie zmienia…
Założyłam
na siebie sukienkę uszytą z cienkiego, lejącego syfonu, koloru granatowego. Mój
pas przepasał cienki paseczek z cyrkonii, które znajdowały się również przy dekolcie.
Wszystko udoskonaliłam czarnymi butami na wysokim obcasie, a włosy starannie
upięłam na boku, dekorując fryzurę cyrkoniową spinką.
Lekki
makijaż, podkreślał moje niebieskie oczy.
I tyle. Stosunkowo niewiele zrobiłam, a trochę mi to zajęło…
-Nie
mogę uwierzyć, że ktoś może być tak piękny- wyszeptał mi nieśmiało na ucho
Marco, wywołując na mojej twarzy jeszcze szerszy uśmiech niż przed momentem.-
Widać, że masz to po mnie.
-Bo cóż
innego miałbyś mi powiedzieć?- przewróciłam oczami, przyciągając Niemca jeszcze
bliżej siebie, w sposób, że stykaliśmy się nosami.- Ale ty też jesteś niczego sobie-
gwizdnęłam cichutko, poprawiając biały kołnierzyk od koszuli chłopaka. I
pomyśleć, że kiedyś potrafiliśmy się nawet kłócić. Dopiero od czasu mojej
choroby, Marco tak naprawdę zaprzestał z docinkami. Traktował mnie jak
porcelanową lalkę i ja to doskonale czułam. Cóż… Co ja mogłam? Nie powiem, bo
przeszkadzało mi to, lecz nie mogłam go karać za dobre chęci…
-Masz tam
uważać, jasne?- spytał, patrząc na mnie tym swoim penetrującym wzrokiem, który
cechował tylko i wyłącznie jego osobę. Wiele o sobie mówił, jednak w
rzeczywistości mogło wydawać się innego. Tylko ten wzrok potrafił zamienić mnie
ze skrajności w następną skrajność i tak dalej, dalej, tocząc po błędnym kole.
-O czym
ty mówisz?- zapytałam spokojnie, łagodnym wzrokiem zerkając w stronę blondyna,
który nie stracił z wyrazu swej twarzy nawet nutki zakłopotania. Spokój był
jedyną reakcją, którą mogłam zastosować, by kompletnie nie zbić chłopaka z
pantałyku.
-Na
takiej imprezie może być wiele różnych substancji…- wykrztusił kłopotliwie, co
spotkało się jedynie z pogardliwym spojrzeniem z mojej strony, gdyż od razu
domyśliłam się do czego dąży Reus.- Rozmawiałem ostatnio z twoim lekarzem.
Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie możesz mieszać niektórych…
-Dobra,
skończ- urwałam szybko, zabierając swą torebkę z fotelu w salonie.- Powinniśmy
już iść. Nie chcę się spóźnić- bąknęłam pod nosem, po czym wyszłam z domu,
zostawiając za swymi plecami blondynowatego. Nie ufał mi? Może to tylko troska? A może
kontrola? W ostatnim czasie coraz częściej wspominał o tym, co działo się w przeszłości.
Właściwie to o tym, co doszczętnie zniszczyło me życie. Tak, zniszczyło. Ono
leżało w gruzach. Nie było zupełnie niczego, oprócz jednego. Ja wiem czego,
lecz nadal podświadomie bronię się przed tym, co kiedyś było nadrzędnym celem. Dlatego
tak naprawdę walczyłam, a co i tak straciłam. Co niby prowizorycznie
odzyskałam, a i tak nie mogłam z tego w pełni korzystać… Wstydzę się tego. Mam sobie samej za złe, że doprowadziłam do
takiego stopnia. Boję się, że znowu może wrócić, kiedy głośno nazwę rzeczy po
imieniu. Prawda była taka, że moje życie
już na zawsze będzie uzależnione od tego potwora. Przekleństwa, które miało
kontrolę nad moim marnym życiem długi czas, niszcząc nie tylko organizm, lecz
wszystko co w życiu ważne.
Miłość.
Przyjaźń. Rodzinę. Pasję. I jeszcze raz miłość… Przede wszystkim miłość…
Ale w
odpowiednim czasie ktoś właściwy wyciągnął dłoń w moją stronę. Pomógł.
Cierpliwie czekał na moment, kiedy podniosę bohatersko głowę, mówiąc: „Jestem
silniejsza!”. Zagrzewał do walki. Nieustannie był. Czułam jego dotyk każdego
dnia. Ciepły oddech na karku, ciągle mi towarzyszył. Sprawiał, że w końcu miałam dla
kogo walczyć. Mimo że nadal oszukiwałam się, co do prawdziwości tej tezy, którą
wmawiałam sobie samej… Jednakże nic w życiu łatwo nie przychodzi. Było ciężko.
Ba, nawet bardzo ciężko, nie tylko mnie, lecz przede wszystkim Marco i
rodzicom. Walczyli sami ze sobą. Ściślej mówiąc, pomiędzy tym, co czują, a tym
co myślą. W końcu zaakceptowali. Można
powiedzieć, że pokochali jeszcze bardziej,
a kiedy powoli wstawałam z kolan, podnosząc się z dna, które osiągnęłam, byli
ze mnie dumni bardziej niż ktokolwiek
inny mógłby być. Nawet ja sama. Bo to
właśnie magia prawdziwie kochającego człowieka. Nieważne czy to partner
życiowy, czy rodzina i bliscy… Ten, kto kocha, akceptuje przeszłość ukochanej
osoby. Puszcza ją w niepamięć, co jednak nie zmienia faktu, że musi o niej
wiedzieć dosłownie wszystko.
∞
-Erik
już jest- poinformował Marco, widząc na podjeździe sylwetkę swojego
przyjaciela. Erik. Cholera jasna, Erik! I zaczyna się. Już serce podchodzi mi do
gardła. Widzę jego nieziemskie tęczówki, zwracające jedynie na mnie uwagę.
Czułam jego wzrok na sobie. Tak samo intensywny. Ale jednak jakiś inny… Czy mam rację uznając, że jego wzrok stał się
nieobecny? Ludzie zewsząd potrącali go wśród obecnego rumoru, a on nieobecny
stał wpatrzony, prawdopodobnie we mnie, a ja nie wiedziałam jakie myśli mogą
przebiegać przez jego głowę. Nie miałam pojęcia, mimo że tak bardzo chciałabym
czytać teraz w jego myślach… Uśmiechnęłam się subtelnie. Tak po prostu.
Mimowolnie. Czyżbym ucieszyła się na jego widok? Tak, sama nie potrafiłam nawet
tego przed sobą ukryć. Jest poważniej niż myślałam… Można powiedzieć, że
stęskniłam się za nim. Nie widziałam go od czasu, kiedy ostatni raz był u mnie
na kolacji. Od czasu, kiedy skradaliśmy sobie na wzajem namiętne pocałunki… Tego nie można pominąć… Od tego czasu co dnia
powracałam do niego. Szukałam go myślami we własnych wspomnieniach. Stał się
cząstką mnie, bez której nie umiałam żyć, a z którą żyłam bardzo krótko. Dziwne, prawda? Po raz pierwszy coś takiego
poczułam. Z całych sił próbowałam
wyprzeć się tych uczuć. Na razie nie miałam co myśleć o jakimkolwiek związku.
Nie teraz. Rany po Thomasie są jeszcze za świeże… Nie przysługiwało mi prawo do
myślenia o Eriku w taki sposób, jak robiłam to właśnie w tej chwili…
-Cześć…-
przywitałam się z Durmem subtelnym całusem w policzek, korzystając z okazji, że
ukochany braciszek poszedł przywitać się
z kolegami z drużyny, a obiekt mojego zainteresowania akurat sam popijał przy
niewielkim barku drinka.
-Cześć,
księżniczko- odparł, nie kryjąc zdziwienia z powodu mojego zachowania. Bo czy mogłoby być ono naturalne?
Nie, nie mogło, choć próbowałam to w sobie ukryć.
-Dlaczego
mnie tak nazywasz?- zapytałam w końcu, próbując usilnie wysilić się na głos
pełen pretensji, co w ostateczności nie udało mi się za dobrze…
-Bo
jesteś jak księżniczka- odpowiedział oczywistym tonem głosu.- Piękna,
delikatna, wybredna…- wymieniał, upijając kolejny łyk kolorowego napoju.
-Wybredna?!-
pisnęłam oburzona, zakładając ręce na piersi.- Ja wybredna?! Ciekawe na jakich
podstawach tak stwierdziłeś!- chłopak zaśmiał się, po czym pociągnął mnie za
rękę w bardziej ustronne miejsce, gdzie moglibyśmy być tylko we dwoje. Cenna
chwila. Czerwieniłam się jak głupia, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Głupia sprawa…
-Już
wyjaśniam- rzucił z zawadiackim uśmiechem, obserwując moją zmieszaną twarz.-
Nie wystarcza ci to, co masz, a posiadasz cholernie dużo. Marco wiele mi o tobie
opowiadał, a ja umiem wyciągnąć z niektórych opowieści odpowiednie wnioski-
dodał, gdy zobaczył, że moje usta rozwierają się, by zadać jedno z pytań, które
rodziły się w mojej głowie.- Próbujesz wybrać kogoś, kto mógłby zaspokoić
wszystkie twe potrzeby. I tak brniesz w to wszystko coraz bardziej, bardziej.
Wiesz dlaczego?- znowu przywarł mnie do ściany, zamykając pomiędzy swymi
umięśnionymi ramionami.- Bo jedne potrzeby mogą zaspokoić tylko twoi byli , a
drugie ja.
-Skąd
takie podejrzenia, że w ogóle coś dla mnie znaczysz?- prychnęłam, przewracając
oczami. Jessica, jednak nie miałaś prawa zaprzeczać! Zależało mi na Eriku. Cholernie zależało. Nie
wiem czemu, nie wiem kiedy to się zaczęło, ale zależało… Na twarzy chłopaka
zawidniał jedynie krzywy uśmieszek, a zaraz po tym nie zorientowałam się nawet,
kiedy Erik wpił się w moje pełne wargi, nie szczędząc sobie drapieżności i
buchającej ogniem namiętności w kolejnych pocałunkach.
-Miałem
rację- rzekł z zadowoleniem, kiedy oddalił się od moich ust. Że też nie
potrafiłam ukryć bardziej tego, co czuję… - Człowiekowi, którego się
nienawidzi, nie pozwala się na takie pieszczoty.
-No
dobrze… Złapałeś mnie- przyznałam zaciskając zęby.- Jesteś jakimś cholerstwem w
mojej głowie, o którym nie mogę zapomnieć. Ale… ja dla ciebie też nie jestem
obojętna- powiedziałam pewnie i lekko, patrząc bez skrępowania prosto w oczy
Niemca.
-Nie
śmiałbym nawet przeczyć…- szeptał pomiędzy kolejnymi pocałunkami, których
stałam się godna.- Ale Marco… On jest moim przyjacielem. To, co robimy, jest
niewybaczalne- wysłał mi znaczące spojrzenie, a na moją twarz wkradło się
niezrozumienie. O czym on w ogóle mówił?- Marco stwierdził, że już nigdy więcej
nie dopuści do ciebie żadnego faceta…
-Marco nie
musi o niczym wiedzieć, jeśli dla ciebie jest to jakiś problem- wysapałam, tym
razem sama przejmując inicjatywę, pieszcząc obojczyk Niemca pocałunkami.- Niech
to będzie nasza słodka tajemnica. Co ty na to?
-Niegrzeczna
dziewczynka- powiedział, błądząc rękami w okolicy moich bioder. A ja… We mnie jakby na kilka chwil wstąpił
inny duch. Niekoniecznie lepszy. Zaczęłam domagać się rzeczy, której nigdy nie
powinnam nawet chcieć. O której nie powinnam nawet pomyśleć… Świata nie było. Był Erik… A Michi? Zapomniałam o nim? Kiedy znalazłam
się blisko Erika, najzwyczajniej zapomniałam. Nie liczyło się nic, oprócz
bliskości Erika, którym wypełnione było moje ciało. Umysł. Nawet serce… Jednak
nie w całości. Ale to już krok do przodu. Powoli uwalniałam się z kajdan, w
które zakułam się kilka lat temu…
-Musimy
iść. Niedługo zaczną nas szukać- powiedział półszeptem Durm, składając na moich
ustach ostatni pocałunek, tym razem nieco delikatniejszy…
„I teraz wiem, jak to
życie można łatwo przegrać.”
M.H.
Nie jest
sztuką znaleźć osobę idealną. Prawdziwą sztuką jest odnaleźć człowieka, którego
wady jesteśmy w stanie w pełni zaakceptować. Ja chyba całe swoje życie byłem
ślepy. Tyle lat już żyję i jak mi się toczy to życie, to tak jeszcze nigdy nie
zdołałem znaleźć kogoś takiego. U każdego coś mi przeszkadzało… Może… Nie.
Dalej trzymam się swojego zdania. Mi ciągle ktoś przeszkadza. Jeśli człowiek
czuje całym sobą miłość, to inni w ogóle go nie obchodzą. Nawet gdyby stanął
przed nim wymarzony książę czy księżniczka z bajki, zapewne nawet by ich nie
zauważył. Dlaczego? Bo liczy się ta jedna jedyna osoba. To właśnie jest
najpiękniejsze i najważniejsze w tym, co dotyczy miłości. To, by nie szukać
niepotrzebnych wrażeń. By być z kimś od tak. Po prostu. Na sto procent… Całym
sobą… Z tym miałem największy problem…
-Cześć-
usłyszałem cienki głos za swoimi plecami. Zaraz po tym moim oczom ukazała się
wysoka brunetka z oczami czarnymi i żarzącymi się niczym dwa, czarne węgielki.
Skądś ją pamiętałem… Ale skąd?
-Cześć-
burknąłem od niechcenia. Kolejny wieczór… Kolejny spędzony dokładnie tak samo.
W dokładnie takim samym towarzystwie. W ten sam sposób… Z drinkiem w ręku,
głośną muzyką tętniącą w uszach oraz tabunem kobiet, z którymi zawierałem…
Jakby to powiedzieć… Bliskie znajomości.
-Musimy
poważnie porozmawiać, Michael…- wyjąkała tak cicho, że ledwo co byłem w stanie
ją zrozumieć. Przez ostatnie dni zdążyłem sobie zaznajomić kilka dziewcząt.
Można nawet rzec, że pierwszej urody. Co było najbardziej bezcenne? Świadomość,
że nie powinienem. Że byłem już żonaty. Że związałem się już na stałe z
kobietą, która w dalszym ciągu myślała, że cały ten czas spędzam przy Stefanie.
Ona była do tego stopnia głupia, czy naiwna? A może kochała za bardzo? Cóż…
Chciałbym się zmienić. Wiedziałem, że robię źle. Że jestem skończonym dupkiem,
ale co mi z tego? Chciałem przez tę krótką chwilę zostać tym pieprzonym
egoistom, który pragnął chwili spokoju. Kilku godzin, podczas których nie
tęskniłby w ten cholernie bolesny sposób. Tęsknił za wspomnieniami…
∞
Od samego
początku naszej znajomości powtarzała mi pewną formułkę, która zakładała, że
miłość nigdy nie jest zachłannym braniem, a dawaniem tego, co najlepsze.
Ofiarowywaniem siebie oraz wartości, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia.
Że miłość jako jedyna może naprawić to, co zepsuło się przez nienawiść czy też
zwykłą, ludzką głupotę. Że miłość od stworzenia świata jest zaufaniem, którego
nie można zawieść. Że miłość jest cierpliwością. Wiernością. Radością, którą
się dzielimy. A nawet i smutkiem, którą partnerzy odczuwają wspólnie. Że miłość
jest wiecznością. Jest dniem dzisiejszym i… jest zawsze. Tak po prostu… Od zawsze powtarzała mi to jak mantrę.
Można rzec, że było to jej mottem życiowym. Piękne, prawda? Tylko szkoda, że ja
nie umiałem się do czegoś takiego stosować. To ze mną było coś nie tak? Czy ja
naprawdę musiałem spieprzyć wszystko, czego się dotknąłem?
-Matko
Boska… Michi, co się dzieje?!- nie mogła nie zauważyć. Nawet ślepy wyczułby, że
coś jest nie tak. Że kolejny raz zepsułem coś, na czym cholernie mi zależało.
Co tak naprawdę sprawiało, że żyłem. Tak. Mówiłem o Sarah. Tej samej, której
wywinąłem taki numer… Teraz nawet uśmiech Jessi w niczym nie będzie w stanie mi
pomóc. A teraz? Właśnie w tej chwili patrzyła
na mnie swymi okrągłymi, dużymi, niebieskimi oczyma, które nie kryły
zmartwienia i zawiedzenia. Co prawda, widzieliśmy się jedynie za pomocą
Internetu, lecz mimo to czułem jakby była tutaj, obok mnie.
-Sarah
mnie znienawidzi…- wykrztusiłem, tępo patrząc przed siebie. Szczerze powiedziawszy,
nie wiedziałem nawet co jest przedmiotem, na którym skupiam całą swą uwagę. W
mej głowie kotłowało. Ciało drżało. Serce podobnie, lecz ze strachu. Ja… Tak,
bałem się…
-Co
znowu nawywijałeś?- spytała twardo, a ja nadal czułem jej surowy wzrok na
swojej osobie. Tym razem, pierwszy raz, zacząłem się cieszyć, że jest tak
daleko ode mnie. Przynajmniej w ten sposób nie mogła sprawić, że czułbym się
jeszcze podlej…
-Będę
ojcem…- wydukałem ledwo, zaszokowany jak brzmi to właśnie z moich ust.
Nienaturalnie. Dziwnie. Obco. Bo to wszystko nie tak miało wyglądać.
Zdecydowanie nie tak… Na początku, nawet osoba miała być inna…
-Sarah
jest w ciąży?!- wykrzyknęła z entuzjazmem, a na jej twarzy zobaczyłem szeroki
uśmiech. Ten, sam który wcześniej byłby w stanie odgonić wszystkie chmury znad
mojej głowy, a który już teraz nie skutkował. Sprawa była niestety cięższego
kalibru…- Michi, gratuluję! Będziesz ojcem! Który to miesiąc?!- zadawała
kolejne z pytań, a jej wesoły głos przyczynił się jedynie do skumulowania się
kolejnej fali bólu, która zalewała mnie od środka. Topiłem się, mimo że
znajdowałem się na suchym lądzie. Czy to jest normalne? Nie…
-Jessi!-
krzyknąłem podenerwowany, zrywając się gwałtownie na równe nogi. Krążyłem przez
krótką chwilę po pokoju, zamykając szczelnie swe powieki. Może to wszystko, to
tylko sen? Czy istnieje jakakolwiek szansa na to, że zaraz się obudzę i zostanę
de facto uratowany?- To nie Sarah jest w ciąży…- wycedziłem w końcu przez zęby,
patrząc na prosto w jej oczy. Cóż, nawet przez szklany ekran, byłem w stanie
dostrzec jak wszystkie iskierki w jej oczach gasną…
~*~
Hej,
Miśki! ;*
Tradycyjnie jestem w piątek. ;)
Jak mijają Wam dni? Czy Was również słoneczko rozpieszcza swoim ciepłem?
Czuć! Czuć lato, wakacje! ♥
Wracając do rozdziału... Cóż, osobiście nie jestem z niego zadowolona. Wcale. Ani trochę. Wyszła zwyczajna 'zapchajdziura'. ;/
W następnym obiecuję trochę więcej Jessi, Erika i Michiego. ;D
Do następnego! ;*
Tradycyjnie jestem w piątek. ;)
Jak mijają Wam dni? Czy Was również słoneczko rozpieszcza swoim ciepłem?
Czuć! Czuć lato, wakacje! ♥
Wracając do rozdziału... Cóż, osobiście nie jestem z niego zadowolona. Wcale. Ani trochę. Wyszła zwyczajna 'zapchajdziura'. ;/
W następnym obiecuję trochę więcej Jessi, Erika i Michiego. ;D
Do następnego! ;*
Jak możesz być niezadowolona z takiego dzieła? :o
OdpowiedzUsuńPowaliłaś mnie na kolana. A szczególnie tą końcówką. :o
Ale zacznijmy może od początku.
Marco bardzo troszczy się o siostrę, ale wydaje mi się, że dla Jessi jest to w pewnym stopniu uciążliwe. Jasne, ze rozumiem, iż jest jej bratem i czuje się za nią odpowiedzialny, a w konsekwencji chce ją chronić, ale myślę, że dając jej wskazówki na każdy krok jej życia wcale jej nie pomaga. Wręcz przeciwnie. Daje jej do zrozumienia, że nie jest na tyle silna, by przebrnąć przez życie na własną rękę. Rozumiem i ją i jego. :) To może nieco dziwne, ale tak już jest i koniec. :P
Erik.. Tak cholernie intrygujący Erik... Z każdym rozdziałem i odsłoną jego osoby pokazujesz, że jest wspaniałym chłopakiem. Nieco tajemniczy, pewny siebie, ale i delikatny. Wydaje mi się, że oboje czują do siebie coś znacznie więcej, a do czego nie chcą się przyznać. Okej, potwierdzili swoje domysły, ale żadne z nich nie wyraziło się w 100% o tym, co myśli o drugim. ;) To jest w pewien sposób fascynujące. To jak oboje stopniowo krok po kroczku, sekunda po sekundzie, minuta po minucie, dzień po dniu, odkrywają przed sobą karty... ♥
Cały czas mam przed oczami ich flirt... Pasują do siebie tak idealnie...
Od początku byłam wielką fanką Michaela i nawet, gdy dowiedziałam się o tym, jak postąpił, gdy dowiedział się o chorobie Dżess nie przestałam go szanować i kibicować ich miłości.. Teraz to się chyba troszkę zmieniło.
Wydaje mi się, że Michi się zagubił. Być może to Jessica będzie jego drogowskazem... Jednakże coś we mnie, jakaś mała cząsteczka bardziej popycha mnie w stronę piłkarza... Kiedy nasza bohaterka jest przy Eriku nie myśli już tak intensywnie o Michaelu. Może to jest to prawdziwe uczucie? Może to jest to uczucie, którego szukała tak długo?
Michael... Michael... Michael... Coś Ty chłopie najlepszego zrobił? o.o
Jestem w szoku.
Klaudia, po raz kolejny sprawiłaś, że nie wiesz, co mam myśleć, co robić, ani co napisać. Jak możesz? :o :D ♥
Nie rozumiem go. Naprawdę go nie rozumiem.
Jak on śmie twierdzić, że kocha Sarah, że chce z nią być, że chce o nią walczyć, jednocześnie zdradzając ją i okłamując? Myślałam, że kiedyś to się może zdarzyć, ale nie sądziłam, że faktycznie do tego dojdzie.
Zdrady może i udałoby mu się ukryć, ale dziecko?
Przecież to żywa istota. Człowiek. Człowiek, który ma potrzeby, Człowiek, który powinien mieć ojca. Człowiek, który powinien czuć się kochany, chciany i szczęśliwy...
Jak może zapewnić to wszystko swemu potomkowi, budując mu świat oparty na kłamstwie i krzywdzie? Przecież Sarah poczuje się jak śmieć. Nic nie warty...
Poniekąd jej się należało... Skoro zmusiła Jessi do wyjazdu i odegrała czarny charakter, powinna ponieść karę. Srogą karę. Ale nie taką karę...
W życiu Michaela wszystko się wali... Ale może za to Jessica w swoim życiu odnajdzie odrobinę szczęścia?
Jestem po prostu zachwycona jedenastką i nie mogę się doczekać dwunastki. ;) Nic więcej dodać nie mogę. :) Mistrzowska robota, Kochaniutka! ♥
Kocham! ♥
Zapchajdziura? Skądże!
OdpowiedzUsuńRozdział idealny,cudowny,fenomenalny, fantastyczny? Owszem! ❤
Skąd masz taki talent,dziewczyno? Można się nim zarazić,albo coś?
Jestem wręcz zachwycona tym co piszesz. ❤
Wracając do rozdziału...
Cieszę się,że Jessica w końcu wydaje się być szczęśliwa,ale szkoda,że osobą,która daje jej to szczęście jest Erik,a nie Michael. Swoją drogą to ten drugi pan nieźle namieszał w swoim życiu. Z jednej strony jest mi go trochę żal,lecz z drugiej zasłużył sobie na to. Przecież ma żonę,więc nie powinien robić takich rzeczy.
Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego i weny życzę!
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za nieogarnięty komentarz.
Buziaki. ❤
Całkowicie nawalam z komentowaniem. PRZEPRASZAM! Oczywiście wszystko czytam, tylko po prostu jestem mega zabiegana i często nie mam czasu komemtować :(
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to nie wiem, gdzie Ty widzisz tą 'zapchajdziurę', bo ja tam widzę dzieło sztuki :v
Powiem szczerze, że mnie mega zszokowałaś tym dzieckiem Michiego :O Ale cóż... sam jest sobie winien. Dobrze, że hodziaż Jessica jest szczęśliwa, chociaż nie powiem, nie miałabym nic przeciwko, gdyby byli razem ^^
W każdym bądź razie mam nadzieję, że dziecko okaże się nie być potomkiem Michaela, a on się wreszcie ogarnie. Nie wierzyłam, że to powiem, ale pomimo tego jak się zachowywała naprawdę żal mi Sarah. Mimo wszystko nie zasługuje na to, co los (a raczej Michi) jej zgotował. Doskonale widać jak wielkim uczuciem darzy Hayboeck'a i pomimo, że nie jestem jej jakąś wielką fanką (wręcz przeciwnie), mam nadzieję, że jakoś pokukłada sobie życie.
Jessi i Erik. W sumie jestem na tak. Jeśli panna Reus nie może być szczęśliwa z pewnym Austriakiem, to niech będzie szczęśliwa z Durmem :) A skoro widać jakiąś chemię pomiędzy nimi i jest szansa, że może im się udać, to czemu nie? ^^
Z niecierpliwością czekam na nowy i obiecuję, że od teraz postaram się komentować każdy rozdzaił :)
Buziaki ;*
chociaż *
UsuńZapchajdziura? Żartujesz, prawda? Przecież rozdział jest genialny!
OdpowiedzUsuńO jejku... Ale mam teraz mętlik w głowie, szczególnie po tej końcówce... Dobrze, że Marco troszczy się o siostrę, ale powinien chyba mimo naprawdę szczerych chęci, trochę przystopować. Michi... Mam wrażenie, że pogubił się w życiu. Po raz pierwszy jest mi żal Sarah, której nigdy nie lubiłam. No i Jess. Cały czas mam nadzieję, że jednak zejdzie się z Hayboeckiem, bo nadal im kibicuję.
Buziaki :**
Nie mów nawet, że Ci się nie podoba ten rozdział! Napisany genialnie (jak zwykle)! :)
OdpowiedzUsuńCo tu się porobiło...
Boli mnie to, że Jessi zapomniała o Michim przy Eriku ;( Ale to pewnie dlatego, że kibicuję im od początku :)
Ale bardziej zaniepokoiło mnie co się stało z Michim... stał się zwykłym dupkiem... rozumiem, że Sarah to nie Jessi ale żeby zdradzać ją na prawo i lewo? I jeszcze ta ciąża... okej, nie przepadałam za Sarah ale to nie zmienia faktu, że jest mi jej żal. Jest mi jej żal przez to, że związała się z kimś takim jak Michael. Że Michael stał się taki a nie inny. Że rani wszystkich, którzy go kochają. Od początku stałam za nim murem ale chyba miarka się przebrała. To już zdecydowanie nie jest tamten Michi. Nie wiem jak on sobie to wszystko dalej wyobraża... a no tak, nie wyobraża sobie. Szkoda gadać... Myślałam, że skoro decyduje się na to żeby być właśnie z nią to wie co robi... jak widać nie wiedział. Chciałabym, żeby Stefan wygadał się Sarah. Żeby ona się o wszystkim dowiedziała i wystawiła Michaelowi walizki za drzwi. Wiem, że on najzwyczajniej w świecie się pogubił w tym wszystkim ale to żadne usprawiedliwienie. No i ma karę... nie żebym miała coś do tego jeszcze nienarodzonego dziecka ale jest ono jako taką karą dla Michiego. Dobra, już nie rozwlekam ;p
Co mogę jeszcze powiedzieć... trochę brakuje mi tych rozmów Michaela z Jessi tak, normalnie, twarzą w twarz, tych emocji, których nie mogli powstrzymać. Brakuje mi też Thomasa, ale myślę, że jego to akurat tutaj już dużo nie będzie :(
Kochana, nie mogę się już doczekać co będzie dalej :) Mam nadzieję, że słonko nie zawiedzie i będzie cały czas dawało Ci kopa z energią do dalszego pisania :)
Życzę dużo weny!
Buziaki ;*
Michael ojcem?! WOW! :D ^^ Co do naszego troskliwego braciszka... Mi osobiście podoba się Marc w takiej odsłonie, chociaż jak każdy medal, to Jessica może kiedyś niewytrzymać i po prostu wybuchnąć! Jeszcze ten przesłodki Eric, który nazywa ją swoją księżniczką... Eh, uwielbiam tego gościa! :)) ^^ Nie zważam nawet na fakt, że przez niego ma przed bratem sekret! :D *.* Przecież Rous nie musi o wszystkim wiedzieć! ;)) ^^ Mała tajemnica nie jest zła! :D Zastanawiam się również co teraz z Sarah... Właściwie jakoś wcześniej nie wzbudziła mojej szczególnej ciekawości, ale teraz jej współczuję i losy tej dziewczyny bardziej przejęły.
OdpowiedzUsuńMuszę Cię również solidnie opieprzyć moja droga! :D Ładnie to tak nie być zadowolonym ze swojego geniuszu?! :)) ^^ Kochana! Mnie ta cytuję: 'zapychajdziura' zachwyciła, dlatego jestem tak wściekła na Ciebie! :D *.* Nie doceniasz się, oj nie doceniasz... Uszanuj zdanie czytelniczek i uwierz, że było CUDOWNIE! :)) ^^
No i oczywiście cieszę się, iż nadciąga lato! :D Wreszcie mogę się opalać! :)) ^^
Życzę Ci kochana morza weny, wyższej samooceny oraz wypatruję kolejnego rozdziału! :** :3
Pozdrawiam i ściskam ze wszystkich sił! ♥
Whaaaaaat? ;o Jesteś niezadowolona z tak wspaniałego rozdziału? Seriously? Wpadam w depresję, bo w porównaniu z Twoimi pomysłami moje nadają się tylko, żeby zrobić z nich kulki papieru i wrzucać do kosza na śmieci... Do rzeczy.
OdpowiedzUsuńMichi będzie ojcem... czy tylko ja się tego nie spodziewałam? Cóż, to naprawdę ciężka sprawa. Jestem ciekawa jak z tego wyjdzie... właściwie jak postąpi wobec Sarah. Hm, będzie co czytać ♡
Poznajemy drugą stronę Jessi i... podoba mi się! Jej relacja z Ericiem jest niezwykle ekscytująca.
I ten rozdział to nie żadna "zapchajdziura" tylko ARCYDZIEŁO, wbić to sobie do główki ;* A jeśli dalej się upierasz to naucz mnie takie "zapchajdziury" pisać ;D
Buziaki,
British Lady
To zdecydowanie nie jest najlepsza pora na komentowanie tak skomplikowanych rozdziałów, ale cóż - postaram się stanąć na wysokości zadania.
OdpowiedzUsuń1. Marco - nie pałam do niego jakąś przesadną sympatią. Nie wiem dlaczego, ale on mnie drażni. Z pewnych powodów jego zachowani uważam za niedojrzałe. I te jego rady... mógłby sobie dać sposkój z tą przesadną troską o siostrę. Ja jestem w stanie zrozumieć, że on się martwi, ale... no kurczaczki.
2. Erik - jego to akurat nie znoszę i nic nie mogę na to poradzić. On mnie wyjątkowo denerwuje. Właśnie tym, że tak działa na Jessi - moim zdaniem aż do przesady. Pojawił się znikąd, a ona już tak za nim szaleje, że nawet zapomina o Michim. Nie podoba mi się to. Mam złe przeczucia co do niego, nie mogę pozbyć się wrażenia, że on chce się tylko nią zabawić.
3. Michi, ty mój Michi.... coś ty chłopie znowu nawywijał? I chyba ma rację z tym, że tego akurat Sarah mu nie wybaczy. A swoją drogą - paradoks. Sarah tak bardzo obawiała się zagrożenia ze strony Jessi ze nie spodziewała się, że Michi pójdzie w całkiem innym kierunku. A tu proszę, jaka niespodzianka!
Pięknie.
Nie powiem, zebym była z niego dumna.
Co do naszej Jessi... sama już nie wiem co mam o niej myślec. Z jedenj strony rozumiem jej poszukiwania i chęć bycia z kimś, bo przecież człowiek nie może być samotny. Ale z drugiej... mam wrażenie, że ona to wsztystko robi na siłę.
Zobaczymy co nam zaserwujesz w kolejnym rozdziale, na który czekam oczywiście z niecierpliwością.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, Lilka :)
Zapraszam na nowości u mnie.
Do następnego!
p.s. Przepraszam za pewnie tak liczne błędy, ale.... już jest jutro, a ja tak naprawdę jestem jeszcze wczorajsza. Buźka. ;*
No więc tak, przepraszam że nie skomentowałam ostatniego twojego rozdziału ale brak czasu..
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że Erik właśnie to wniesie do życia Jessi, ale ej ja się nie cieszę.. Bo to dalej jak dla mnie ostateczną parą ma być Jessi i Michi, a nie Jessi+Erik i Michi+Sarah, nie nie ja się na to po prostu nie zgadzam.!!
Marco, opiekuńczy braciszek ale chyba trochę upierdliwy tą swoją kontrolą nad siostrą..
A Michi to w ogóle.. nic dodać ni ująć.. coś ty chłopie zrobił?! Sarah nie cierpię ale to normalne że go znienawidzi, nie ma sie czemu dziwić..
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
Pozdrawiam :*
Zawsze lubiłam Michiego i uważałam, że fajny z niego facet, ale teraz coraz bardziej mam go dość. Nie rozumiem po co powiedział "tak" przed ołtarzem jeśli nigdy nie czuł do Sarah tego, co powinien. To było widać już przed ślubem i dziwię się, że mimo wszystko postanowił związać się z tą kobietą na stałe. Ile oni są po ślubie? Niewiele... A ich związek już jest jednym, wielkim nieporozumieniem. Ona jest jaka jest, fakt. Nie lubię jej i nie lubiłam, ale w tej sytuacji jest mi jej ogromnie żal. Mimo wszystko nie zasłużyła na to by być zdradzaną i to przez mężczyznę, którego tak kocha. Jak on mógł pozwolić sobie na dziecko z inną? Ok, pewnie tego nie planował, ale nie powinien w ogóle iść z nikim do łóżka! Z fajnego faceta stał się kompletnym dupkiem i nie wiem czy w tych okolicznościach ja w ogóle chciałabym, żeby kiedykolwiek wrócił do Jess;/ Ona chyba zasługuje na kogoś lepszego...
OdpowiedzUsuńNo i właśnie. Widać, że jej zażyłość z Erikiem się pogłębia. Ale mam wrażenie, że to wynika z potrzeby zbliżenia fizycznego, a nie jakiejś silnej więzi emocjonalnej. Nic o sobie nie wiedzą, dopiero się poznali, więc trudno tu mówić o czymś więcej. Ciągnie ich do siebie, ale co to jest i jak się rozwinie? Nie mam pojęcia;D
Coraz więcej zamieszania, coraz więcej niewiadomych! Dla mnie bomba! ;*
Pozdrawiam! ;*
I zapraszam na nowy rozdział do siebie;)
Zapchajdziura? Nazywasz to cudo "zapchajdziurą"? Kochana, przecież to grzech!
OdpowiedzUsuńNo ja normalnie nie wiem co powiedzieć... Ale zacznę od początku.
Marco wiadomo, troszczy się o siostrę, w końcu są ze sobą bardzo zżyci, ale... On trochę przesadza. Jessi powinna żyć dalej. Wiadomo, powinna się uważać na siebie, ale powinna mieć trochę wolności, przeżyć życie tak, aby być z niego zadowolonym. Marco, wyluzuj chłopie.
Erik, ach ten Erik. Uwielbiam pana Durma, nie śmiałabym zaprzeczać. W sumie to Jessi powinna spróbować z nim być. Takie moje zdanie. Powinna zapomnieć o Michim, który nieźle narozrabiał (wrócę do tego później). Moim zdaniem postępem jest to, że nie myślała o skoczku, kiedy całowała się z piłkarzem Borussi, ogromny postęp. On chyba jednak nie jest takim facetem, co szuka panienki na jedną noc. Jess go zaintrygowała i on ma ochotę poznać ją bliżej (i fizycznie i psychicznie). Dlatego ja kibicuje ich związkowi. To im obojgu wyjdzie na dobre (chyba, że planujesz coś innego?).
Wracam do Michaela. Hoho, w życiu bym się nie spodziewała, że on zrobi dziecko innej. W życiu. Zatkało mnie totalnie, kiedy to powiedział. W sumie to od kilku ostatnich rozdziałów nie lubię go. Jest egoistyczny, oszukuje żonę, zdradza ją. Znaczy ta żona to i tak jest jedno, wielkie nieporozumienie, ale nawet. Niezła świnia się z niego zrobiła. Kiedy Sarah się o tym dowie pewnie nie będzie mu do śmiechu. Pomimo tego, że Sarah to idiotka (chyba, że jest aż tak naiwna i wierzy, że on ciągle siedzi u Krafta), to jej współczuję. Nikt nie powinien być tak traktowany przez własnego męża.
Namieszałaś, kochana.
Czekam na kolejny!
Buziaki xx
Kurde no! W takim momencie! Już widzę reakcje Sarah, gdy się dowie. Oj, bój się Michi, tylko niech ona go nie zabije, dobrze?
OdpowiedzUsuńKobieto jak ta para: Erik, Jessi mnie intryguje, to nawet se sprawy nie zdajesz! Oni widocznie czują do siebie pociąg i to jaki! Hohoho! :) I nie biorąc tego, że Michi będzie ojcem, to gdy dowie się że oni razem coś to może byc ciekawie. Z drugiej strony mam nadzieje tylko że on tego dziecka nie zrobił dziewczynie albo żonie któregoś z kolegów w kadrze, bo co to by było! Ale może ta jego kochanka(?) miała przeterminowany test ciążowy co? Ojj tyle tych pytań.... I ten Marco co on zrobi jak dowie sie, że Erik i jego siostra ten teges? Ojjj kobito dawaj szybko nowy! Buziaki :*
Oj...
OdpowiedzUsuńNamieszałaś i to strasznie namieszałaś...
Choć bardzo się cieszę, że Jess no w sumie zakochała się z wzajemnością w Eriku, ale czy to zakochanie no w sumie tego nie jestem pewna, bo wydaje mi się, ze oni tylko działają na siebie, tylko pożądają się wzajemnie. Ale może będzie z tego coś więcej, oby...
Życzę im tego z całego serca. Jessica w końcu zasługuje na to cholerne szczęście, nawet jeśli miałoby być ono krótkie, efemeryczne...
Ale Michi narozrabiał. I dobrze. Powinien wiedzieć czym to grozi, a nie szlaja się po klubach zamiast zajmować się żoną, mimo iż nadal uważam, żę jej nie kocha, to ona nie zasługuje na coś takiego.
Przecież facet to powinien być wzorowy mąż, a nie koleś, który każdą noc spędza w klubie, a później są takie "WPADKI"...
Ciekawa jestem reakcji Sarah jak się o tym dowie. Może gdyby nie kazała uciekać Jessice, to ona by go powstrzymała i nie zrobiłby takiej głupoty, ale w sumie niech teraz ma za swoje.
Mam nadzieję ze Michi ją zostawi i postąpi jak odpowiedzialny mężczyzna i zaopiekuję się kobietą, której zrobił dziecko...
Czekam na kolejny
Buziole i weny :*
Czy ja mam rozumieć, że Michi zaszalał po nocnych klubach z jakąś obcą mu panienką, której zmajstrował dzieciaka?! O.o Przepraszam, za takie słowa, ale inaczej nie mogłam tego ująć.
OdpowiedzUsuńChcę żeby Erik był z Jessicą <3 Koniec, kropka!
Rozdział wspaniały, czekam na kolejny.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*
I kolejny rozdział cudowny! Jak ty to robisz?
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim świetna scena Jessi z Erikiem...ciągnie ich do siebie, a jego spostrzegawczość sprawia, że potrafi ją zrozumieć. Zakazany romans brzmi intrygująco i namiętnie w ich wykonaniu. I mam nadzieję, że będzie długo trwał.
Jednakże nie rozumiem zaborczości Marco. Rozumiem, troszczy się o siostrę, która dużo przeszła przez płeć przeciwną, ale nie upoważnia go to do blokowania kontaktów bliższych Jessici z mężczyznami. Przecież każda kobieta tego potrzebuje i Reus powinien to zrozumieć i uszanować.
O ile pierwsza część jest przy akompaniamencie dobrej zabawy, to druga przy marszu żałobnym. Na Michiego same nieszczęścia spadają. Ślub, wyjazd przyjaciółki, zdrada, a teraz dziecko? Może i po kolei i zgodnie z religią, ale nie z właściwymi osobami! To on powinien być u boku panny Reus, nawet jeśli kibicuję Erikowi.
Dużo weny i czasu, kochana ;**
Hej Kochana! <3
OdpowiedzUsuńPRZEPRASZAM za spóźnienie! :(
Zapchajdziura?! Nie żartuj. To jest genialne :)
Marco który troszczy się o Jess, jest takim cudownym starszym bratem. Nie pogardziłabym takim Marco :3
Michi! Michi! Serio?! Czy mu się we łbie poprzewracało? :/ Ja wiedziałam że Sarah to nie jest ten dobry wybór życiowy.. Ale jak się okazuje, można dokonać jeszcze gorszych xd Mam nadzieję, że jednak to dziecko nie okaże się Hayboecka :)
Lecę czytać kolejne :3
Piękny jest tutaj ten pierwszy cytat, aż sobie go przepisze ;-)
OdpowiedzUsuńNie do końca rozumiem tego zamiłowania do sportowców. Znaczy rozumiem i fajnie, że są, ale odnoszę wrażenie, że w tym opowiadaniu nie ma już normalnych osób ze zwykłymi zawodami, są sami, tylko i wyłącznie sportowcy lub ludzie bezpośrednio związani ze sportem.
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że trzeba o ukochanej osobie wiedzieć wszystko, bo jak już się całą księgę odkryje i przeczyta, to ona już tak nie intryguje - to po pierwsze, a po drugie to każdy z nas ma prawo do prywatności, jakiś skrywanych drobnych grzeszków i swoich sekrecików. Oczywiście o tych poważnych sprawach, które mogą się rypnąć i coś rozwalić, to warto napomknąć, a nawet o nich dokładnie opowiedzieć, wyjaśnić swoje motywy, czasami nawet się pokajać, Są jednak też rzeczy, o których wspominać nie warto i nie ma potrzeby.
Głupia czy naiwna? - Sarę lubię, nie mów tak o niej ty... Michael coraz bardziej mnie wkurza i najchętniej dałabym mu po gębie, gdybym go spotkała i byłby taki jak w tym opowiadaniu.
Dziwię się, że J tak szybko znajduje sobie tych chłopaków, bo ciągle nie wiem co takiego ona w sobie ma, że ich przyciąga, bo moim zdaniem nie ma w niej nic szczególnego i ciekawego, oprócz ciągłego użalania się nad sobą i tego wpatrzenia w nic niewartego i pożal się boże "przyjaciela", który ani trochę nie zasługuję nawet na miano "człowiek", a co dopiero "przyjaciel"...
Sarah nie jest w ciąży, ale M będzie ojcem, no proszę. Wcześniej nie wiedział jak się dzieci robi i jak się przed tym uchronić, skoro nie chciał bachorków? A mówiłam, że on jest skrajnie nieodpowiedzialny, niedorosły i po prostu niemądry, a głupi wręcz jest.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com