„Nie
lubię wspominać, nie lubię tęsknić,
nie
lubię myśleć o tym, co było i porównywać tego z tym, co jest,
a
mimo wszystko robię to bardzo często,
a
wręcz powiedziałabym, że systematycznie.”
J.R.
I znowu
tu wróciłam. Można rzec, że do punktu wyjścia. Kolejny raz nie miałam niczego.
Po raz wtóry zostałam z niczym. Enty raz rozczarowałam się i cierpiałam. A
miałam już tutaj nigdy nie wracać. Nie spacerować po ciemnym, zakurzonym
mieszkaniu w jednym z austriackich miasteczek, cierpiąc w samotności. Jednakże,
tak naprawdę to tutaj był mój dom. Nie w Niemczech, gdzie miałam brata,
rodziców… W rzeczywistości to w Austrii przeżyłam tak wiele cudownych chwil,
które niestety mieszały się z momentami cierpień oraz rozpaczy, która sięgała
niemal gwiazd… Taki najwidoczniej ma być mój żywot. Marny i poprzeplatany cholernym
bólem, lecz prawdopodobnie taka była moja misja. Ciężka misja, której bałam się
dalszego wypełnienia. Co było najgorsze w tym wszystkim? Samotność. Bo zostałam
sama. Sama jak palec. Miałam niby rodzinę, Marco, ale… To nie to było mi
potrzebne. Tak, rozstałam się z Erikiem. Nie dlatego, że wybrał Susanne. Żadnej
z nas nie wybrał. Do końca życia będę pamiętała wyraz jego twarzy, kiedy myśli
w jego głowie stały się jego wrogami. Zacisnął wówczas dłonie w pięści,
marszcząc po swojemu czoło. Wpatrywał się we mnie z zaskoczeniem, a ja z oddali
słyszałam jego galopujące serce. Byłam głupia, mając nadzieję, że jeszcze coś
może nas uratować. Nic nie mogło nas uratować. Łączyło nas cholernie dużo, lecz
dzieliła pustka w sercach, których nie umieliśmy zapełnić. A ja już nie
chciałam żyć obok Susanne. Nie dla mnie życie w trójkącie. Jeśli kocham, kocham
prawdziwie i nie chcę się dzielić z nikim moją najukochańszą osobą… I takim
prawem znalazłam się właśnie z powrotem w Austrii. Wyjechałam bez słowa. Nikt
nie wiedział, gdzie aktualnie się znajduję. Nikt. Absolutnie nikt. Telefon
jedynie co chwilę brzęczał w kącie, dając znak, że kolejne osoby chcą nawiązać
ze mną kontakt. Paradoks, prawda? Narzekałam na samotność, podczas kiedy inni
się o mnie niepokoili. Pomimo tego, że ta samotność miażdżyła mnie od środka,
wolałam ją niżeli kolejne tłumaczenia i powtarzanie tego samego. Zatem byłam
ja. Ja, ciemność, kurz zaległy na półkach oraz kilka pająków…
„Pamiętam każdą wspólnie
spędzoną chwilę,
a w każdej z nich było coś
wspaniałego.
Nie potrafię wybrać żadnej z nich
i powiedzieć: ta znaczyła
więcej niż wszystkie.”
M.H.
Najważniejszy
był ten pierwszy krok. Ruch własnego serca, które wreszcie zaczęło współgrać z
rozumem. Utwierdziłem się w przekonaniu, że należy walczyć, aby cokolwiek
odzyskać. Nie wymagałem wiele. Wręcz przeciwnie. Wystarczyłaby mi tylko krótka
wiadomość, co u niej. Tyle. Nic więcej… Bylebym tylko wiedział, że jest
bezpieczna, a uśmiech nie schodzi z jej rozjaśnionej twarzy. Nie odpuszczę. Nie
mogę. Będę szukał cierpliwie dzień po dniu. Będę podążał jej śladem. Szukał z
uporem, bo tak naprawdę to nawet Jessi mogła się pogubić. A ja? Ja musiałem ją
odnaleźć, a co dalej? To będzie już zależało od niej. Lecz tylko i wyłącznie z
nią mogłem porozmawiać dosłownie o wszystkim, bo nikt nigdy nie był przy mnie w
ten sposób, jak właśnie ona. Z całą wiedzą o mnie. Świadomością do czego jestem
zdolny. Tak po prostu. Mimo wszystko. Wbrew wszystkiemu…
-Czego?-
burknął mężczyzna, który ledwo co stał naprzeciw mnie. Zmierzyłem go badawczym
wzrokiem. Pijany. Czyli jest źle… Jessi… Co dzieje się teraz z jej życiem?! Co
dzieje się z moją Jessi?!
-Przyszedłem
porozmawiać z Jessi- wycedziłem zaniepokojony, siląc się na neutralny ton
głosu. Żadna bójka na pewno nie pomogłaby jej w tej chwili. A to właśnie
przecież jej dobro i bezpieczeństwo było dla mnie nadrzędne.- Jestem Michael.
Jej przyjaciel…- dopowiedziałem, kiedy Niemiec badawczo obserwował mnie od góry
do dołu.
-A więc
to ty, gnoju!- krzyknął na całe gardło, przypierając mnie do ściany. Wściekłość
oraz uraza wręcz kipiała z jego tęczówek, a zapach alkoholu skutecznie
podrażniał moje nozdrza.- To wszystko przez ciebie, słyszysz?! To twoja wina,
że mnie zostawiła!- wrzeszczał dalej, wymierzając pięść w moją stronę.
-Zostawiła
cię…- powiedziałem sam do siebie, nie czując nawet bólu w pulsującym miejscu na
mojej twarzy. Ogarnęło mnie jedynie zaskoczenie. I ciemność… Wszędzie była
ciemność, w której słyszałem jedynie rytmicznie bicie własnego serca.- Dla
mnie?- wykrztusiłem ledwo, nerwowo krążąc wzrokiem po każdym kącie jasnego
przedpokoju.
-A ty
co?! Głuchy się znalazł?!- kolejny raz jego pięść znalazła się zbyt blisko
mojej twarzy, co w ostateczności sprawiło, że się otrząsnąłem.- Spieprzyłeś
wszystko tym, że się urodziłeś! Powinienem cię teraz zabić, zdajesz sobie z
tego sprawę?
-Jeśli
się tylko dowiem, że ją zraniłeś…- wycedziłem, odpychając od siebie chłopaka.
Teraz to ja przyparłem go do ściany, mierząc go złowrogim wzrokiem.- Jeśli choć
jedna łza spłynęła po jej policzku z twojego powodu, przysięgam ci, że nie
będziesz już tak ładnie wyglądał, słyszysz?!
-Jesteś
tak samo niezrównoważony psychicznie jak ona- zaśmiał się gorzko, odpychając
mnie od siebie. Powolnym krokiem ruszył w stronę salonu, co chwilę podpierając
się o białe ściany mieszkania, które niegdyś dzielił z Jessi.- Szmata z niej i
tyle…- ukrył na chwilę twarz w dłoniach, jakby teraz to on mówił sam do
siebie.- Jedna z wielu… Nic nieznacząca dla nikogo zimna suka, która myśli, że
jest pępkiem świata…
-Powtórz
to jeszcze raz po adresem Jessi, a nie obchodzi mnie to, że niebo będę oglądał
zza kratek!- wrzasnąłem, gwałtownie zbliżając się w jego stronę. Nikt.
Absolutnie nikt. Nikt nigdy nie będzie posiadał prawa, aby nazywać tak Jessi.
Moją Jessi.
-Przymknij
się…- burknął rozdrażniony, ignorując moje pokrzykiwania.- Życie mi się sypie.
Nie mam ochoty na rozmowę z kolejnym błaznem…- mówił, zasiadając na kanapie,
jednocześnie mocząc swe usta w trunku.
-Największym
błaznem jesteś tylko ty- warknąłem, podążając za nim. Nie wiem czemu nie
odpuściłem. Może jedynie chciałem jakoś zaznaczyć swój teren? A może poznać
jego dalsze zamiary, by wiedzieć dokładniej na jakim gruncie stąpam?-
Pozwoliłeś odejść tak cudownej kobiecie- wypomniałem, aby dopiero po dłuższej
chwili doszedł do mnie fakt, że ja uczyniłem dokładnie taki sam błąd przed
laty…
-Nie
myśl, że masz czysty teren- wycedził z goryczą w głosie, lecz rażącą pewnością,
której nie sposób było nie zauważyć.- Będę walczył, słyszysz?- podniósł się, by
zrównać się ze mną wzrokiem.- Kocham ją i nie pozwolę jej uciec.
-Myślisz,
że po tym, co jej zrobiłeś ona będzie w stanie ci wybaczyć?- wydukałem, mając
świadomość, iż drwię teraz sam z siebie. Trudno. Wszystko, byleby odebrać mu
choć odrobinę tej jego pewności siebie, którą zapewne czerpał z miłości, którą
obdarzał Jessi.- Jesteś śmieszny.
-Ona
mnie kocha- powiedział wolno i wyraźnie tak, aby każde słowo w odpowiedni
sposób zapisało się w moim umyśle. Zacisnąłem dłonie w pięści.- Kocha ponad
wszystko. Ponad ciebie- zaakcentował ostatnie zdanie, powodując, że jeszcze
mocniej zacisnąłem dłonie.
-Skąd ta
pewność?- wykrztusiłem, siląc się na naturalne brzmienie, pozbawione obaw oraz
złości, która spięła wszystkie moje mięśnie.- Nie poniżaj się może już, co?
-Ona cię
nienawidzi- zaśmiał się gorzko, patrząc z ironicznym rozbawieniem w moje oczy.-
Zabawiłeś się nią, a potem? Zostawiłeś- parsknął śmiechem.- Ona nie chce cię
widzieć. Nie chce mieć absolutnie nic z tobą do czynienia. Nie pytaj skąd wiem.
To mnie ona zwierzała się, kiedy nie odbierałeś od niej kolejnych połączeń, nie
odpisywałeś nawet półsłówkiem na wiadomości…
-A kiedy
dowiedziała się o zakończeniu kariery?- to pytanie samo wymsknęło się z moich
ust. Od samego początku pragnąłem dowiedzieć się w jaki sposób to wszystko
odebrała Jessi. Domyślałem się, że nie jest kolorowo. Że musiała być zaskoczona,
zdezorientowana…
-Za to
nienawidzi cię najbardziej- zaśmiał się znowu.- Siedziała przez kilka dni w
sypialni, produkując hektolitry łez. Chciała sobie sama to wszystko
uporządkować, a nie umiała sobie poradzić z tym wszystkim. Przez ciebie. Przez
to, że nawet jej niczego nie wytłumaczyłeś. Płakała przez ciebie, a to ty
śmiesz prawić mi kazania- upijając kolejny łyk alkoholu, spojrzał na mnie z
triumfem. Zmierzyłem go jeszcze raz od góry do dołu, po czym odwróciłem się na
pięcie i ruszyłem przed siebie w stronę drzwi.- Będę walczył, więc radzę nie
zapominać o moim istnieniu!- usłyszałem na odchodne.
„Chciałabym wznieść toast za
uczucia,
które nazywacie miłością.”
J.R.
Szłam
zwartym krokiem przed siebie, wciągając wbrew sobie spore ilości mroźnego powietrza,
które podrażniało moje gardło. Dreszcze przechodziły przez moje ciało, a nogi
powoli odmawiały posłuszeństwa. Gdzie zmierzałam? Sama nie wiem. Włóczyłam się
w ten sposób po mieście już dobre kilka godzin, lecz nadal to było za mało, aby
odciąć się od tego wszystkiego. Odpoczynku. Westchnienia psychicznego… Jedynie
tego pragnęłam. Niczego więcej. Niby to takie banalne, pospolite, ale tak
trudne do osiągnięcia. Cóż… Każde życie jest jak film, w którym występuje
miłość, ból, rozczarowanie czy nawet twór nazywany przeznaczeniem. Mój film na
pewno nie byłby hitem. W żadnym wypadku… Każdy miałby dosyć tego banalnego
scenariusza. Miłość, szczęście, a potem? Łzy i cierpienie zgorzkniałej kobiety,
która nie wie, co ze sobą począć. Ja sama mam dosyć tego cyklu…
-Jessica!-
usłyszałam głos za swoimi plecami, który sprawił, że odwróciłam się niemal
natychmiastowo. Uśmiechnęłam się przez łzy, niezdarnie próbując otrzeć słoną
ciecz, która nieustannie spływała po moich bladych policzkach.
-Witaj,
Thom- musnęłam na przywitanie policzek chłopaka, nie chcąc by już na powitanie
zobaczył cienie pod moimi powiekami i zaczerwienione od płaczu oczy.- Co u
ciebie?- uprzedziłam go przed zadaniem tego samego pytania, chcąc w czasie
opowiadań chłopaka wyzbyć się szlochu.
-Dobrze.
Nawet bardzo- odpowiedziała blondynka, która nagle wyłoniła się zza pleców
Austriaka. No tak. Eva. Spoglądała zalotnie w stronę Thomasa. Kwitła i ja
dokładnie potrafiłam to dostrzec. A więc to właśnie tak wygląda szczęśliwa
kobieta… Szkoda, że ja nigdy nie będę w takim stanie. – A u ciebie, co słychać?
-Super…-
powiedziałam pod nosem, chowając swój wzrok przed ich dwóją. Jeszcze z Thomasem
mogłabym porozmawiać, lecz Eva? Przecież to ona niemal wygoniła mnie z Austrii.
To ona była jedną z szantażystek, która była sprawczynią tego wszystkiego…
Całego bałaganu, który teraz panował w moim życiu.
-Idź do
tego sklepu, kup co potrzeba i spotkamy się w domu, dobrze?- odezwała się Eva, patrząc na Thomasa swym markowym,
uwodzicielskim wzrokiem.- Muszę porozmawiać z Jessicą- dopowiedziała, zwracając
wzrok w moją stronę. Serce niemal podskoczyło mi do gardła. Eva chce rozmawiać
ze mną. Kobieta, która miała haka na mojego brata, ta sama, która bezdusznie
mnie szantażowała, teraz chce ze mną rozmawiać po tym, jak złamałam postanowienia
jej szatańskiego paktu. I znowu jest mi słabo. Znowu moja cera robi się
ziemista. A dreszcze? One z sekundy na sekundę stawały się coraz gorsze…
~*~
Hallo!
;*
Tak i oto przed Wami dziewiętnasty rozdział. ;)
Mam nadzieję, że choć trochę Wam się podoba. Jak odczucia?
Co myślicie o postępowaniu bohaterów?
Jakieś scenariusze na przyszłość?
Proszę, dzielcie się ze mną swoimi słowami. Śmiało! Nie macie nawet pojęcia jaką uciechą i radością dla mnie jesteście. ♥
Tak i oto przed Wami dziewiętnasty rozdział. ;)
Mam nadzieję, że choć trochę Wam się podoba. Jak odczucia?
Co myślicie o postępowaniu bohaterów?
Jakieś scenariusze na przyszłość?
Proszę, dzielcie się ze mną swoimi słowami. Śmiało! Nie macie nawet pojęcia jaką uciechą i radością dla mnie jesteście. ♥